Rozważanie Ewangelii według św. Mateusza
ROZDZIAŁ 20
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
PRZYPOWIEŚĆ O ROBOTNIKACH W WINNICY
Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy.1 Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.2 Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie,3 i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam".4 Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.5 Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?"6 Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!"7 A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!"8 Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze.9 Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.10 Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi,11 mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty".12 Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną?13 Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie.14 Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?"15 Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».16 (Mt 20,1-16)
Zapłata za pracę w winnicy Pańskiej
„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy.” (Mt 20,1) Jezus zapewnił swoich uczniów, że każdy pracujący dla królestwa niebieskiego otrzyma obfitą nagrodę. Pouczał o tym, ponieważ zbliżał się dzień zakończenia Jego ziemskiej misji i powrotu do Ojca. Jego dzieło miało jednak nadal trwać. Miało się rozszerzać na cały świat jako królestwo Boże, budowane przez ludzi tworzących Kościół. Jezus opowiedział przypowieść o pracownikach, najmowanych o różnych porach dnia do pracy w winnicy. W tej przypowieści zapewnił, że każdy pracujący w Bożej winnicy, otrzyma wielką nagrodę od jej hojnego Właściciela. Otrzymają ją również ci, którzy dopiero na końcu dnia swojego życia coś wnieśli w rozwój królestwa Bożego – królestwa dobra i prawdy.
Zrobienie czegoś dla rozwoju winnicy Pana
Pan winnicy rzekł do wynajmowanych pracowników: „"Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam".” (Mt 20,4) Pan winnicy dbał o nią, a ponadto chciał dać dobrą zapłatę za uczciwą pracę w niej. Wynajęci pracownicy, zanim podjęli pracę, odpowiadając na osobiste wezwanie jej właściciela, nie robili dla niego ani dla niej nic. Czekali w bezczynności. Zajęli się jego winnicą, gdy ich powołał. Jezus w swojej przypowieści mówi tylko o tych, którzy pozytywnie odpowiedzieli na wezwanie pana winnicy i rzeczywiście w niej pracowali. Każdy z nich otrzymał dobrą zapłatę – także ci, którzy pracowali w niej tylko przez krótki czas. Przypowieść Jezusa poucza nas, że dla otrzymania wiecznej nagrody trzeba coś zrobić dla królestwa Bożego. Co jednak może dla tego królestwa zrobić człowiek, który zmarnował całe swoje życie i nawraca się dopiero na łożu śmierci? Wbrew pozorom i on potrafi zrobić coś bardzo cennego w oczach Bożych. Potrafi ubogacić Boże królestwo w tę iskrę miłości, która pojawiła się w jego sercu w chwili nawrócenia. Może nie miał już ani sił, ani czasu, by zrobić coś więcej. Mimo to dorzucił do królestwa prawdy i dobra, czyli królestwa Bożego, swoją iskrę dobra, zawartego w rozpalającej się w nim miłości. Bóg ceni każde dobro i każdy wysiłek, dlatego nawet za ten mały wkład w królestwo Boże chce dać wielką nagrodę, którą ma być wejście na zawsze do królestwa dobra. Bramy tego królestwa otwierają się nawet przed tym człowiekiem, który nawraca się w ostatnich chwilach ziemskiego życia. Otwiera je przed nim iskra miłości, zawarta w jego nawróceniu. Bramy zbawienia otwierają się prze nawróconym umierającym człowiekiem, bo w ostatnich chwilach życia porzucił pielęgnowany przez siebie ogród swojego egoizmu, egocentrycznych planów i przyjemności. Wyrwał się duchowo z cierni egoizmu i podpalił je w sobie miłością, która ujawniła się w jego skrusze i ubolewaniu nad zmarnowanym życiem – nad tym życiem, które przebiegało w ogrodzie otoczonym płotem egoizmu i czynionego zła.
Powołanie do pracy w winnicy Pańskiej
„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy.” (Mt 20,1) Gospodarz dobrze wiedział, że jego winnica powinna być starannie uprawiana. Dlatego kilkakrotnie sam osobiście wychodził, aby nająć pracowników. Z pewnością każdemu z nich powiedział, jaką pracę ma wykonać, bo najlepiej wiedział, czego potrzebuje jego winnica. On ją znał lepiej, niż najęci robotnicy. Przypowieść Jezusa poucza, czym jest to, co nazywamy „powołaniem”. Jest ono wezwaniem Bożym do wypełnienia jakiegoś zadania w Jego winnicy, którą jest Kościół, a w szerszym znaczeniu – cały stworzony przez Niego świat. Każdy rodzący się, a nawet poczęty człowiek jest powołany przez Boga do spełnienia jakiegoś dobrego zadania w tym świecie. Szczególne rodzaje powołań dotyczą różnych zadań do wypełnienia w Kościele, który jest budowniczym i zaczątkiem królestwa Bożego. Wyznaczone przez Boga zadania powinny być wykonane jak najlepiej, zgodnie z Jego planem i wolą.
Wszechmocny Bóg powołuje słabych ludzi do pracy w Swojej winnicy
„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy.” (Mt 20,1) Gospodarz, właściciel winnicy, symbolizuje Boga, który ciągle zaprasza do pracy w Swojej winnicy. Tą winnicą jest królestwo dobra i prawdy, które On chce rozszerzyć na cały świat. Ponieważ jest Bogiem wszechmocnym, mógłby to zrobić w jednym momencie swoją potęgą, bez pomocy ludzi. Woli jednak działać inaczej: chce znaleźć ludzi-współpracowników, którzy będą mieli radość z tego, że przyczynili się do rozwoju Bożej winnicy na ziemi, a ponadto jeszcze otrzymają wieczną obfitą zapłatę w niebie za swój trud. Dlatego ciągle wzywa nas, ludzi, do pracy w Swojej winnicy, z której chce dzięki ich pomocy usunąć chwasty zła i sprawić, że dobre rośliny przyniosą obfity owoc.
Rozdrażnienie niektórych pracowników winnicy
„Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».” (Mt 20,9-16) Szemrający przeciw gospodarzowi robotnicy bardzo cenili sobie swój wysiłek, swoją pracę. To skoncentrowanie na sobie, na swoich „zasługach” przysłoniło im innych: ich wysiłek, ich gorliwość, ich dobrą wolę. Swoją pychę zakrywali za zasłoną poczucia sprawiedliwości. Uważali, że im się należy więcej, niż to, co im obiecał w chwili najmowania gospodarz winnicy. „Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy” (Mt 20,2). Ci szemrający podobni byli do brata syna marnotrawnego z przypowieści Jezusa, który bardzo sobie cenił to, że nie był podobny do lekkomyślnego brata i miał pretensje do ojca, że dobrze potraktował marnotrawnego syna. (Łk 15,11-32) Obraził się i nie chciał wejść, chociaż w domu ojca nie doznawał żadnych krzywd i niczego mu tam nie brakowało. Przypowieść o winnicy i o synu marnotrawnym nie pochwala tych, którzy źle patrzą na dobroć i miłosierdzie oraz mocno podkreślają swoją sprawiedliwość i swoje wysiłki, które przecież zostały dostrzeżone i sprawiedliwie wynagrodzone. Postawy pobudzające do wyrażania swoich niesłusznych pretensji mają za fundament pychę, która pobudza do przesadnego oceniania swoich działań i do pomniejszania tego, co czynią inni. Dzisiaj pośród chrześcijan też nie brakuje takich, którzy złoszczą się, że nawrócił się jakiś człowiek, którego przeszłość nie należała do świetlanej. Denerwują się lub nie wierzą, że nawrócenie jest autentyczne zamiast cieszyć się z całym Niebem z dokonanej przemiany, dzięki której wzrasta na ziemi dobro.
Zazdrość rodzi smutek i rozdrażnienie
„Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?"” (Mt 20,10-15) Ci, którzy otrzymali zapowiedzianą im zapłatę, a pracowali przez cały dzień, mieli pretensje do właściciela winnicy, że tyle samo dał tym, którzy trudzili się tylko godzinę. Zamiast odejść z poczuciem wdzięczności, bo przecież otrzymali zapłatę za swoją pracę, narzekali na właściciela winnicy. Odeszli smutni. Zazdrość i brak życzliwości zniszczyły w nich poczucie wdzięczności i radość z godziwego zarobku. Została ona jakby wchłonięta przez rozdrażnienie, wywołane przez nieuzasadnione poczucie krzywdy. I tak dzieje się zawsze, kiedy ktoś pielęgnuje w sobie zazdrość. Gdy kogoś ogarnia ta wada, pojawia się smutek, rozgoryczenia i różnego rodzaju pretensje. Gdy natomiast ktoś jest wdzięczny, to ogarnia go radość i pokój.
Nic nie robimy dla nikogo, bo nas nikt nie najął
„Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!"” (Mt 20,6-7) Przez cały dzień stali bezczynnie. Niektórzy może siedzieli lub leżeli na ziemi. Nie robili jednak nic pożytecznego, bo – jak się tłumaczyli – nikt ich nie najął. Ci bezczynni robotnicy dobrze ilustrują ludzi różnych epok – także naszej, w której miliony, zwłaszcza młodych ludzi, całymi dniami siedzi lub leży z komórką lub tabletem i wpatruje się w ekran, koncentruje się na grze lub czyta namiętnie wszystko to, co wylęgło się w głowach różnych „twórców” internetowych, czasami celowo podstawionych, aby siać zamieszanie. Ci ludzie niby wykazują jakąś aktywność, bo jest nią nawet granie na komputerze, jednak Jezus powiedziałby im to samo co robotnikom powołanym przed końcem dnia: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? Czemu siedzicie lub leżycie nie robiąc nic pożytecznego dla Boga i ludzi?” Może usłyszałby odpowiedź podobną do tej, którą sam umieścił w swojej przypowieści: „Bo nas nikt nie najął”. Taka odpowiedź nie byłaby zgodna z prawdą, gdyż Bóg każdego człowieka powołuje do pożytecznej pracy w swojej winnicy, czyli do pracy dla Jego chwały i dla dobra braci i sióstr. Bliższa prawdy byłaby w tym wypadku odpowiedź: „Bo nie usłyszeliśmy głosu, wzywającego nas do pracy w Twojej winnicy. Nawet nie wiemy, co moglibyśmy zrobić dobrego”. I to jest faktem, że wielu nie słyszy głosu Bożego powołania, bo zagłuszają go dźwięki gier komputerowych, głosy różnych „mędrców” internetowych, którzy znają najlepszy sposób na życie i rozwiązanie każdego problemu. Nie słyszą Bożego wezwania, bo zagłuszają je ich myśli i własny głos, który zwalcza wszystkie poglądy i przepycha swój, „najlepszy”... Młodzi ludzie, niestety, często nie słyszą wezwania Boga do czynienia dobra w Jego winnicy z powodu rodziców, którzy nigdy nie traktowali poważnie woli Bożej i dlatego nie nauczyli dzieci wsłuchiwania się w dyskretny głos Boga, który nikomu się nie narzuca. Wielu rodziców nauczyło swoje dzieci robienia tylko tego samego co oni: wsłuchiwania się w głos różnych zachcianek i realizowania ich. Tacy rodzice nie powinni się dziwić, że mają dzieci przyklejone do komórek i tabletów, leżące cały dzień z telefonem. Siedzą, leżą bezczynnie, bo nie zostały nauczone wsłuchiwania się w Boga, który każdego wzywa do czynienia dobra nie tylko dla siebie, lecz przede wszystkim – dla innych. Siedzą lub leżą przez cały dzień w przekonaniu, że nikt ich nie wezwał do pracy w winnicy, w której pielęgnowanymi roślinami jest autentyczna miłość do Boga i bliźnich, dobro i prawda.
TRZECIA ZAPOWIEDŹ MĘKI I ZMARTWYCHWSTANIA
Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich:17 «Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć18 i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie».19 (Mt 20,17-19)
Zbliża się nowa forma zbawczego działania Jezusa Chrystusa na ziemi
„Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie».” (Mt 20,17-19) Jezus po raz trzeci zapowiada koniec dotychczasowej swojej ziemskiej misji i zbliżającą się nową jej formę, którą będzie Jego niedostrzegalna zmysłami obecność w Jego Kościele. Ani prześladowania, ani zadawane udręki, ani śmierć nie zniszczy Jego miłości do ludzi. Nadal będzie żyjącym, zmartwychwstałym Zbawicielem ludzkości, obecnym pośród swojego ludu aż do skończenia świata. Nadal będzie prowadził ten lud do nieba
„Tam Syn Człowieczy zostanie wydany...”
„Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie.” (Mt 20,18) Słowa Jezusa: „Oto idziemy do Jerozolimy”, mogłyby być początkiem wypowiedzi wszystkich pobożnych Żydów, którzy pielgrzymowali do tego „świętego miasta”, aby oddać cześć Bogu. Żaden z pielgrzymów jednak nie mógł dorzucić do tych słów tego, co dodał do nich Jezus: „tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie”. Zostanie wydany arcykapłanom i innym „uczonym” właśnie tam, w miejscu kultu, bo takie miejsca są ulubionym celem szatana. Nie znosi on bowiem ludzi i miejsc, w których mogłoby powstać wielkie dobro. Tam zatem chciał zrealizować swój plan zgładzenia Jezusa. Nie wiedział jednak, że w tym miejscu ma się zrealizować inny i ważniejszy plan: Boży plan zbawienia świata. Szatan zrealizował swój plan, ale nie spodziewał się, że ze zła, do którego skłoni duchowych przywódców, powstanie ogromne dobro dla całego świata: wybawienie go z mocy piekła i otwarcie przed ludźmi bram niebios.
SYNOWIE ZEBEDEUSZA I ICH MATKA
Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła.20 On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».21 Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy».22 On rzekł do nich: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował».23 (Mt 20,20-23)
Zawsze prosić Boga z zastrzeżeniem „Jeśli....”
„Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie»” (Mt 20,22). Matka synów Zebedeusza kochała ich i pragnęła dla nich wszystkiego co najlepsze. Wydawało jej się, że zapewni im szczęście, gdy poprosi Jezusa o zapewnienie im dobrych stanowisk w Jego królestwie – po Jego lewej i prawej stronie. I chyba zaskoczyła ją usłyszana odpowiedź: „Nie wiecie, o co prosicie”. To ważne pouczenie dla nas, którzy prosimy Boga o coś, co dla nas wydaje się oczywistym dobrem: zdrowie, uchronienie od śmierci, wzbogacenie się... Jednak nie zawsze spełnienie przez Boga konkretnej prośby byłoby dobre z punktu widzenia wieczności. Może coś byłoby dobre na ziemi, ale nie pomogłoby w zbawieniu. W prośbie matki synów Zebedeusza brakło jednego ważnego zdania, które zawsze powinno poprzedzać każde nasze błaganie skierowane do Boga: „Jeśli uważasz za słuszne, to powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli...” Wtedy nie musiałaby usłyszeć odpowiedzi: „Nie wiecie, o co prosicie.”
„Nie wiecie, o co prosicie”
„Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy».” (Mt 20,22) Prosząc o miejsce po prawej i lewej stronie Jezusa, matka synów Zebedeusza – nie zdając sobie z tego sprawy – prosiła o to, by jej synowie ponieśli taką samą śmierć męczeńską jak On, Zbawiciel świata. Zasiadać bowiem w Jego królestwie po Jego lewicy lub prawicy znaczy być do Niego podobnym przez wypicie tego samego zbawczego kielicha cierpienia, jaki On wypił, cierpiąc na ziemi.
Przygotowane przez Ojca miejsca
„Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».” (Mt 20,20) Jesus odpowiedział: „Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. (Mt 20,23) Matka synów Zebedeusza chciała dla nich coś, o czym decyduje tylko Bóg: miejsce po prawej i lewej stronie Jezusa w Jego królestwie. Człowiek nie powinien nigdy samowolnie przyznawać sobie jakichś uprzywilejowanych miejsc na ziemi ani też nie powinien ich pragnąć w wieczności, każdy bowiem zbawiony jest przede wszystkim dzięki Bożemu Miłosierdziu. Z tego powodu szczęście, które otrzyma, zawsze będzie o wiele większe niż to, na które zasłużył. Będzie to „miejsce” w domu Ojca, w którym mieszkań jest wiele (por. J 14,2). Ojciec „urządził” swój dom według swojego planu, którego nawet w zarysie nie potrafimy sobie wyobrazić. Tego, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują, „oko nie widziało” ani o tym „ucho nie słyszało” (por. 1 Kor 2,9). „Miejsce” wyznaczone czy „przygotowane” przez Ojca niebieskiego może też oznaczać jakieś zadanie do wykonania na ziemi, które – w pełni szczęścia – będzie kontynuowane w wieczności. Nikt tego przyszłego zadania nie zna, dlatego nie powinien dyktować Bogu, jaką komu ma wyznaczać wieczność. Natomiast każdy powinien, na ziemi, odnaleźć swoje miejsce w odwiecznym planie zbawienia świata, wyznaczonym przez Boga. To „miejsce” powinien „zająć”, czyli dobrze spełnić powierzone mu zadanie, nie myśląc o żadnych zaszczytach lub wyróżnieniach – ani na ziemi, ani w niebie.
Wyobrażenia utrudniające zrozumieć Boskie tajemnice
Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie»” (Mt 20,22). Matka synów Zebedeusza zapewne wyobrażała sobie królestwo Jezusa tak, jak to czyniło wielu innych, czyli jako podobne w swojej zewnętrznej formie do królestw ziemskich. Dlatego pomyślała sobie, że dobrze by było, gdyby jej synowie apostołowie, Jakub i Jan, stali przy Królu, Jezusie Chrystusie. Wiedziała, że Jezus jest dobry i życzliwy, dlatego spełni jej prośbę. Prośba matki powstała z mieszanki jej miłości do synów i błędnych wyobrażeń dotyczących przyszłego królestwa Jezusowego. Nie była ona jedyną osobą, która z Jezusem rozmawiała o rzeczach przyszłych, których do końca nie rozumiała. W innych okolicznościach zadano Jezusowi pytanie, czyją żoną będzie po zmartwychwstaniu kobieta, która siedmiokrotnie wychodziła za mąż. Zapytali: „Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę. Jezus im rzekł: Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie.” (Mk 12,23-25) Wiele fałszywych wyobrażeń może powstać również w nas, gdy zaczniemy sobie przedstawiać sobie przyszłość zapowiedzianą przez proroctwa i wieczność. Trzeba więc zachować wielką ostrożność, gdy chcemy zrozumieć zakryte przed nami rzeczy.
Nie po lewej i prawej stronie Jezusa, lecz przy Jego stole w królestwie
Jezus zapytał matkę synów Zebedeusza: „Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. (Mt 20,21) Matka chciała, żeby jej synowie zostali wyróżnieni w królestwie Jezusa, żeby zostali postawieni wyżej niż inni Apostołowie. Jezus jednak miał inny plan w odniesieniu do tych wszystkich, którzy wytrwali z Nim do końca życia w Jego przeciwnościach. Nie tylko jacyś pojedynczy wybrani, lecz wszyscy Mu wierni mieli zasiąść w Jego królestwie przy jego stole, wraz z Nim. Mieli też zasiąść na tronach i sądzić dwanaście pokoleń Izraela. Powiedział do swoich uczniów: „Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i pili przy moim stole oraz żebyście zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela.” (Łk 22,28-30)
PRZEŁOŻEŃSTWO JEST SŁUŻBĄ
Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.24 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę.25 Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą.26 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym,27 na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu».28 (Mt 20,24-28)
Wielkość tkwi nie w zaszczytach lecz w ofiarnej służbie
„Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.” (Mt 20,24) Oburzyli się na Jana i Jakuba i na ich matkę proszącą, by w królestwie Jezusa jej synowie znajdowali się po Jego prawej i lewej stronie. Oburzyli się na nich, bo prawdopodobnie w nich też było pragnienie zajmowania zaszczytnych miejsc w królestwie Jezusa, czyli po Jego prawej lub lewej stronie. Jezus wyjaśnił im, że nie przyszedł obdarzać zaszczytami i godnościami podobnymi do tych, które widzimy w królestwach tego świata. Przyszedł, aby służyć i aby powoływać do ofiarnej służby. Dał wszystkim do zrozumienia, że Jego uczniowie nie powinni naśladować bogatych władców tego świata, którzy uciskają podwładnych i żyją w luksusach i wystawnie ich kosztem. Jego uczniowie mają się stać sługami takimi jak On. Przez to będą wielkimi w oczach Bożych i wielkimi w królestwie niebieskim. Im bardziej będą naśladować Jezusa-Sługę, tym bardziej – przez swoje podobieństwo do Niego – znajdą się „po Jego prawicy” i „po Jego lewicy” w królestwie Bożym.
Pragnienie zaszczytów wielkim zagrożeniem
„Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.” (Mt 20,24) Myśl o wyróżnieniach, zaszczytach ujawniła różne braki doskonałości Apostołów. Było w nich dużo dobrej woli, miłości do Jezusa, wiary w Niego, pragnienie służenia Mu, jednak nie byli jeszcze całkowicie wolni od różnych przyziemnych pragnień. Ujawniło się to, gdy usłyszeli skierowaną do Jezusa prośbę, by Jan i Jakub zasiedli po Jego prawej i lewej stronie w Jego królestwie. Wtedy pozostałych dziesięciu utraciło panowanie nad sobą. Oburzyli się na dwóch braci, z którymi przecież łączyły ich więzy przyjaźni i wspólnej pracy dla Jezusa. Ujawnił się wtedy brak ich pełnej, doskonałej i bezinteresownej miłości. Była ona w nich, jednak wymagała jeszcze oczyszczenia się z różnych egoistycznych pragnień. Ich zachowanie ujawniło, jak wielkim zagrożeniem dla wszystkich ludzi jest myśl o ziemskich zaszczytach i wyróżnieniach. Dotyczy to również ludzi Kościoła. Pragnienie zaszczytów jest równie szkodliwe jak przedstawione już wcześniej przez Jezusa szukanie bogactw.
Nie zaszczyty i przywileje, lecz służba czyni wielkim ucznia Jezusa
„A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.” (Mt 20,27-28) Rozdrażniła Apostołów myśl, że ktoś z nich mógłby stać w królestwie Jezusa po Jego prawej lub lewej stronie i tym samym „odsunąć” pozostałych na dalsze miejsca. Zbawiciel zdawał sobie sprawę, ile w Jego uczniach jest jeszcze słabości i pragnienia tego, co na ziemi bezpodstawnie uchodzi za wielkie i udzielające wielkości. Z tego powodu pouczył ich o tym, kto wielki jest nie pozornie, lecz naprawdę. O prawdziwej wielkości świadczy szczere pragnienie służenia innym – takie jakie było i nadal jest w Nim, Synu Człowieczym, który przyszedł do swoich grzesznych stworzeń nie po to, aby Mu służono, lecz „aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. To pouczenie powinni sobie ciągle przypominać Jego uczniowie – także dzisiejsi – którym nadal grozi pokusa szukania wielkości w wyróżnieniach, przywilejach, w różnych tzw. „godnościach”, które tak naprawdę nie powiększają niczyjej godności, zaspokajając jedynie próżność.
Służenie Boga człowiekowi w Eucharystii
„A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.” (Mt 20, 27-28) Syn Człowieczy, Jezus Chrystus, jako prawdziwy Bóg jest Istotą Najwyższą, a jednak wciąż zachowuje się, jakby był niewolnikiem Swoich stworzeń. Widać to między innymi w Eucharystii. Pod niepozornymi postaciami chleba i wina ukrywa się Istota Nieskończona, która służy swoim stworzeniom, uświęcając je i umacniając w wędrówce do nieba.
Życie nie na sposób wielkich tego świata, lecz według wzoru Syna Człowieczego
„A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». (Mt 20, 25-28) Każdy z nas stoi przed wyborem jednego z dwóch przeciwstawnych sobie sposobów życia i postępowania. Wzorem pierwszego, rozpowszechnionego, są władcy tego świata, uważani za wielkich. Ich sposób postępowania Jezus określił jako uciskanie bliźnich dla własnej korzyści i uciążliwe okazywanie innym swojej władzy. Ten wzorzec pociąga wielu. Drugim przykładem do naśladowania jest Jezus Chrystus, Syn Człowieczy. On daje przykład służenia i ponoszenia ofiar dla dobra innych. Do nas należy wybór.
Chrystus Wzorem i Lekarstwem
„A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.” (Mt 20,27-28) Wielki jest ideał chrześcijaństwa: osiągać wielkość przez stawanie się niewolnikiem innych – niewolnikiem, który przez swoją służbę przynosi innym dobro. Podobne wymaganie Jezusa byłoby bezpodstawne, gdyby On sam na nie dał nam przykładu takiej formy życia. On nie tylko daje nam przykład służby, ale ponadto swoją łaską dodaje nam sił, abyśmy potrafili podążać Jego drogą. Bez Jego pomocy nikt nie tylko nie miałby sił, by stać się sługą innych, ale nawet by tego nie pragnął. Bez Bożej łaski każdy człowiek pragnąłby żyć tak, jak jest zachęcany przez otaczający go świat: używać, korzystać, wykorzystywać egoistycznie innych, panować nad ludźmi i uciskać ich. Bez umacniającej i leczącej łaski Bożej nie byłoby ludzi, którzy mieliby inne ideały. Szczególnie w Komunii św. Jezus uzdalnia nas do naśladowania Go. Drugą formą Jego nadzwyczaj skutecznej pomocy jest Jego Słowo, które przemienia nas, jeśli je przyjmujemy, rozważamy i staramy się według niego żyć.
Pragnienie służenia źródłem duchowego pokoju i radości
„Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.” (Mt 20,24) Dziesięciu Apostołów oburzyło się na pozostałych dwóch, czyli na Jana i Jakuba, z powodu prośby ich matki, żeby w królestwie Jezusa znaleźli się po Jego lewej i prawej stronie (por. Mt 20,20-21). Nie oburzaliby się jednak na nich, gdyby ich ideałem było tylko służenie Bogu i bliźnim. Gdyby tylko tego pragnęli, to każdy z nich pomyślałby i powiedział: Nie zależy mi na żadnych zaszczytach. Niech inni zajmują uprzywilejowane stanowiska i miejsca; niech doznają zaszczytów w ziemskim znaczeniu. Ja chce tylko służyć Bogu i uszczęśliwiać innych. Do tego nie potrzebuję stać po lewej czy prawej stronie Jezusa w Jego królestwie. Służyć i uszczęśliwiać braci i siostry mogę zawsze i wszędzie. Potrzebna mi jest tylko pomoc Boża, aby ich kochać prawdziwie i nie szukać własnych korzyści.
Do służenia potrzebujemy pomocy Ducha Świętego
„A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. (Mt 20, 27-28) Cała nasza osobowość, nasz duch ma się upodobnić do Syna Bożego, nazywanego także Synem Człowieczym, który przyszedł służyć i poświęcić swoje życie dla naszego zbawienia. Do naśladowania Go konieczna jest jednak pomoc Tego, który ma podobną nazwę jak nasz ludzki duch, ale z dodatkiem „święty” – Ducha Świętego. Oprócz ducha ludzkiego, Ducha Świętego, Pismo św. wspomina jeszcze innego ducha, nazywanego duchem „złym”, „nieczystym”. Tym duchem lub duchami są istoty duchowe upadłe, dobrowolnie i na zawsze zbuntowane przeciwko Bogu. To one, oprócz zdeprawowanych ludzi i Ducha Świętego, wpływają na człowieka. Duch Święty i dobrzy ludzie pobudzają go, aby tak jak Chrystus służył, oddawał swoje życie w duchowej ofierze i pomagał innym w zbawieniu. Zły, czyli upadły duch, namawia do czegoś przeciwnego: Nikomu nie służ, lecz zmuszaj innych do służenia tobie; za nikogo i dla nikogo nie składaj w ofierze duchowej swojego życia, lecz zmuszaj innych do ponoszenia ofiar dla ciebie. Nie umilaj innym życia, lecz je im zatruwaj. Korzystaj ze wszystkiego tak jak wielcy tego świata. Nasza wola decyduje, za którym duchem pójdziemy i do kogo się upodobnimy. Albo będziemy czystym obrazem i podobieństwem Boga prawdziwego, albo staniemy się jednym z wielu demonów, podobnym do Lucyfera.
Codzienny wybór sposobu odnoszenia się do innych
„A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». (Mt 20,25-28) Każdy człowiek stoi przed ważnym wyborem, który musi powtarzać codziennie. Jest nim wybieranie postawy wobec innych osób, czyli wobec Boga i ludzi. Tym wyborem jest miłość do tych osobowych istot żywych lub porzucenie jej i zastąpienie obojętnością, wrogością i nienawiścią. Na to zwraca uwagę Jezus, mówiąc o władcach i wielkich tego świata, którzy uciskają narody i dają im odczuć swą władzę, oraz o Sobie, Synu Człowieczym, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. Miłość wybierają ci, którzy naśladują Zbawiciela, egoizm i nienawiść natomiast – ci, którzy naśladują licznych „wielkich” tego świata.
Kto między wami chce być pierwszym...
„Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. (Mt 20, 26-28) Gdy ludzie są w jakiejś grupie, to pośród nich znajdzie się zwykle ktoś, kto chce w niej górować, czyli – jak mówi Jezus – chce się stać pierwszym pomiędzy nimi. Mówiąc to, Jezus wiedział, że pragnienie zajmowania pierwszego miejsca tkwiło w sercach otaczających Go najbliższych uczniów i będzie się pojawiać, w ciągu wieków, w sercach wielu ich zastępców, którzy w Jego Kościele będą szukać awansu społecznego, zaszczytów, wyróżnień, ziemskich godności. Dlatego zwrócił się do wszystkich, w których podobne pragnienia będą się pojawiać, pouczając, jak znaleźć nie pozorne, lecz prawdziwe pierwszeństwo. Należy stanąć jakby do współzawodnictwa w dziedzinie służenia innym. W tej sferze nie ma zagrożenie nawet wtedy, gdy ktoś chce kochać i służyć Bogu i bliźnim bardziej niż wszyscy pozostali ludzie.
Pokusa naśladowania wielkich tego świata
„A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was.” (Mt 20,25-26) Jezus stanowczo prosi, a nawet nakazuje swoim apostołom i ich przyszłym następcom, by nie naśladowali wielkich tego świata i różnych władców, którzy mają upodobanie w uciskaniu podwładnych i narodów i w okazywaniu im swojego zwierzchnictwa i władzy nad nimi. Jezus stanowczo domagał się, żeby ani Apostołowie, ani przyszli Jego uczniowie nie naśladowali wielkich władców światowych, cesarzy, królów, głów państwa, żeby nie imponowały im ich pałace i dwory. A pokusa naśladowania ich ciągle pojawiała się i nadal powstaje w Kościele, wśród duchowieństwa, zwłaszcza wśród tych którzy są dla innych przełożonymi. W dzisiejszych czasach można tę pokusę zaobserwować również u niektórych świeckich wiernych, którym wydaje się, że powinni rządzić i kierować innymi w Kościele. Dlatego zdecydowane słowa Jezusa odnoszą się w równej mierze do nich jak i do duchownych.
NIEWIDOMI POD JERYCHEM
Gdy wychodzili z Jerycha, towarzyszył Mu wielki tłum ludu.29 A oto dwaj niewidomi, którzy siedzieli przy drodze, słysząc, że Jezus przechodzi, zaczęli wołać: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!».30 Tłum nastawał na nich, żeby umilkli; lecz oni jeszcze głośniej wołali: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!».31 Jezus przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?»32 Odpowiedzieli Mu: «Panie, żeby się oczy nasze otworzyły».33 Jezus więc zdjęty litością dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim.34 (Mt 20,29-34)
Wiele głosów dochodzących do uszu Jezusa
„Tłum nastawał na nich, żeby umilkli; lecz oni jeszcze głośniej wołali: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!». Jezus przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?»” (Mt 20,31-32) Z pewnością tłum, który towarzyszył Jezusowi, był bardzo hałaśliwy i przez to tłumił głosy niewidomych. Ponadto jeszcze nastawał na nich, żeby umilkli. Ludzie z tłumu zachowywali się tak, jakby Jezus tylko do nich należał, jakby był ich własnością. Szybko się jednak przekonali, że tak nie jest, że Zbawiciel nie tylko ich głosy słyszy. Usłyszał także wołania niewidomych, „przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?»” (Mt 20,32)
Potrzeba posiadania wzroku duchowego
„Jezus przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, żeby się oczy nasze otworzyły».Jezus więc zdjęty litością dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim.” (Mt 20,32-34) Uzdrawiając niewidomych Jezus sprawił, że potrafili odtąd dostrzegać otaczający ich świat. Wielu ludzi potrzebuje podobnego cudu – przywrócenia przez Jezusa wzroku duchowego, aby umieli dostrzec rzeczywistość duchową: Boga Trójosobowego, swoją duszę duchową, nieśmiertelną, rozumną i wolną, a także królestwo niebieskie, istoty duchowe i bliskie nam dusze zbawionych i oczyszczających się w czyśćcu zmarłych. Ten duchowy wzrok jest potrzebny także do tego, żeby dobrze odróżniać zło od dobra i widzieć nie tylko dzieła szatana, ale przed wszystkim wielkie dzieła Boże, których ogromna ilość nas otacza, a nawet nas przenika.
Uzdrowieni niewidomi poszli za Jezusem
„Jezus więc zdjęty litością dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim.” (Mt 20,34) Poszli za Nim głównie przez to, że chcieli stać się Jego wiernymi uczniami: wdzięcznymi Mu, pragnącymi dla Niego żyć i przyciągać do Niego przez głoszenie Jego wielkości i dobroci.
DWUDZIESTY PIERWSZY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA
(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)
Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski