Rozważanie Ewangelii według św. Mateusza
ROZDZIAŁ 21
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
WJAZD JEZUSA DO JEROZOLIMY
Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał dwóch uczniów1 i rzekł im: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie!2 A gdyby wam kto co mówił, powiecie: "Pan ich potrzebuje, a zaraz je puści"».3 Stało się to, żeby się spełniło słowo Proroka:4 Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy.5 Uczniowie poszli i uczynili, jak im Jezus polecił.6 Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich.7 A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze.8 A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!9 Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: «Kto to jest?»10 A tłumy odpowiadały: «To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei».11 (Mt 21,1-11)
Świat ulegający pozorom
„A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!” (Mt 21,8-9) Wielu wielkich tego świata – także dzisiejszych polityków – chciałoby doznać takiego przyjęcia, jakie spotkało Jezusa wjeżdżającego do Jerozolimy. Podobałyby się im okrzyki uwielbienia, płaszcze rzucane im pod nogi i wymachiwanie różnym i przedmiotami umieszczonymi w rękach. Dla wielu dawnych i dzisiejszych „polityków” byłyby to znaki wielkiego poparcia, zaufania, sympatii a nawet miłości. Uważaliby podobne przyjęcie za początek wielkiego sukcesu politycznego. Jezus nie uległ ani przez moment podobnemu złudzeniu. Przyjął pokornie to, co Go otaczało. Wiedział jednak, że nie przybył do Jerozolimy po ludzką chwałę, lecz po chwałę, którą otoczy Go Ojciec. Nie przyszedł, by odebrać chwałą jakiemuś ziemskiemu władcy, lecz po to, by pokonać moc szatana. Nie przybył, żeby zamieszkać w wygodnym pałacu, lecz po to, by się poddać niezliczonym upokorzeniom i dotkliwym cierpieniom fizycznym. Szedł jednak do chwały – do chwały Ojca, do którego miał powrócić. W pewnym sensie przyszedł też po to, by przynieść zawód ludziom o mentalności otaczającego Go rozentuzjazmowanego tłumu. Nie pojawił się bowiem w Jerozolimie, aby zaspokoić ziemskie pragnienia Swoich rodaków, lecz w tym celu, by zrealizować wolę Ojca przez swoją śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.
Jezus jadący na źrebięciu
„Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze.” (Mt 21,7-8) Uczniowie nie rozdzielili oślicy od jej źrebięcia. Przyprowadzili do Jezusa razem oba zwierzęta. On wsiadł na osiołka. „Stało się to, żeby się spełniło słowo Proroka: Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy.” (Mt 21,4-5)
Na Jezusa, Króla Pokoju, czekali Jego wrogowie
„Stało się to, żeby się spełniło słowo Proroka: Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy.” (Mt 21,4-5) Wjazd Jezusa na osiołku miał przypomnieć Jego rodakom, czyli Córze Syjońskiej, zapowiedź proroka Zachariasza o Nim, Królu Pokoju: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny - jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi.” (Za 9-10) Do Jerozolimy wjeżdżał na osiołku Zbawiciel, Król przynoszący pokój. Tam jednak czekała na Księcia Pokoju wrogość i zaplanowana przez Jego wrogów śmierć.
Przychodzący w imię Pańskie
„A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!” (Mt 21,9) Jezus przyszedł w imię Pańskie, w imię Pana Boga żywego. Nie przyszedł we własnym imieniu, ale jako posłany przez Ojca. Chociaż przyszedł w imię Pańskie, to jednak nie został w Jerozolimie przyjęty przez tych, którzy uważali się za sługi Boga, Jego kultu, Pism i Prawa. Kiedy do nas ktoś przychodzi, to trzeba rozpoznać w czyim imieniu to robi. Nie każdy bowiem człowiek przychodzi w imię Pańskie. Niektórzy przychodzą we własnym imieniu albo nawet w imieniu złego ducha, którymi on się posługuje. Przychodzący w imię Pańskie zawsze przynoszą dobro i błogosławieństwo, w przeciwieństwie do ludzi przychodzących w imieniu złego ducha, którzy przybywają tylko po to, aby szerzyć zło i do zła zachęcać.
Jezus pokornym Królem Pokoju
Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy.” (Mt 21,4-5) Prorok Zachariasz przepowiedział przybycie do Jerozolimy Króla Pokoju (por. Za 9-10) Tym Królem jest Jezus Chrystus – Ten, który wjechał tam na źrebięciu oślicy, bez wojsk i bez dworzan. Nie przybył, aby podbić miasto mocą oręża. Wjechał tam na osiołku, aby wykrzesać z ludzkich serc wiarę i miłość. To samo czyni teraz, gdy przychodzi do człowieka – próbuje pobudzić do miłości, której nie da się nikomu narzucić ani nikogo do niej zmusić. Podchodzi pokornie do każdego serca ludzkiego, aby Go zauważyło, przyjęło Go przez wiarę i umiłowało mocą Ducha Świętego. Jeśli ktoś to uczyni, staje się nowym obywatelem Jego królestwa Pokoju. Jezus jest Królem, który nikomu nie narzuca Siebie, jednak robi wszystko, żeby ktoś Go wybrał dobrowolnie za swojego umiłowanego Króla. Człowiek, który to uczyni, nie zetknie się z Jego władzą upokarzającą i dotkliwą. Odkryje tylko Jego miłość, pomoc i uszczęśliwiającą obecność. Spotka miłosiernego Króla, który prawdziwie służy, wspiera, pomaga, podnosi na duchu, wnosi pokój do serca i prowadzi do swojego wiecznego królestwa.
Prorok z Nazaretu w Galilei
„Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: «Kto to jest?» A tłumy odpowiadały: «To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei».” (Mt 21,10-11) Wielkie było poruszenie z powodu wjazdu Jezusa do Jerozolimy, a jeszcze bardziej – z powodu przygotowanego mu przez tłumy przyjęcia. W mieście oprócz Żydów, z powodu święta, znajdowali się przybysze z diaspory, którzy niewiele wiedzieli o Jezusie, a może nawet nic o Nim nie słyszeli. To ci zadawali pytanie: „Kto to jest”. Ludzie z tłumów informowali ich zgodnie ze swoim przekonaniami: „To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei”. Mówili tylko to, co było dla nich pewne: nie Mesjasz, nie Syn Boży, lecz – prorok. Co do tego nie mieli wątpliwości, wiedzieli bowiem, jak wielkich znaków On dokonał. Nie wyjaśniali im natomiast, co to jest Galilea, bo zakładali, że pytający to wiedzą.
Płaszcze na osiołku i pod jego nogami
„Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze.” (Mt 21,7-8) Jezusowi ofiarowano swoje płaszcze: jedni położyli je na osiołku, aby Zbawiciel mógł na nich usiąść, inni natomiast słali je na drodze. Jedni i drudzy oddali swoją własność do Jego dyspozycji. Jednak bardziej od naszych płaszczy Jezus pragnie naszej miłości, naszych serc, naszej woli. Jeśli Mu ją dobrowolnie oddamy, to na pewno nie będzie po niej stąpał jak osiołek, na którym jechał, ani nie usiądzie na niej jak na płaszczach ułożony na grzbiecie źrebięcia oślicy. Weźmie z radością naszą wolę i potraktuje jak cenny dla Niego klejnot, i pomoże nam podejmować decyzje w życiu takie, jakie On by podjął na naszym miejscu. Dzięki temu osiągniemy chwałę w niebie. Ofiarować siebie i swoją wolę Jezusowi oznacza zrobić coś podobnego, co uczynili ze swoimi płaszczami Jego wyznawcy, gdy wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy: zrezygnować dobrowolnie z decydowania o sobie, o swoim życiu i dać Jezusowi, Jego miłości i mądrości pełne prawo do dysponowania naszym życiem. W praktyce oznacza to formowanie naszego życia według Jego przykładu i woli, albo według przykładu Maryi, Jego Matki, bo Ona była i nadal pozostaje najwierniejszą Jego „kopią”, „ikoną”, „obrazem”. Kto Ją naśladuje, ten na pewno naśladuje Jej Syna, Jezusa Chrystusa.
Wjazd Jezusa na osiołku symbolicznym pouczającym wydarzeniem
„Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał dwóch uczniów i rzekł im: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie!” (Mt 21,1-2) Jezus mógł wejść do Jerozolimy na własnych nogach. Wybrał jednak inny sposób dotarcia do miasta. Posłał uczniów do znajdującej się blisko wioski, aby tam odwiązali oślicę i przyprowadzili ją wraz ze źrebięciem do Niego. I właśnie to zwierzę zawiozło do Jerozolimy na swoim grzbiecie Zbawiciela świata. Wydarzenie to poucza, że nawet posłuszne Jezusowi zwierzę może odegrać jakąś rolę w Jego zbawczym planie, którym w tym wypadku było udanie się do Jerozolimy, aby ta ponieść na krzyżu śmierć dla naszego zbawienia. Jeśli zwierzęciem może się On posłużyć do wypełnienia swoich planów, to tym bardziej – ludźmi. Każdego z nas pragnie On uczynić swoim pomocnikiem w zbawianiu świata. Każdy z nas ma do wykonania jakąś wyznaczoną mu cząstkę w Jego wielkim planie przemieniania świata w królestwo dobra, w planie zbawienia go. Warunkiem wywiązania się z powierzonego nam zadania jest całkowite posłuszeństwo Zbawicielowi. To On ma pokierować naszym życiem tak, jak skierował osiołka do Jerozolimy.
Zbawiciel udziela wyjaśnień, koniecznych do wypełnienia zadania
Jezus rzekł do swoich uczniów: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie! A gdyby wam kto co mówił, powiecie: "Pan ich potrzebuje, a zaraz je puści"». (Mt 21,2-3) Jezus przewidział, jak mogą się zachować właściciele oślicy i źrebięcia, gdy zobaczą, że ktoś odwiązuje te zwierzęta. Pouczył ich zatem, co mają powiedzieć. I tak się stało. Zwierzęta zostały do Niego przyprowadzone bez przeszkód. Po spełnieniu swojego zadania z pewnością zostały z powrotem odprowadzone tam, skąd zostały wzięte. Zawsze, kiedy Pan nam coś zleca, podaje konieczne wyjaśnienia, jak wypełnić dobrze Jego zadanie. Czasem czyni to od razu, jak w tym wypadku, a czasem później, w stosownym czasie i w taki sposób, jaki będzie dla nas najlepszy np. przez nowe okoliczności albo przez pomoc i wskazówki drugiego człowieka itp.
JEZUS W ŚWIĄTYNI
A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie.12 I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».13 W świątyni podeszli do Niego niewidomi i chromi, i uzdrowił ich.14 Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się15 i rzekli do Niego: «Słyszysz, co one mówią?» A Jezus im odpowiedział: «Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?»16 Z tym ich zostawił, wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował.17 (Mt 21,12-17)
Spotkanie Jezusa w świątyni z czcicielami Mamony
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».” (Mt 21,12-13) Jako pierwsze wydarzenie w Jerozolimie, po wjeździe tam Jezusa na osiołku, Ewangelista opisuje Jego wejście do świątyni. Zbawiciel gwałtownie zareagował na zachowanie tych, którzy ze świątyni, domu modlitwy, uczynili jaskinię zbójców. Ludzie ci z pewnością nie szli wcześniej w tłumie towarzyszącym Jemu, Synowi Bożemu, i nie wołali: „Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!” Nie rzucali przed Nim swoich płaszczy, nie „obcinali gałązek z drzew i nie ścielili na drodze” (Mt 21,8-9) Oni bowiem mieli innego boga – mamonę i tego bożka czcili w świątyni Boga prawdziwego. Ponieważ dwom panom nie da się służyć (por. Mt 6,24), dlatego wybrali tego pierwszego.Zaskakujące pojawienie się Jezusa w świątyni zapowiedzią Sądu Bożego
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie.” (Mt 21,12) Sprzedający w świątyni może myśleli, że nigdy nikt im nie przeszkodzi w robieniu dobrych interesów na jej terenie. Wydawało im się, że mogą bezkarnie znieważać miejsce święte, bo dotąd nikt z tych, którzy służyli przy świątyni, im nie przeszkadzał. A może nawet cieszyli się ich poparciem. Myśleli, że Bóg nigdy nie upomni się o Swoje. Pomylili się. Jezus ich zaskoczył. Wszedł do świątyni, miejsca modlitwy i sprawowania kultu, aby bronić sprawy Bożej. Pojawił się tam w chwili, w której się tego nie spodziewali. Oczyścił świątynię z handlarzy. Chrystus któregoś dnia mocno zaskoczy także wielu współczesnych, którym się wydaje, że Boga można w nieskończoność lekceważyć, znieważać, ośmieszać i odciągać od Niego. Zaskoczy tych, którzy myślą, że Jego dzieła i łaski można bezkarnie lekceważyć i deptać. Nastanie dzień, w którym się przekonają, jak bardzo się mylili. A będzie to dzień o wiele surowszy niż ten, kiedy Zbawiciel pojawił się niespodziewanie w świątyni jerozolimskiej i zaskoczył wszystkich znajdujących się tam kupców. Bóg któregoś dnia mocno zaskoczy tych, którym się wydaje, że On jest bezsilny wobec zła panoszącego się na ziemi, stworzonej przez Niego i do Niego należącej. Księga Apokalipsy w różnych miejscach przypomina, że nastanie „Dzień Gniewu Bożego”, którego skromnym obrazem i zapowiedzią było wypędzenie handlarzy ze świątyni jerozolimskiej. Kupcy w świątyni zostali przez Jezusa zaskoczeni jak ludzie za czasów Noego potopem i mieszkańcy Sodomy i Gomory – ogniem, który spadł z nieba i zniszczył wytworzone przez nich zło.
Zamienianie Kościoła, Świątyni Bożej, w jaskinię zbójców
„I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».” (Mt 21,13) Kupcy uczynili z domu modlitwy jaskinię zbójców, bo porzucili Boga i z Jego domu uczynili sobie dom dla załatwiania swoich interesów. Handlarze zamienili Bożą świątynię w miejsce, w którym się czuli dobrze, gdyż mogli czynić to, co nie Bogu lecz im się podobało. Chrystus utworzył nową świątynię, którą jest Jego Kościół. Został on wyposażony w różne Jego narzędzia, które służą zbawianiu ludzi. Niestety, niektórzy próbują zamienić tę Nową Świątynię i narzędzie zbawiania świata w jaskinię zbójców, czyli w jakiś twór, w którym Bóg nie ma nic do powiedzenia, bo ma być ukształtowany tylko według zapotrzebowań różnych grup społecznych. Ma być – jak się mówi – na nie „otwarty”. Wielu wyraża dzisiaj pragnienie zreformowania Kościoła. Jego reforma zawsze jest pożyteczna, o ile opiera się na czystej nauce Jezusa, na Jego Ewangelii. Niepokój mogą jednak budzić różne rady lub nawet dokumenty odnoszące się do zreformowania go, w których nie ma słowa Bóg, Chrystus, sakramenty, ewangelizacja, w których nie ma żadnego odniesienia do tych źródeł, w których zostało nam dane Boże pouczenie i Boska wizja Jego Kościoła.
Przystosowywanie Kościoła Chrystusowego do siebie
„I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».” (Mt 21,13) Często ci, którzy głośno krzyczą o potrzebie zreformowania Kościoła, pragną go dostosować do siebie, do swoich potrzeb, a nawet – do swojego zepsucia. Taka reforma może jednak zamienić Kościół, dom modlitwy i duchowej ofiary, narzędzie zbawienia, w „jaskinię zbójców”. Taka zamiana się dokona, jeśli za reformę zabiorą się ludzie o usposobieniu „zbójców”, którzy nigdy nie mają na uwadze Bożej woli ani dobra innych ludzi, lecz własne lub dobro swojej szajki. Wielu pragnie „ludzkiego” Kościoła, w którym będą się czuli dobrze, bo nie będzie nikogo upominał i strofował nawet wtedy, gdy ze względu na sposób życia komuś grozi wieczne potępienie. Niestety, wielu marzy o takim właśnie Kościele!
Rozdrażnienie arcykapłanów i uczonych w Piśmie
„W świątyni podeszli do Niego niewidomi i chromi, i uzdrowił ich. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się i rzekli do Niego: «Słyszysz, co one mówią?» A Jezus im odpowiedział: «Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?»” (Mt 21,14-16) Arcykapłanom i uczonym w Piśmie handel w świątyni nie przeszkadzał, jednak wyraźnie drażniły ich cuda, które Jezus tam czynił, i okrzyki „Hosanna Synowi Dawida”. Z handlu zapewne czerpali jakieś zyski, a powiększająca się chwała Jezusa mogła zachwiać ich pozycje przewodników duchowych w narodzie.
Dzieci i ludzie o dziecięcym usposobieniu oddają Bogu chwałę
„Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się i rzekli do Niego: «Słyszysz, co one mówią?» A Jezus im odpowiedział: «Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?» Z tym ich zostawił, wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował. (Mt 21,15-17) Jezus pozwolił, żeby dzieci wołały w świątyni: „Hosanna Synowi Dawida”. Więcej nawet, uznał to za wypełnienie przepowiedni Pism. Małe dzieci, ssące niemowlęta, oddają chwałę Synowi Bożemu! Tego jednak nie mógł powiedzieć ani o arcykapłanach, ani o uczonych w Piśmie, którzy rzekomo stali na straży prawdziwego kultu Bożego i Jego słowa, zawartego w Piśmie świętym. Jezus odszedł i zostawił swoich przeciwników, rzekomych znawców spraw Bożych, aby przemyśleli sobie znane im słowa psalmu: „Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom, aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.” (Ps 8,3)
Czas życia dany na przemyślenie prawd Bożych
„Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się i rzekli do Niego: «Słyszysz, co one mówią?» A Jezus im odpowiedział: «Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?» Z tym ich zostawił, wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował.” (Mt 21,15-17) Pośród tych, którzy oburzali się, słysząc dzieci wołające: „Hosanna Synowi Dawida”, znajdowali się oprócz arcykapłanów także uczeni w Piśmie. Dlatego Jezus przedstawił im to, co widzieli i słyszeli, jako wypełnienie się słów psalmu: „Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom, aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.” (Ps 8,3) Nie dyskutował więcej z tymi, którzy nie mieli ochoty rzeczowo rozmawiać z Nim. „Z tym ich zostawił, wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował.” (Mt 21,17) Pozostawił ich, aby w spokoju zastanowili się nad tym, co usłyszeli z Jego ust. Dał im czas na przemyślenie i przyjęcie lub odrzucenie prawdy. Coś podobnego Bóg czyni z każdym człowiekiem: każdemu daje czas, wyznaczony przez długość jego życia, na dobrowolne ustosunkowanie się do prawdy Bożej oraz do dobra i zła. Od tego wyboru zależy wieczność człowieka.
Oburzanie się z powodu dobra
„Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się”. (Mt 21,15) Reakcja na obserwowane dobro lub zło objawia wnętrze człowieka, jego stan duchowy: szlachetność lub głębokie zdeprawowanie. Oburzenie powinno budzić jedynie zło i zakłamanie, natomiast widok dobra i zetknięcie się z prawdą powinno wywoływać radość i przychylną akceptację. U arcykapłanów i uczonych w Piśmie reagowanie na dobro było sprzeczne z powyższą zasadą. Oburzenie wywoływało w nich dostrzeganie dobra, którym były cuda dokonane przez Jezusa i głosy uwielbienia pod Jego adresem, na które jako Syn Boży w pełni zasługiwał. Jeśli jakiś człowiek reaguje na dobro tak jak arcykapłani i uczeni w Piśmie, to odsłania swoje zdeprawowanie duchowe, swoją niechęć do dobra, przylgnięcie sercem do zła i kłamstwa. Warto robić sobie rachunek sumienia z tego, jak ja reaguję na dostrzegane w świecie i ludziach dobro: czy mnie ono cieszy lub drażni, denerwuje albo też budzi zazdrość?
Modlitwa prośby i uwielbienia
„W świątyni podeszli do Niego niewidomi i chromi, i uzdrowił ich. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie - widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida» - oburzyli się”. (Mt 21,14-15) Chorzy niewidomi, chromi doznali radości, ponieważ Jezus ich uwolnił od dotkliwego brzemienia choroby i od codziennych trudów życia jako osoba niewidoma lub chroma. Dzieci natomiast, o których wspomina Ewangelista, doznawały radości z innego powodu. Cieszyły się, że mogą Jezusa wychwalać i uwielbiać, wykrzykując: «Hosanna Synowi Dawida». Bogu miła jest każda modlitwa – modlitwa prośby, bo wyraża zaufanie Mu i daje Mu radość obdarowywania ufające Mu Jego dzieci. Miła Mu jest także modlitwa uwielbienia, gdyż przynosi natychmiastową radość temu, kto Go uwielbia i zachwyca się Jego wspaniałością.
Kościół w pełni otwarty na człowieka
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców». (Mt 21,12-13) Dzisiaj słyszy się wiele o takim zreformowaniu Kościoła, aby był w pełni „otwarty” na człowieka, na świat. Jednak opisane w Ewangelii wydarzenie wyrzucenia ze świątyni sprzedających i kupujących tam poucza, że świątynia Boża – a taką jest przede wszystkim Kościół – nie może być otwarta na wszystko i na wszystkich. Nie może się otwierać na tych, którzy chcą ją przemienić z miejsca świętego w targowisko, na którym każdy robi swoje interesy, bez oglądania się na Boga. Kościół powinien być otwarty przede wszystkim na wszystkie dzieła Boże, na dzieła Ducha Świętego. Musi jednak być „zamknięty” na herezje i zło, chociaż i jedno i drugie wchodzi do niego przez człowieka. Nie każde zatem „otwarcie się na drugiego człowieka” jest dobre. Jednym z ważniejszych dzieł Ducha Świętego, dawanym przez Niego w naszych czasach, są prawdziwe objawienia. Są one jednym z przejawów daru proroctwa, danym dla uświęcenia świata i wydobycia go z bagna zakłamania i grzechu, otwierania się na działanie diabła a nie Ducha Świętego. Na ten dar prorocki Kościół „otwarty na człowieka” powinien się otworzyć, bo ten dar przychodzi „przez człowieka”, chociaż jego głównym Dawcą jest Duch Święty.
Kościół „otwarty i postępowy” lub raczej: „służący i pomagający”
W ostatnich dziesięcioleciach często używane jest słowo „otwarty”, które rozumie się zwykle w sensie pozytywnym tak jak pojęcie: „postępowy”. Jedno i drugie zaczęto też odnosić do Kościoła, aby mu wskazać ideał, do którego powinien dążyć podczas reformowania się. Trzeba jednak zauważyć, że te dwa określenia: „otwarty i postępowy”, są bardzo ogólnikowe i bez dodatkowego wyjaśnienia niewiele mówią. „Otwarty” nie musi też oznaczać czegoś pozytywnego, bo przecież nieużyteczne byłoby okno lub drzwi zawsze otwarte. Owszem, przez otwarte okno przedostaje się pożyteczne świeże powietrze, ale również muchy, komary, smog, mróz lub nieznośny upał, a przez otwarte drzwi – zarówno oczekiwani goście jak i złodzieje lub zwierzęta. Zamiast „otwarty” w odniesieniu do Kościoła bezpieczniejsze i bardziej jednoznaczne byłoby określenie: „służący i pomagający”. Istotnie, Kościół powinien być „służący” jak Chrystus i „pomagający” tak jak On. Ma wszystkimi dostępnymi mu środkami pomagać w zbawieniu, w uświęcaniu się, w pogłębianiu wiary, nadziei i miłości, w doskonaleniu życia, oczyszczaniu się z grzechów i wad, uwalnianiu się z uzależnień, w wyzwalaniu się z nałogów. Ma być także Kościołem „pomagającym” człowiekowi wyjść z nędzy materialnej. Ponadto określenie „otwarty” zawiera w sobie coś z bierności, oczekiwania, braku aktywności, działania na podobieństwo otwartego okno lub drzwi, które nic nie robią. Kościół „służący i pomagający” nie jest bierny, lecz przeciwnie – aktywny. Pomaga aktywnie przez modlitwę, ofiarę Eucharystyczną, sakramenty, przebaczanie w imieniu Boga, głoszenie słowa Bożego a także przez wspieranie materialne ubogich i otaczanie ludzi troską, pomocą i zrozumieniem w ich wszelkich nieszczęściach.
Potężne działanie Jezusa oczyszczającego świątynię
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».” (Mt 21,12-13) Działanie Jezusa nie skończyło się na wygłaszaniu bezskutecznych gróźb. On rzeczywiście „wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni”. Uniemożliwił działalność bankierów, bo „powywracał stoły zmieniających pieniądze”. Nie ostały się też miejsca handlu, bo powywracał „ławki tych, którzy sprzedawali gołębie”. Uczynił tak nie z nienawiści, lecz z miłości do Ojca i do tych, którzy w Jego świątyni deprawowali się zamiast się uświęcać. Jezus ukazał się jako ktoś bardzo potężny w swoim działaniu. Ta Jego potęga jest równie wielka w oczyszczaniu Kościoła, żywej Świątyni Bożej, która nieraz staje się miejscem uprawiania handlu z wrogami Boga, ustępowania im i ich śmiercionośnym doktrynom w miejsce czerpania siły ze Źródła Wody Żywej. Jezus nie dopuści, aby Jego Kościół został zbezczeszczony przez handel z wielkim apokaliptycznym Babilonem i by podzielił jego tragiczny los (por. Ap 14,8; Ap 16,19; Ap rozdziały 17-18).
Handlujący i cierpiący w świątyni
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców». W świątyni podeszli do Niego niewidomi i chromi, i uzdrowił ich.” (Mt 21,12-14) W świątyni, w domu modlitwy, było miejsce dla chromych i niewidomych, gdyż oni modlili się, szukali Bożej pomocy i nie zamieniali miejsca świętego w „jaskinię zbójców”. Nie było tam jednak miejsca dla sprzedających i kupujących, dlatego tych Jezus wszystkich stamtąd wyrzucił – nie niektórych tylko, lecz „wszystkich”. Skoncentrowanie się na handlu, na dobrach materialnych kupowanych lub sprzedawanych uniemożliwia modlenie się, niszczy modlitwę. Cierpienie natomiast – takie jak obecnych w świątyni niewidomych i chromych – może modlitwę uczynić intensywniejszą i bardziej wytrwałą. Dla handlujących w świątyni nie tylko modlitwa była czymś dalekim i obojętnym, ale także – cierpienie i los obecnych tam cierpiących chorych.
Współcześni kupcy i bankierzy w świątyni Bożej, Kościele
„A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców».” (Mt 21,12-13) Jak świątynia jerozolimska tak również Kościół, świątynia Boża, narażony jest na obecność w swoim wnętrzu kupców i bankierów, wymieniających pieniądze. To tacy ochrzczeni, którzy handlują, wymieniając dobra udzielone Kościołowi przez Trójcę Świętą na coś, co nie ma wartości w oczach Bożych. Zamieniają skarby Boże dane Kościołowi na różne bezwartościowe "świecidełka", które podobają się zdeprawowanemu światu i które on sam mu daje w zamian za usunięcia skarbów Bożych, takich jak prawda Ewangelii, sakramenty np. sakrament małżeństwa, jasne normy moralne, oparte na prawie naturalnym i Bożych przykazaniach. Tych handlarzy i bankierów Jezus usunie wcześniej czy później ze swojej świątyni, Kościoła.
NIEURODZAJNE DRZEWO FIGOWE
Wracając rano do miasta, uczuł głód.18 A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: «Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!» I drzewo figowe natychmiast uschło.19 A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: «Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć?»20 Jezus im odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się.21 I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie».22 (Mt 21,18-22)
Nie ostoi się drzewo, które nie przynosi dobrych owoców
„A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: «Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!» I drzewo figowe natychmiast uschło.” (Mt 21,19) Drzewo jest przydatne, gdy przynosi owoce. Same liście, choćby były ogromne, nie czynią drzewa owocowego pożytecznym. Figowiec symbolizuje narody, religie, człowieka. Jeśli jest zakorzeniony w Bogu, przynosi obfite i pożyteczne owoce. Jeśli natomiast nie trwa w Bogu i nie ma w nim duchowego życia, to wcześniej czy później uschnie jak figowiec, na którym były tylko liście. Liście figowca mogą symbolizować pozorną wielkość ludzi i narodów, które porzuciły Boga. Mogą się wydawać potężne, dobrze zorganizowane, bogate, jednak skazują się upadek. Uschną jak figowiec bez owoców i zostaną wycięte jak każde drzewo, które ich nie przynosi. Uschnięcie figowca bez owoców pokazało uczniom Jezusa w wyraźny sposób prawdę zawartą w usłyszanej wcześniej Jego przypowieści: „Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć.” (Łk 13,6-9) Może wydarzenie z uschłym na zawsze drzewem figowym było wyjątkowo mocnym upomnieniem Judasza, w którym nie pojawiły się oczekiwane przez Zbawiciela duchowe owoce, a rosły obficie jedynie liczne liście jego ziemskich planów? Życie Apostoła-zdrajcy zbliżało się – z jego powodu – do tragicznego nieoczekiwanego samobójczego końca.
Szybki koniec wspaniale wyglądającego figowca
„A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: «Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!» I drzewo figowe natychmiast uschło. A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: «Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć?»” (Mt 21,19-20) Nic nie zapowiadało bliskiego końca figowca, bo obfita zieleń ukrywała jego nieprzydatność. Dlatego uczniowie Jezusa byli zdumieni, jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć. Istnieją różne organizacje i ludzie, którzy są podobni do nieurodzajnego figowca. Wyglądają wspaniale jak to drzewo o dużej ilości liści – zielonych. Wydają się wpływowi, energiczni, mocni, zdolni do skutecznego działania nawet na całym świecie. Jeśli jednak swoją nieużyteczność i bezowocność ukrywają jak figowiec pod okazałymi zielonymi liśćmi, nie przetrwają wiecznie. Ich koniec – dzięki mocy Boga – może się ujawnić szybciej niż się wydaje.
Uschły figowiec ostrzeżeniem
„A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: «Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć?»” (Mt 21,20) Uczniowie byli zaskoczeni tym, co się stało z figowcem. Chociaż nie było na nim owoców, to jednak jego okazały wygląd nie zapowiadał tak szybkiego uschnięcia. Zmarniał, bo nie było nad nim błogosławieństwa Jezusa. Tak się stanie z każdym człowiekiem, który polega tylko na sobie, na swoich „zielonych liściach” i niszczy w sobie Boże łaski, duchowość, mądrość Bożą. Kto porzuca łaski Boże, ten odcina się od Boga, od Jego błogosławieństwa i usycha duchowo. Martwy figowiec był ostrzeżeniem dla Judasza, który – nie wiedząc jeszcze o tym – wkrótce miał umrzeć jako apostoł-zdrajca, który dobrowolnie zrezygnował z przynoszenia w przyszłości owoców swojego apostołowania. To martwe drzewo jest ostrzeżeniem także dla różnych cywilizacji, które odrzucają Boże błogosławieństwo i propagują życie bez Boga jako wyraz wolności, postępu i dojrzałości człowieka. Wszystkie przeminą tak jak to duże i pięknie wyglądające bezowocne drzewo figowe.
Potęga modlitwy płynącej z głębokiej wiary
„A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: «Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć?» Jezus im odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie». (Mt 21,20-22) Jezus wykorzystał zaskakujące wydarzenie z wysuszonym figowcem nie tylko po to, by ostrzec, co się stanie z człowiekiem, który nie przynosi duchowych owoców, bo nie wykorzystuje łask Bożych i nie szuka Bożego błogosławieństwa. Dodatkowo jeszcze wykorzystał zaskoczenie swoich uczniów, aby pouczyć ich o potędze wiary w Jego moc. Jeśli będą wierzyć i z wiarą się modlić, dokonają wielkich rzeczy, bo otrzymają wszystko, o co na modlitwie będą prosić z wiarą.
Modlitwa pełna wiary wywołuje zaskakujące cuda
„Jezus im odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie».” (Mt 21,21-22) Przykłady, które podał Jezus, mogą zaskakiwać i rodzić pytania: Po co właściwie czynić figowiec suchym lub wrzucać góry w morze? I faktycznie, chyba nikt jeszcze nie prosił o coś podobnego. Jednak Jezus użył celowo takich zaskakujących przykładów, aby pokazać potęgę wiary i modlitwy. Skoro dzięki wierze mógłby uschnąć jakiś figowiec a góry wpadać do morza, to co dopiero działoby się, gdyby ktoś wierzył i prosił o tak dobre rzeczy jak nawrócenie grzesznika i zbawienie go, o porzucenie grzechu i wejście na drogę dobra. Wiele jest jeszcze innych rzeczy złych na świecie, które przestałyby istnieć i zamieniłyby się w dobro, gdybyśmy mieli wiarę i z wiarą prosili Boga o pomoc. Grzechy, wady, nałogi, a nawet choroby „więdłyby” jak figowiec przeklęty przez Jezusa i odchodziłyby od człowieka, który z wiarą się modli. Podobnie „zwiędłoby” zakłamanie i zło, które zalewa świat, deprawują dzieci, młodzież i dorosłych. Każde zło by „zwiędło” jak figowiec lub „utopiłoby się” jak góra wrzucona do morza. I otrzymalibyśmy wszystko, o co byśmy z wiarą prosili na modlitwie.
Symboliczny wysuszony bezowocny figowiec i góra zła wpadająca do morza
«Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie».” (Mt 21,21-22) Słowa Jezusa o zmarniałym figowcu i o górze wpadającej w morze – z powodu wiary i modlitwy – można rozumieć również w sensie przenośnym i symbolicznym. Uschnięty bezowocny figowiec z nieużytecznymi liśćmi może być traktowany jako symbol egoizmu, próżności i innych grzechów głównych. To duchowe złe drzewo może być wysuszone i zniszczone na jedno słowo Jezusa i na słowo tego, kto o to z wiarą się modli. Takie bezużyteczne drzewo duchowe wyschnie, umrze i przestanie istnieć, jeśli ktoś o to z wiarą poprosi Zbawiciela. Zginie, aby na jego miejscu wyrósł krzew miłości, rozpalonej przez Ducha Świętego, podobny do widzianego przez Mojżesza krzewu, który płonął, a nie spalał się. W górze, która dzięki wierze i gorliwej modlitwie wpada do morza, też można widzieć „górę” egoizmu, nienawiści, grzechów, wad, namiętności, uzależnień. Jeśli ktoś z wiarą zacznie się modlić i prosić Jezusa, to owa „góra zła” nie tylko wpadnie w morze rozpalonej przez Ducha Świętego miłości, ale się w nim unicestwi. I pozostanie na wieki tylko to morze dobra.
Bóg dający tym, którzy proszą o coś z wiarą
„I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie”. (Mt 21,22) Skuteczność modlitwy nie jest czymś magicznym. Nie zależy ona od słów ani od jakiejś formuły modlitewnej. Jezus wyjaśnił, że „skuteczność” modlitwy zależy od wszechmocy Boga, który jej wysłuchuje, i od wiary modlącego się. Przez modlenie się z głęboką wiarą człowiek daje do zrozumienia Bogu, że chce Jego pomocy, że ją przyjmuje, że Go zaprasza do swobodnego działania w swoim życiu. Bóg chętnie odpowiada na takie zaproszenie, gdyż jest Miłością, która pragnie dawać. Kiedy widzi modlitwę pełną wiary, wie, że może działaś w sposób, który niczego nie wymusza na istotach posiadających wolną wolę. Boga można prosić swoimi słowami lub używając jakichś istniejących modlitw. Wartość gotowych formuł modlitewnych polega na tym, że niektóre z nich zawierają zdania, które bardzo mocno pobudzają wiarę i przez to ją powiększają. Inne znowu, jak np. Różaniec, dodatkowo jeszcze angażują człowieka do modlenia się przez dłuższy czas. Przez to modlitwy te – jak się nieraz mówi – są „bardzo skuteczne”.
PYTANIE O WŁADZĘ
Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?»23 Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię.24 Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: "z nieba", to nam zarzuci: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?"25 A jeśli powiemy: "od ludzi" - boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka».26 Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię.27 (Mt 21,23-27)
Pytanie, które nie miało na celu dojścia do prawdy
„Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?»” (Mt 21,23) Przystąpili do Jezusa między innymi arcykapłani, którzy ze względu na spełnianą funkcję, mogli się czuć nie tylko sługami świątyni, ale jedynymi mającymi władzę nad tym miejscem świętym. Zbliżyli się do Niego również „starsi ludu”, którzy ze względu na wiek i życiowe doświadczenie mogli uchodzić za roztropnych i mądrych. Podeszli do nauczającego Jezusa i zapytali, jakim prawem to czyni. Owo „to” mogło się odnosić nie tylko do Jego nauczania, ale także do cudów uzdrowień, których dokonał w świątyni, i – może najbardziej – do wyrzucenia ze świątyni handlarzy. Jezus wiedział, że nawet jeśli powie im prawdę o swojej Boskiej władzy, to i tak Go odrzucą, tak jak nie przyjęli z wiarą wyjątkowości chrztu Janowego. Zbawiciel dlatego pytaniem odpowiedział na pytanie, gdyż nie widział chęci przyjęcia prawdy z Jego ust przez arcykapłanów i „starszych z ludu”. Nie zauważył w nich głodu prawdy, lecz tylko złośliwe i podstępne pragnienie zaatakowania Go.
Wykręty zamiast szukania prawdy
„Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: "z nieba", to nam zarzuci: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?" A jeśli powiemy: "od ludzi" - boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię».” (Mt 21,25-27) Rozmówcy Jezusa nie chcieli, żeby został zdemaskowany ich opór wobec prawdy. Dlatego przed udzieleniem odpowiedzi na Jego pytanie: „Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (Mt 21,25), odbyli między sobą naradę. Nie zastanawiali się jednak nad problemem pochodzenia chrztu Janowego, lecz nad tym, co powiedzieć, żeby ukryć swoją niechęć do nawrócenia się. Nie powiedzieli, co naprawdę myślą o pochodzeniu chrztu, którego udzielał Jen Chrzciciel. Aby uniknąć wyrzutów ze strony Jezusa i ludzi, powiedzieli: Nie wiemy, czy chrzest Janowy pochodzi z nieba czy od ludzi.
Konieczność rozpoznawania pochodzenia tego, z czym się stykamy
„Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (Mt 21,25) Pytanie Jezusa dotyczy bardzo ważnej sprawy: umiejętności odróżniania tego, co ma pochodzenie Boże, od tego, co zostało wymyślone wyłącznie przez ludzi albo nawet pochodzi od szatana. Każdy z nas musi odróżnić to, co Boskie, od tego co ludzkie, a nawet – szatańskie. Za tym, co Boskie, trzeba podążać w sposób zdecydowany, a to co szatańskie musi być radykalnie odrzucone. Potrzebujemy pomocy Ducha Świętego, żeby rozpoznać bezbłędnie źródło jakiegoś zjawiska, wydarzenia, nauki, zachowania, udzielanych rad, modnych poglądów itp. O tę pomoc trzeba prosić, a gdy zostanie nam udzielona, nie lekceważyć jej, lecz z niej dobrze korzystać.
Trzeba zauważać wokół siebie dzieła pochodzące z nieba
„Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?»” (Mt 21,23-25) W usłyszanych pytaniach: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?”, Jezus nie usłyszał słów płynących z chęci poznania prawdy. Z tego powodu nie dał odpowiedzi zadającym Mu pytania, tym bardziej że udzielił jej już wcześniej przez swoje cuda i swoje nauczanie pełne Boskiej mądrości. Nie udzieli odpowiedzi, lecz zadał pytanie. Nie wyrażało ono lekceważenia, lecz było próbą pobudzania zarozumiałych i atakujących Go rozmówców do szukania działania Bożego wokół siebie. A takich właśnie dzieł dokonywał już Jan Chrzciciel i przede wszystkim On, Jezus, Syn Boży, mający władzę pochodzącą z nieba, od samego Ojca Niebieskiego. Jezus chciał odwrócić wzrok swoich zarozumiałych przeciwników od patrzenia z podziwem na siebie. Pragnął, aby go skierowali na działającego pośród nich Boga. Chciał ich pobudzić do uwielbienia Go.
Kompromitująca odpowiedź arcykapłanów i starszych ludu
„Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: "z nieba", to nam zarzuci: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?" A jeśli powiemy: "od ludzi" – boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię».” (Mt 21,25-27) Arcykapłanów i starszych ludu nie interesowało, skąd naprawdę pochodził chrzest udzielany przez Jana Chrzciciela. Zajmowało ich jedynie to, jakiej udzielić Jezusowi odpowiedzi, aby wypaść dobrze przed Nim i przed ludem. Powiedzieli: „Nie wiemy (skąd pochodzi ten chrzest)”. Tymi słowami skompromitowali samych siebie – zwłaszcza przed ludźmi. Cóż to bowiem za przewodnicy duchowi – a za takich się uważali – którzy nie potrafią właściwie ocenić działalność tak znanej postaci jak Jan Chrzciciel! Przecież prości ludzie, którzy byli prowadzeni przed tego samego Ducha Świętego co Jan Chrzciciel, wiedzieli, że udzielany przez niego chrzest był czymś dobrym – dziełem zleconym mu „przez niebo”! Arcykapłani i starsi ludu, którzy chcieli pogrążyć Jezusa, ponieśli klęskę. A ponieważ nie umieli przyjmować porażek w taki sposób, by wzrastać duchowo przez poznanie prawdy – także prawdy o sobie – dlatego musieli się jeszcze bardziej umocnić w swojej nienawiści do Jezusa.
Pochodzący „z nieba” chrzest Janowy
„Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (Mt 21,25) Chrzest, którego udzielał Jan Chrzciciel, nie był tak doskonały jak ten, którego udziela się w Kościele Chrystusowym. W Kościele bowiem udziela się chrztu, który ustanowił nasz Zbawiciel. Dzięki temu sakramentowi ochrzczony jednoczy się w sposób nadprzyrodzony z Nim samym, z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym. Przez to zjednoczenie Jezus staje się Jego Boskim Bratem. Przemieniamy się także w dzieci Boże i w świątynie Ducha Świętego. Chrzest udzielany przez Jana Chrzciciela takiej przemiany nie dokonywał, był jednak bardzo dobry i pożyteczny, ponieważ przypominał każdemu, kto go przyjmował, że powinien radykalnie zmienić swoje życie przez nawrócenie się. Przypominał potrzebę porzucenia egoizmu i większego miłowania Boga i ludzi. Przez to z całą pewnością pochodził „z nieba”, gdyż Bóg, który jest w niebie, czyni tylko dobro i do dobra pobudza. Zatwardziałe w złu duchowe elity z czasów Jezusa, włącznie z arcykapłanami, nie chciały uznać pochodzenia „z nieba” chrztu Janowego, bo to zmuszałoby je do zmiany swojego obłudnego życia.
Pytanie wciąż zadawane każdemu z nas przez Jezusa
„Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię.” (Mt 21,24) Ludziom niechętnie lub nawet wrogo nastawionym wobec Jezusa zadał On pytanie, które było dostosowane do konkretnej sytuacji. Zapytał ich o pochodzenie chrztu udzielanego przez Jana Chrzciciela. O to nas już nie pyta, gdyż ten chrzest nie jest dzisiaj udzielany. Ta sprawa nas nie dotyczy, gdyż spełniła swoje zadanie przed przyjściem Jezusa. Jednak Zbawiciel każdemu z nas bez przerwy zadaje dwa inne pytania, które zawsze są aktualne. Pierwsze to: „Czy wiesz, że nikt cię nie kocha tak jak Ja?” A drugie to pytanie, które kiedyś zadał Piotrowi: „Czy miłujesz mnie?” „Czy miłujesz mnie bardziej niż inni ludzie – ci, dla których jestem Kimś obojętnym?” Szczęśliwi ci, którzy – w poczuciu swojej grzeszności i niedoskonałości – potrafią szczerze odpowiedzieć tak, jak to uczynił Piotr: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.” (J 21,15)
Zadane pytanie i odpowiedź Jezusa
„Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię.” (Mt 21,23-24) Jezus nie zlekceważył postawionego Mu przez arcykapłanów i starszych ludu pytania, chociaż odpowiedział na nie pytaniem. Zapytał o pochodzenie chrztu Janowego: czy pochodzi z nieba czy od ludzi. Przez to pytanie Jezus naprowadzał pytających na właściwą odpowiedź. Gdyby nie byli źle nastawieni do Jezusa, to znaleźliby właściwą odpowiedź na swoje pytanie. Brzmiałaby ona: Jak chrzest udzielany przez Jana pochodził nie od ludzi lecz z nieba, tak również Moja władza i prawo do troszczenia się o świątynię nie od ludzi, lecz z nieba pochodzi. Arcykapłani i starsi ludu nie znaleźli jednak takiej odpowiedzi na swoje pytanie, bo nie szukali prawdy lecz swojej chwały.
Nie wiemy, skąd pochodzi chrzest Janowy
„Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię».” (Mt 21,27) Chociaż arcykapłani i starsi ludu dobrze wiedzieli, że chrzest udzielany przez Jana Chrzciciela pochodził „z nieba” jako dar Boży, to jednak go nie przyjęli, a Jezusowi powiedzieli, że nie wiedzą, skąd ten chrzest pochodzi. Gdyby zgodnie z prawdą odpowiedzieli: „z nieba”, to może Jezus nie powiedziałby im, jak przewidywali: „Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?”, lecz odpowiedziałby im na ich pytanie, że Jego władza – tak samo jak chrzest Janowy – pochodzi nie od ludzi, lecz od Boga, „z nieba”. Nie usłyszeli zatem z ust Jezusa tego, o czym wiedzieli, bo widzieli Jego wielkie dzieła. Stracili więc okazję, by Go fałszywie oskarżyć.
PRZYPOWIEŚĆ O DWÓCH SYNACH
Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!"28 Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł.29 Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.30 Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego.31 Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.32 (Mt 21,28-32)
Dwa rodzaje religijności
„Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.” (Mt 21,28-30) W każdym narodzie są tacy, którzy zachowują się jak pierwszy lub drugi syn z przypowieści Jezusa. Jedni udają głęboką religijność, gorliwość i zaangażowanie w życie Kościoła, ale w codziennym życiu wypełniają wolę nie Ojca niebieskiego, ale – swoją. Inni natomiast, ulegając pokusie, nie spełniają woli Boga, ale – gdy się zastanowią – żałują za swoje nieposłuszeństwo wobec dobrego Ojca niebieskiego i postępują tak, jak On od nich oczekuje.
Nawracający się i odrzucający nawrócenie
„Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego.” (Mt 21,31) Nierządnice i celnicy byli dla wielu Żydów jakby uosobieniem grzechu. Jezus nie usprawiedliwiał ich upadków, jednak zauważył, że wiele tych grzesznych istot nawraca się i dzięki temu wchodzi do królestwa niebieskiego. Wchodzą tam przed uważającymi się za sprawiedliwych, którzy nie nawracają się, ponieważ uważają się za dobrych.
Zatwardziałe serca przywódców duchowych i nawrócenia celników i nierządnic
„Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.” (Mt 21,31-32) Do królestwa niebieskiego wchodzi ten, kto się nawraca, czyli przyznaje się do swoich grzechów, żałuje za nie, szuka Bożego przebaczenia, usiłuje się poprawić i naprawić wyrządzone zło. Do takiej przemiany serca wzywał Jan Chrzciciel, który „przyszedł drogą sprawiedliwości”. Mimo to wielu żydowskich przywódców duchowych nie uwierzyło, że to, co on głosił, pochodziło „z nieba” i było słuszne. Zarozumiali przywódcy duchowi zlekceważyli Jana Chrzciciela, tak jak odrzucili Jezusa, natomiast uważani przez nich za największych grzeszników celnicy i nierządnice uwierzyli i przyjęli udzielany przez niego chrzest nawrócenia. Nawet sam Jezus przyjął ten chrzest. Szlachetny przykład nawracania się ludzi grzecznych nie wzruszył duchowych elit, nie przełamał ich pychy i nie skłonił do uwierzenia w nadprzyrodzone posłannictwo Jana Chrzciciela. Nie opamiętali się jak syn z przypowieści Jezusa, który powiedział najpierw ojcu, że nie pójdzie pracować w jego winnicy, a potem jednak to uczynił. Pozostali podobni do syna, który zapewniał, że będzie pracował w winnicy ojca, a jednak tego nie zrobił.
Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi
„Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.” (Mt 21,31-32) Do nawracających się celników i nierządnic oraz do zatwardziałych przywódców duchowych można odnieść słowa Jezusa: „Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.” (Mt 19,30) „Ostatni” będą pierwszymi dzięki szczeremu nawróceniu się, a „pierwsi” ostatnimi – przez swój uparty brak nawrócenia lub pełnego nawrócenia. Słowa Jezusa o ostatnich i pierwszych odnoszą się również do każdego z nas.
Pozorna uległość wobec ojca i nietrwały opór
„Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego.” (Mt 21,29-31) Syn, który nie poszedł pracować w winnicy ojca, zwrócił się do niego z pozornie wielkim szacunkiem, bo nie tylko wyraził gotowość spełnienia jego woli, lecz nazwał go „panem”. „Idę, panie!” – powiedział. U drugiego syna takiej układności wobec ojca nie było widać. Na jego prośbę o pracę w winnicy odpowiedział niemal zuchwale: „Nie chcę”. Jednak to nie słowa wypowiedziane przez jednego i drugiego syna świadczyły o ich podejściu do ojca, lecz następujące po nich czyny. Ten, który obiecał zajęcie się winnicą, nie zrobił tego. Drugi, który odmówił – po zastanowieniu się – poszedł pracować w winnicy. Jeden woli ojca nie spełnił, drugi – pomimo wcześniejszej odmowy – wypełnił ją. Przypowieść Jezusa poucza nas, że to nie puste słowa, lecz realne czyny wyrażają naszą prawdziwą postawę wobec Boga. Również nie dzięki wypowiadanym słowom, lecz dzięki wypełnianiu woli Bożej wchodzimy do królestwa niebieskiego. Jezus powiedział: „Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.” (Mt 7,21)
Zniszczenie w sobie miłości do prawdy
„Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.” (Mt 21,32) Zachowanie wobec Jana Chrzciciela tych, którzy mu nie wierzyli, przenosiło się na postawy wobec Jezusa: ci, którzy nie wierzyli w pochodzenie z nieba chrztu Janowego, odrzucali także Chrystusa. Nie przyjmowali Jego pochodzenia „z nieba” i atakowali Go. Każdy człowiek wytwarza sobie z czasem coraz bardziej zdecydowaną postawę wobec dobra i prawdy oraz wobec zła i kłamstwa. Jeśli dzięki współpracy z łaską przylgnie sercem do prawdy to szuka jej i przyjmuje ją bez względu na to, kto ją głosi. Prawda bowiem jest jedna i trzeba ją przyjąć nie zważając na to, kto ją głosi: kapłan, osoba świecka, dziecko czy dorosły człowiek, ktoś wykształcony lub nie umiejący nawet czytać i pisać. Człowiek miłujący dobro i prawdę znajdzie ją w Piśmie świętym, w lekturze duchowej, w prawdziwych objawieniach pochodzących od Boga. Nie tylko ją znajdzie, ale również przyjmie i w oparciu o nią ukształtuje całe swoje życie. Jeśli jednak ktoś zniszczy w sobie miłość do prawdy, to nie przyjmie jej, nawet gdy jest zawarta w natchnionych księgach Pisma świętego. Nie przyjąłby jej także wtedy, gdyby przyszedł do niego jakiś zmarły z drugiego świata. Jasno to wyraził Jezus w swojej przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Gdy cierpiący po śmierci bogacz prosił o posłanie do jego braci zmarłego Łazarza, aby ich upomniał, usłyszał wyjaśnienie: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.” (Łk 16,31)
Ta sama pokusa dotykająca synów
„Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.” (Mt 21,29-30) Jeden i drugi syn został zaatakowany przez identyczną pokusę. Była nią chęć robienia tylko tego, na co się ma ochotę, niechęć do wysiłku, lekceważenie pragnień drugiej osoby. Pierwszy syn, chociaż obiecał pracować w winnicy, uległ tej pokusie: zlekceważył prośbę ojca i poddał się lenistwu, czyniąc tylko to, na co miał ochotę. Drugiego syna zaatakowała ta sama pokusa. Poddał się jej od razu i pod jej wpływem powiedział proszącemu go o pracę w winnicy ojcu: „Nie chcę”. Potem jednak zaczął się zastanawiać nad tym, co powiedział, i przeciwstawił się atakującej go pokusie. Poddał się rozsądkowi i miłości do ojca. Nie chciał mu sprawiać przykrości i zrobił to, o co go poprosił. Przypowieść Jezusa pokazuje, że każdy człowiek jest atakowany pokusą przeciwstawienia się woli Bożej i Jego przykazaniom. Wobec tego ataku każdy musi podjąć jakąś decyzję. Jedni opierają się pokusie i wypełniają wolę Boga, którego kochają. Nieraz czynią to dopiero po jakimś czasie grzesznego życia. Inni natomiast nie przeciwstawiają się atakującej pokusie, ulegają jej i prowadzą egoistyczne życie, w którym przewodnikiem nie jest wola Boga, lecz różne wady, zachcianki, kaprysy, przyzwyczajenia i fałszywe nauki, cenione bardziej niż prawda pochodząca od Boga.
Prośba Ojca niebieskiego, skierowana do każdego Jego dziecka
„Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział.” (Mt 21,30) Ojciec wyraził tę samą wolę wobec jednego i drugiego syna: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!” „Dzisiaj” – czyli bez odkładania na późniejszy czas tak ważnego zadania, jakim była dla ojca troska o jego winnicę. O to samo prosi Ojciec niebieski każdego z nas: „Nie zajmuj się dzisiaj wyłącznie swoimi sprawami. Pomyśl o moich sprawach, o mojej winnicy”. Tą winnicą jest królestwo dobra i prawdy, czyli królestwo Boże na ziemi, często przypominające – z powodu kłamstw i szerzącego się zła – zdewastowaną winnicę. Każdy z nas codziennie powinien pielęgnować w tej winnicy krzewy dobry i prawdy, bo o to ciągle prosi nas nasz Ojciec niebieski.
Przez swoje słowa i czyny, modlitwy i działania każdy z nas jest w stanie zasadzić codziennie jakiś nowy mały „krzaczek dobra” w winnicy królestwa Bożego. Każda rozmowa – z dziećmi lub dorosłymi – o Bogu, o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, o Jego nauce to praca w winnicy Ojca niebieskiego, która pozwala w jakimś ludzkim sercu wyrastać nowemu krzewowi Prawdy, wyzwalającej, przemieniającej, ukazującej światu drogę zbawienia.Pokusa – zwycięstwo nad nią lub grzech
„Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.” (Mt 21,29-30) Po wyrażeniu zgody na pracowanie w winnicy ojca, zgodnie z jego wolą, na syna przyszła pokusa, żeby tego nie robić. Po początkowym zapale uległ jej i – można przypuszczać – zmarnował dzień, poddając się albo grzesznemu lenistwu, albo jakimś bezwartościowym sposobom spędzania czasu. Nic dobrego nie uczynił. Drugiego syna od razu dotknęła pokusa sprzeciwienia się woli ojca. Poddał się jej, jednak po duchowej walce, która trwała jakiś czas, przestał jej ulegać. Postawił na pierwszym miejscu wolę ojca i wypełnił ją, pracując w jego winnicy. Nie pozwolił panować nad sobą lenistwu, samowoli, egoizmowi. Nie zgrzeszył marnowaniem czasu, lecz spędził go pożytecznie na pracy dla ojca. Jego początkowe załamanie się i bunt nie pomniejszyły dobra, które wykonał, i przyniosły mu radość. Przypowieść Jezusa niesie nadzieję tym wszystkim, którzy nie żyją zgodnie z wolą Boga. Mogą jeszcze zmienić swoje życie i oprzeć je na Bożych przykazaniach. Wtedy nabierze ono wielkiej wartości w oczach Boga i jakby „zaciemni” zło tego okresu życia, kiedy nie wola Boża lecz egoizm kierował postępowaniem.
Wolność człowieka wobec Bożego wezwania
„Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.” (Mt 21,29-30) Ojciec nie zmuszał swoich synów do pracy w winnicy. Prosił tylko o to, co naprawdę było dobre i pożyteczne. Cieszyło go przyjęcie jego prośby, bo to upewniało jego ojcowskie serce, że pracujący w jego winnicy nie marnuje swojego życia. Martwiła go odmowa, bo – jako osoba doświadczona – wiedział, że sprzeciwiający się jego woli nie zrobią nic dobrego. Szanował jednak każdą decyzję swoich synów. Postępowanie ojca z przypowieści przedstawia sposób traktowania przez Boga nas, ludzi, Jego stworzeń obdarowanych wolną wolą. Każdemu z nich przedstawia swoją wolę, swoje przykazania. Człowiek ma udzielić wolnej odpowiedzi. Te są różne, jak pokazuje przypowieść. Mogą się różnić brzmieniem wypowiadanych słów oraz czynami, które są jeszcze bardziej zdecydowaną odpowiedzią – pozytywną lub odrzucającą prośbę Boga.
Zaufanie synom przez ojca
„Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" (...) „Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział.” (Mt 21,28 i 30) Ojciec nie zwrócił się do jakichś najemników z prośbą o pracę w winnicy, lecz do osób najbliższych – do swoich synów. Przez to okazał im swoje wielkie zaufanie. Powierzył im bowiem coś, co było dla niego bardzo cenne. Mógł się spodziewać, że jako synowie znają jego przywiązanie do winnicy, troskę o nią, jego upodobania, dlatego są najlepiej przygotowani, by dobrze – lepiej od sług – przedłużyć jego dzieło. Ponadto mógł liczyć na to, że jako kochający go synowie, wykonają powierzoną im pracę, wkładając w nią serce. Jednak oczekiwania ojca spełnił tylko drugi syn. Pierwszy, chociaż mógł dobrze wykonać zadanie powierzone mu przez ojca, zawiódł go. Podobnie dzieje się z ludźmi, którym Bóg – stwarzając ich jako osoby mające nieśmiertelną duszę – powierzył różne zadania. Jedni je wykonują zgodnie z Bożym pragnieniem, a inni lekceważą je i marnują swoje życie na spełnianiu swoich egoistycznych zachcianek i ambicji.
Spełnienie swojego życiowego powołania lub przeciwstawienie się mu
„Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł.” (Mt 21,28-30) Jak mówi przypowieść, ojciec miał dwóch synów i dwóch poprosił o pracę w winnicy. Żadnego nie pominął; jednemu i drugiemu zaufał, prosząc o bardzo ważną dla niego pracę. Ojciec z przypowieści obrazuje Boga Ojca, naszego Stworzyciela. On stworzył z miłości ludzi i świat, który przywidział dla nich jako miejsce przygotowania się do wiecznego życia w Jego domu. Każdemu stworzonemu człowiekowi powierzył jakieś ziemskie zadanie takiego przetwarzania świata i ludzkości, żeby jego mieszkańcy mogli jak najłatwiej dojść do wyznaczonego im wiecznego celu. Każdy w miejscu wyznaczonym mu na ziemi przez Boga powinien wypełnić to swoje zadanie – jako ojciec, matka, wychowawca, kapłan, katecheta, lekarz itp. Przypowieść poucza, że nie wszyscy dobrze spełniają te swoje zadania, które są ich powołaniem życiowym. Jedni, jak drugi syn – może z początkowymi oporami – przetwarzają winnicę świata, aby wzrastało w niej coraz więcej dobra, która ułatwia dojście do zbawienia, inni natomiast – podobni do pierwszego syna, niby skorego do współpracy z Bogiem – robią wszystko po swojemu, nie oglądając się na Boga, Jego wolę, plany, pragnienia. W swoim egoistycznym życiu tylko dla siebie nawet nie pomyślą, by komuś pomóc w dojściu do nieba przez rozbudzenie wiary, zachęcie do czynienia dobra, umocnienie w stałym wykonywaniu go itp..
PRZYPOWIEŚĆ O PRZEWROTNYCH ROLNIKACH
Posłuchajcie innej przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.33 Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny.34 Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali.35 Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili.36 W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna.37 Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: "To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo".38 Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili.39 Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?»40 Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze».41 Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach.42 Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce.43 Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go».44 Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi.45 Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.46 (Mt 21,33-46)
Zadbana winnica, zdolna przynosić plon
„Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny.” (Mt 21,34) Dzierżawcom nie podobało się to, że muszą oddawać właścicielowi należną mu część. A gospodarz rzeczywiście miał prawo do plonów, ponieważ to on założył winnicę i dobrze ją wyposażył. Dzierżawcy chcieli zostawić cały plon dla siebie, a potem nawet całą winnicę dla siebie zagarnąć. Przypowieść pokazuje nam, że to, co Gospodarz-Bóg stworzył i nam oddał pod opiekę, jest dobre. Nie powinno więc ty być przez nas psute, lecz doglądane i doskonalone. Człowiek, który korzysta ze stworzeń, powinien ich tak używać, aby pokazywały wielkość, mądrość, piękno i dobroć Boga-Stworzyciela. Człowiek, „dzierżawca rzeczy stworzonych”, nie powinien sobą przysłaniać Stwórcy. Tak ma się posługiwać stworzonym przez Boga światem, aby ludzie coraz wyraźniej dostrzegali wielkość i wspaniałość „Stworzyciela wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych”.
Sprzeciwianie się Bogu, Właścicielowi winnicy
„Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali.” (Mt 21,34-35) W przypowieści o dwóch synach Jezus dał do zrozumienia żydowskim przywódcom duchowym, że sprzeciwiają się woli Boga i nie chcą pracować w Jego winnicy. W kolejnej przypowieści, o nieuczciwych pracownikach winnicy, Jezus zarzucił im, że nie tylko nie chcą się troszczyć o nią, lecz nie oddają należnego plonu jej Właścicielowi, Bogu, i otwarcie występują przeciwko Niemu, Jego posłańcom, a nawet – przeciw Jego Synowi. Ogarnięci pychą, nienawiścią i okrucieństwem traktują ich źle i zabijają.
Przypowieść odnosząca się nie tylko do przeszłości
„Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili.” (Mt 21,34-36)
Przed oddaniem w ręce dzierżawców winnica była dobrze przygotowana przez jej właściciela do tego, żeby przynosić dobry i obfity plon, jednak – wskutek niedbalstwa dzierżawców – wiele roślin w niej mogło zmarnieć. Przestały przynosić dobre owoce, a dzierżawcy niewiele lub nic nie robili, żeby uleczyć chore rośliny. Dlatego pojawienie się sług posłanych przez gospodarza drażniło ich. Nie chcieli bowiem się dzielić plonem i nie chcieli też, żeby ujawnił się ich brak właściwej troski o powierzoną im winnicę. Zachowywali się tak, jakby nie byli dzierżawcami, lecz właścicielami winnicy, którzy mogą z nią robić, co chcą, bez oglądania się na jej prawdziwego właściciela. Pomimo swojej nieprawości chcieli jednak uchodzić w oczach ludzi za bardzo gospodarnych i troskliwych pracowników tej winnicy. Konieczność oddawania plonu należnego prawowitemu gospodarzowi przypominała im, że nie są właścicielami, a plon – z powodu ich zawinionego niedbalstwa – nie jest tak wielki, jak powinien być. A właśnie o tych przykrych sprawach przypominało im pojawianie się sług, posyłanych przez właściciela winnicy. Na nich więc wyładowywali swoją złość: bili ich, kamienowali, zabijali.
To, o czym mówi Jezus w swojej przypowieści, odnosi się nie tylko do proroków Starego Testamentu i do elit duchowych z czasów Jezusa. Przypowieść opisuje także to, co nieraz działo się lub dzieje w Kościele, który jest winnicą Pańską, oddaną w ręce sług, aby się nią opiekowali i oddawali jej Boskiemu Właścicielowi należny plon dobrego i świętego życia. Nie zawsze tak było. Nie zawsze osoby odpowiedzialne za Kościół troszczyły się właściwie o jego świętość i wzrost. Przypowieść poucza, że wszyscy odpowiedzialni w ciągu wieków za Kościół, winnicę Bożą, mają robić wszystko, aby przynosiła ona wielki plon jej Gospodarzowi-Właścicielowi, Bogu. Kiedy ich opieka słabła, Bóg posyłał swoje sługi, których oświecił swoimi natchnieniami i objawieniami, aby ożywiali Kościół i więdnące w nim rośliny leczyli i pobudzali do przynoszenia licznych dobrych owoców. Los tych posłańców był podobny zazwyczaj do losu posyłanych przez gospodarza sług z przypowieści. Jako przykład można podać św. Faustynę i dzieje zawierającego prawdziwe objawienie Chrystusowe jej „Dzienniczka”. Wiele ciosów spadło na „Bożą sekretarkę” i na zawierające prawdę Bożą objawienie. Tylko Opatrzność Boża zdołała ocalić swoje dzieło z rąk tych, których zadaniem było strzeżenie Bożej własności.
Niestety, historia św. Faustyny i przekazanego przez nią objawienia nie jest jedynym przykładem niewłaściwego zachowania dzierżawców Winnicy Pana. Często bowiem tzw. „ostrożność” wobec objawień prywatnych nie jest wymaganą roztropnością, lecz próbą ich zniszczenia. Zamiast rzetelnie rozeznawać ich pochodzenie niszczy się je, nawet jeśli są autentycznymi wielkimi darami, udzielonymi przez Boga dla ożywienia i uświęcenia Jego winnicy, Kościoła. Jak dwa ostatnie stulecia są czasem wyjątkowych prześladowań chrześcijan, tak również odznaczają się one wyjątkowym lekceważeniem, ośmieszaniem i nawet niszczeniem Bożych objawień, danych przez Właściciela winnicy dla jej uleczenia. I co najgorsze, to lekceważenie i niszczenie Bożych dzieł uznaje się za coś normalnego, a nawet uzasadnia się je źle interpretowanymi słowami św. Jana od Krzyża o pragnieniu przez kogoś dodatkowych objawień.
Właściciel winnicy nie pozwoli jej zniszczyć całkowicie
„Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?» Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze».” (Mt 21,40-41) Przypowieść Jezusa poucza, że Bóg nie pozwoli doprowadzić Swojej winnicy, Kościoła, do zupełnego zrujnowania, nawet jeśli jest on atakowany i niszczony także przez ludzi, którzy do niego należą. Któregoś dnia powróci jak właściciel winnicy z przypowieści Jezusowej, aby ją wyrwać z rąk dzierżawców-niszczycieli i oddać tym, którzy nie będą Go pozbawiać plonu. Bóg tylko do czasu dopuszcza, by ktoś niszczył Jego własność. Dopuszcza to, aby nie ograniczać ludzkiej wolnej woli i aby ze zła wyciągnąć jeszcze większe dobro. Gdy więc niszczenie Jego winnicy, Kościoła, dochodzi do nieprzekraczalnej granicy, przychodzi i zastępuje niegodziwych rolników sługami dobrymi, którzy dbają o Jego własność, aby rodziło się w niej jak najwięcej plonów dobra i świętości. Historia poucza, że żaden tyran i niszczyciel dobra nie trwał wiecznie. Każde królestwo zła wcześniej czy później ulegało zagładzie. Kościół natomiast przetrwał wszystkie prześladowania, ataki i kryzysy.
Królestwo Boże odrzucone lub przyjęte
„Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce.” (Mt 21,43) Ziemskim początkiem Królestwa Bożego jest Kościół, założony przez Jezusa Chrystusa. Był on tworzony przez Niego w konkretnym narodzie, który z różnych powodów odrzucił go przez wielu swoich obywateli. Kościół, czyli zaczątek Królestwa Bożego, został więc przekazany narodom pogańskim. Wiele z tych narodów przyjęło słowo Ewangelii i pozwoliło, aby zaczątek Królestwa Bożego, Kościół, ogarnął dużą lub nawet większą część ich mieszkańców. To wydarzenie, które realizowało się przez wieki, zapowiedział Jezus, mówiąc: „Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce.” (Mt 21,43)
Prześladowany Syn Boży, Jezus Chrystus
„W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: "To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo". Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili.” (Mt 21,37-39) Rolnicy-dzierżawcy źle traktowali wszystkich posłańców właściciela winnicy. Szczególnie niegodziwie postąpili z jego synem. Zabili go, aby całkowicie zagarnąć dla siebie winnicę jego ojca. Syn z przypowieści to Jezus, Syn Boży. Przyszedł na świat, aby uratować winnicę Ojca – ludzkość. Ta winnica, świat, została odkupiona przez Jego śmierć krzyżową, sprowadzoną na Niego przez tych, którzy chcieli panować nad Bożą winnicą i spowodować, że jej Boski Właściciel nie znajdzie w niej owoców prawdy, świętości i dobra. I tak właśnie dzisiaj postępuje wielu wielkich tego świata. Pragną go zagarnąć dla siebie, wykorzystać i wprowadzić wszędzie podsunięty im przez piekło „ład”, który ma znieść porządek Boży na świecie i doprowadzi ludzkość, Bożą winnicę, do degradacji moralnej, zniszczenia i potępienia. Wrogowie Boga ciągle prześladują i atakują Jego posłańców, strzegących słowa Bożego, Dekalogu, wiary, sakramentów. Prześladując ich, atakują samego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
Złość arcykapłanów i faryzeuszów
„Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go». Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.” (Mt 21,43-46) Arcykapłani i faryzeusze usłyszeli od Jezusa coś, czego słyszeć nie chcieli. Zrozumieli, że w swojej przypowieści mówił o nich i zapowiedział nie Swoją lecz ich klęskę: zostanie im odebrana winnica, którą nadal chcieli trzymać w swoich rękach, a oni sami rozbiją się, bo upadną na „Kamień”, którym jest znienawidzony przez nich Jezus Chrystus. Zamiast zastanowić się nad swoim złym traktowaniem dzierżawionej winnicy i jej właściciela, Boga, poczuli się obrażeni i mieli zamiar pochwycić Jezusa, aby Go zabić. Powstrzymywał ich nie strach przed Bożą sprawiedliwością, lecz obawa przed reakcją tłumów, które „miały Go za proroka”.
DWUDZIESTY DRUGI ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA
(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)
Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski