Rozważanie Ewangelii według św. Mateusza
ROZDZIAŁ 26
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
JEZUS ZAPOWIADA SWOJĄ BLISKĄ ŚMIERĆ
Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów:1 «Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie».2 (Mt 26,1-2)
Jezusowa zapowiedź przyszłych wydarzeń – włącznie z Jego ukrzyżowaniem
„Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów: «Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie». (Mt 26,1-2) Zbawiciel dokończył mów, w których zapowiedział przyszłość: od zburzenia świątyni jerozolimskiej po Sąd Ostateczny (Mt 24 i 25) Po tych pouczeniach po raz trzeci zapowiedział swoją mękę. Była ona czymś tak pewnym, jak nadejście po dwóch dniach święta Paschy.
Bliskość Paschy i śmierci Jezusa
„Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów: «Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie». (Mt 26,1-2) O jednym uczniowie Jezusa faktycznie wiedzieli – o tym, że po dwóch dniach będzie Pascha. O Jego śmierci już słyszeli z Jego ust, jednak chyba się nie spodziewali, że nastąpi ona tak szybko. Jezus zapowiedział uczniom swoją śmierć. Nie chciał, aby łudzili się Jego pozornym triumfem, za który mogliby wziąć Jego uświetniony wjazd do Jerozolimy. Wbrew wszelkim pozorom Jego śmierć była już bardzo bliska.
Śmierć krzyżowa przyjęta przez Jezusa świadomie i z miłości
„Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie”. (Mt 26,2) Jezus zapowiedział sposób, w jaki zakończy swoje ziemskie życie, aby Jego uczniowie nie pomyśleli, że było ono dla Niego zaskoczeniem. Chciał ich przekonać, że tak nie było. Od zawsze bowiem jako Syn Boży wiedział, że Jego zbawcza misja na ziemi palestyńskiej zakończy się ukrzyżowaniem. Jak wiedział, że za dwa dni będzie Pascha, tak samo przewidywał z całą pewnością, że wtedy zostanie wydany na ukrzyżowanie. Jego śmierć była tak pewna, jak nadejście Paschy. Znając swoją bolesną śmierć, podjął się swojej zbawczej misji. Uczynił to z miłości do Ojca i do nas. Krzyż nie był dla Niego zaskoczeniem, lecz świadomym wyborem Jego miłości i jej wiekuistym znakiem, który będzie przemawiał do wszystkich pokoleń ludzkich.
Trwające do dzisiaj nauczanie Jezusa
„Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów...” (Mt 26,1) Chociaż usłyszane przez uczniów pouczenia Jezusa nie były Jego ostatnimi słowami przed śmiercią, to jednak zbliżał się czas zakończenia się Jego publicznej działalności. Jego nauczanie jednak nie skończyło się, gdyż uczniowie otrzymywali Jego pouczenia, gdy się ukazywał po swoim zmartwychwstaniu. Naucza On nadal przez swoich uczniów, gdyż – udzielając im swojego Ducha – daje im światło zrozumienia Jego Ewangelii. Udziela go również tym, którzy słuchają Jego słowa z otwartym sercem. Ewangelista Mateusz pisze, że Jezus dokończył „wszystkich tych mów”, jednak dalej mówił do swoich uczniów (Mt 26,1). I będzie nadal mówił przez wieki, bo – jak obiecał – pozostanie z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. (Mt 28,20) Czasem, kiedy uznaje to za konieczne, mówi w wyjątkowy sposób, tak jak np. przemówił do Szawła pod Damaszkiem (por. Dz 9,1-8). Również ten szczególny sposób Jego mówienia nie zakończył się i będzie się powtarzał – czy się to komu podoba, czy nie – kiedy tylko On uzna to za pożyteczne. Nasz wiek i poprzedni – szczególnie atakowany przez szatana – otrzymał wiele takich właśnie sposobów nadzwyczajnego przemawiania Nieba do świata, dla ratowania nas przed zalewem zła. Do najbardziej obszernych można zaliczyć pisma Marii Valtorty, ks. Gobbiego i Vassuli Ryden. Wszystkie te nadzwyczajne ingerencje mają na celu doprowadzić ludzkie serca do nawrócenia i do przyjęcia z wiarą i miłością przychodzącego Pana Boga „Który jest, Który był i Który przychodzi, Wszechmogący” – „Alfa i Omega” (Ap 1,8).
Jezus miał ponieść śmierć dopiero po spełnieniu całego zadania powierzonego Mu przez Ojca
„Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów...” (Mt 26,1) Wrogowie Jezusa planowali Go zabić znacznie wcześniej, niż im się to w końcu udało zrobić. Nie potrafili przyśpieszyć Jego śmierci, ponieważ – według zbawczego planu Ojca – Jego Syn miał wykonać nie część, lecz całe powierzone Mu zadanie. I ono zostało spełnione. Żadna moc ludzka ani piekielna nie była w stanie temu przeszkodzić. Dopiero kiedy Jezus przekazał całą naukę, którą miał nam pozostawić, zakończył swoją ziemską misję. Ściślej mówiąc, spełnił tylko jeden z jej etapów. Swoją śmiercią krzyżową zakończył tylko tę widzialną działalność ziemską, która rozpoczęła się od dziewiczego poczęcia Go w niepokalanym łonie Maryi. W mniej widzialnej formie trwa ona nadal i przedłuży się aż do skończenia świata. Podobnie jak Jezus Jego Apostołowie też odeszli z tego świata po spełnieniu zadań powierzonych im przez Ojca. Jedynym wyjątkiem był Judasz, który został powołany nie do zdradzenia Jezusa, lecz do podążania za Nim i nauczania narodów. Ten niewierny uczeń ułożył sobie jednak życie po swojemu i zakończył je przez samobójstwo w wyznaczonym przez siebie czasie. Przykład Jezusa zachęca nas do tego, by ofiarować Bogu czas i rodzaj swojej śmierci. To On ma zadecydować, czy powierzone nam przez Niego zadanie zostało spełnione.
Zapowiedź królewskiego wywyższenia na krzyżu
„Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie”. (Mt 26,2) Zapowiadając swoją śmierć, Jezus przedstawił nie tylko koniec swojego ziemskiego życia, lecz wywyższenie na drzewie krzyża, przez które przyciągnie do siebie wszystkie skruszone serca. Wielu się nawróci i osiągnie zbawienie, płacząc nad umęczonym Jezusem, Królem Wszechświata. „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.” (J 3,14-15)
Wieczne królestwo życia, prawdy, świętości, łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju
„Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie”. (Mt 26,2)
Śmierć Jezusa na krzyżu nie była Jego klęską, lecz wyjątkowo ważnym momentem w tworzeniu Jego królewskiej władzy nad rozszerzającym się wiecznym i powszechnym królestwem prawdy i życia, świętości i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju. Przez swoje dobrowolne przyjęcie śmierci Jezus „dopełnił tajemnicy odkupienia rodzaju ludzkiego, ofiarując siebie samego na ołtarzu krzyża, jako niepokalaną ofiarę pojednania”. (Prefacja o Chrystusie Królu Wszechświata)
Władzy Jezusa Chrystusa Króla zostaną poddane wszystkie stworzenia, a na końcu On przekaże Ojcu utworzone przez Siebie wieczne i powszechne Królestwo. O tym mówi św. Paweł: „Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.” (1 Kor 15,24-26) Dzięki śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa Króla nastanie wieczne królestwo życia. „I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (1 Kor 15,22) Życie i szczęście w tym królestwie będzie trwało wiecznie. Takie królestwo utworzył Jezus przez zapowiedzianą swoim uczniom śmierć krzyżową.
Powtarzające się w historii „krzyżowanie” Jezusa Chrystusa
„Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów: «Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wyda ny na ukrzyżowanie».” (Mt 26,1-2) Słowa Jezusa zapowiadające Jego śmierć na krzyżu zostały wypowiedziane przed konkretnymi uczniami. Jego zapowiedź odnosi się jednak również do przyszłych prześladowań, z którym spotkają się Jego uczniowie. To w nich bowiem w ciągu wieków On sam będzie wydawany na śmierć, prześladowany, zniesławiany, niesprawiedliwie obwiniany. Prześladowania uczniów Jezusa są skierowane przeciwko Niemu. Zbawiciel dał to do zrozumienia Szawłowi pod Damaszkiem. Na jego pytanie: „Kto jesteś, Panie?”, usłyszał odpowiedź: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz”. (Dz 9,5) Jezusa można również „krzyżować” w sobie. Poucza o tym autor Listu do Hebrajczyków, mówiąc o ludziach, którzy porzucili Chrystusa, chociaż otrzymali niezwykle wielkie łaski. O tych wyjątkowo zdeprawowanych i świadomie szukających zła ludziach powiedzieł: „Niemożliwe jest bowiem tych – którzy raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali również wspaniałości słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a (jednak) odpadli – odnowić ku nawróceniu. Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko.” (Hbr 6,4-6) Krzyżują w sobie Jezusa, gdyż bluźnią Duchowi Świętemu, który obdarzył ich niezwykłymi darami.
POSTANOWIENIE WYSOKIEJ RADY
Wówczas to zebrali się arcykapłani i starsi ludu w pałacu najwyższego kapłana, imieniem Kajfasz,3 i odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić.4 Lecz mówili: «Tylko nie w czasie święta, żeby wzburzenie nie powstało wśród ludu».5 (Mt 26,3-5)
Dzieło miłości i nienawiści
„Wówczas to zebrali się arcykapłani i starsi ludu w pałacu najwyższego kapłana, imieniem Kajfasz, i odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić.” (Mt 26,3-4) Jezus mówił uczniom o swojej bardzo bliskiej śmierci. Przygotowywał ich na to bolesne wydarzenie, które przyjął dobrowolnie dla odkupienia świata. Przygotowywał się do złożenia samego Siebie w ofierze na ołtarzu krzyża, aby umożliwić wieczne zbawienie tym wszystkim, którzy przyjmą wysłużone przez Niego łaski. Działanie Jezusa wypływało z miłości. Tymczasem – jakby równolegle do Jego działania – toczyła się inna aktywność, podsycana nienawiścią do Niego. Jednym z jej wyrazów była narada w pałacu najwyższego kapłana. Zastanawiano się tam, jak „Jezusa podstępnie pochwycić i zabić” (Mt 26,4) „Tylko nie w czasie święta, żeby wzburzenie nie powstało wśród ludu”. (Mt 26,5)
Egoistyczna troska o siebie arcykapłanów i starszych ludu
„Wówczas to zebrali się arcykapłani i starsi ludu w pałacu najwyższego kapłana, imieniem Kajfasz, i odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić. Lecz mówili: «Tylko nie w czasie święta, żeby wzburzenie nie powstało wśród ludu».” (Mt 26,3-5) Zabicie niewinnego Jezusa nie stanowiło dla arcykapłanów i starszych ludu większego problemu. Jedyne, co ich interesowało w pałacu najwyższego kapłana, było zadbanie o swoje bezpieczeństwo. Nie chcieli się narazić Rzymianom, że z powodu ujęcia Jezusa wywołali zamieszki. Zastanawiali się zatem, jak Go pochwycić i zabić podstępnie, w sposób niezauważalny dla ludu. Narada odbyła się „w pałacu najwyższego kapłana, imieniem Kajfasz” – tam, gdzie powinny zapadać dobre decyzje. Takie jednak podejmowane są tylko przez ludzi o dobrej woli, którzy – tak jak Maryja, Matka Jezusa – przez wszystko, co czynią, chcą służyć Bogu. Dla arcykapłanów jednak i dla starszych ludu – którzy mieli kierować się Bożą wolą i mądrością – zbrukanie wielkiego święta niewinną krwią Jezusa. Problemem było tylko to, żeby ludzie nie wzburzyli się i nie wystąpili przeciwko nim z powodu zabicia Go. Nie zastanawiali się, jak należy postępować uczciwie, lecz „odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić.” (Mt 26,4) Świadomie wybrali podstęp. Tak postąpili, bo ich myślenie i decyzje były zniewolone przez egoizm i stały na jego usługach. Zebrali się przed świętem Paschy nie po to, by się dobrze na nie przygotować i uwielbić Boga, lecz żeby podstępnie pochwycić i zabić Jezusa.
NAMASZCZENIE W BETANII
Gdy Jezus przebywał w Betanii, w domu Szymona Trędowatego,6 podeszła do Niego kobieta z alabastrowym flakonikiem drogiego olejku i wylała Mu olejek na głowę, gdy spoczywał przy stole.7 Widząc to, uczniowie oburzali się, mówiąc: «Na co takie marnotrawstwo?8 Przecież można było drogo to sprzedać i rozdać ubogim».9 Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Dobry uczynek spełniła względem Mnie.10 Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz Mnie nie zawsze macie.11 Wylewając ten olejek na moje ciało, na mój pogrzeb to uczyniła.12 Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła».13 (Mt 26,6-13)
Zawsze można uczynić coś dobrego
„Gdy Jezus przebywał w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, podeszła do Niego kobieta z alabastrowym flakonikiem drogiego olejku i wylała Mu olejek na głowę, gdy spoczywał przy stole.” (Mt 26,6-7) Kobieta chciała Jezusowi okazać swoją miłość i sprawić Mu radość. Zrobiła to w sposób, który wydawał się jej odpowiedni. Wylała Mu na głowę drogi pachnący olejek. Nie myślała, jak cenne było to, co mogła wykorzystać dla siebie. Chociaż Jezus tego olejku nie potrzebował, to jednak docenił gest życzliwości i miłość kobiety, jaka się za nim kryła. Stwierdził nawet: „Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła”. (Mt 26,13)
Nie marnotrawstwo, lecz dobry uczynek
„Gdy Jezus przebywał w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, podeszła do Niego kobieta z alabastrowym flakonikiem drogiego olejku i wylała Mu olejek na głowę, gdy spoczywał przy stole. Widząc to, uczniowie oburzali się, mówiąc: «Na co takie marnotrawstwo? Przecież można było drogo to sprzedać i rozdać ubogim». Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Dobry uczynek spełniła względem Mnie».” (Mt 26,6-10) Na widok gestu – pełnego szacunku i miłości ze strony kobiety – w gronie uczniów pojawiły się głosy oburzenia. Czyn został nazwany marnotrawstwem. Jezus jednak inaczej go określił. Uznał, że to był dobry uczynek spełniony względem Niego.
Namaszczenie ciała Jezusa na dzień Jego pogrzebu
„Wylewając ten olejek na moje ciało, na mój pogrzeb to uczyniła”. (Mt 26,12) Jezus nie tylko docenił miłość kobiety i sposób jej wyrażenia, ale nawet mu przypisał znaczenie, którego ona nie znała. Wylewała bowiem olejek przy żyjącym Jezusie, a tymczasem On powiedział, że jej gest ma związek z Jego pogrzebem. Kobieta ta – której imię nie zostało wymienione, bo jakby nie było znane z jakichś powodów Ewangeliście Mateuszowi – dokonała namaszczenia Jego ciała, czego nie udało się uczynić z powodu pośpiechu przed złożeniem do go grobu. Dla Jezusa pełen miłości gest poświęcenia swojego drogocennego olejku przez kobietę był czymś cenniejszym, niż zwyczajowe namaszczenie ciała, dokonywane po śmierci, przed złożeniem do grobu. Zresztą, po Jego śmierci nie udało się nikomu tego zrobić, bo z powodu bliskiego szabatu nikt nie zdążył namaścić Jego ciała przed złożeniem go do grobu. Po upływie szabatu też tego nie wykonano. Kiedy bowiem kobiety przyszły z olejkami do Jego grobu, Jego ciała tam już nie było. (Por. J 20,1-18) Jednak przez swoją dobrą wolę i miłość do Jezusa one też dokonały duchowego „namaszczenia”, nie ciała – lecz Jego kochającego Serca. Sprawiły Mu radość nie roślinnym pachnącym i cennym olejkiem, lecz swoją wyjątkowo odważną miłością – o wiele cenniejszą i mniej powszechnie występującą od niego.
ZDRADA JUDASZA
Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów14 i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników.15 Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać.16 (Mt 26,14-16)
Pieniądze były dla Judasza ważniejsze niż Jezus
„Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać.” (Mt 26,14-16) Ewangelista bardzo zwięźle przedstawia spotkanie Judasza z arcykapłanami. Apostoł-zdrajca pyta o cenę za wydanie Jezusa: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam”. Wyznaczono mu trzydzieści srebrników jako zapłatę. Te pieniądze miały wartość pola, które później kupili na grzebanie cudzoziemców. Jezus zatem miał dla nich taką samą wartość co pole, nadające się na cmentarz! (Por. Mt 27,6-10) Postawa Judasza kontrastowała z tym, co zrobiła kobieta, która dla Jezusa pozbyła się drogocennego olejku. (Mt 26,6-13) Nie chciała go używać dla siebie, Judasz tymczasem starał się o pieniądze na własny użytek. Z otrzymanych srebrników nie cieszył się jednak zbyt długo. Wkrótce bowiem oddał je tym, którzy mu je dali, i popełnił samobójstwo.
Judasz działał całkiem świadomie
„«Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać.” (Mt 26,15-16) Judasz nie działał pod wpływem jakiegoś chwilowego impulsu, lecz zupełnie świadomie, w sposób przemyślany. Z własnej inicjatywy poszedł do arcykapłanów i jasno przestawił im swoją propozycję: pieniądze za wydanie Jezusa! Potem musiał dobrze przewidywać związane ze świętami plany Jezusa. To wymagało bardzo świadomego obserwowania, zbierania informacji i działania.
PRZYGOTOWANIE PASCHY
W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: «Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?»17 On odrzekł: «Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: "Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami"».18 Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę.19 (Mt 26,17-19)
Pytanie o miejsce spożywania Paschy
„W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: «Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?»” (Mt 26,17) Uczniowie pytali Jezusa, gdzie mają przygotować Mu Paschę do spożycia. Jeżeli Judasz należał do grona pytających, to miejsce jej spożywania interesowało go, aby dokładniej przemyśleć plan zdradzenia Zbawiciela i przekazania Go wrogom. Zgodnie z prawdą Judasz mógłby zapytać: „Gdzie chcesz, żebym Ci przygotował Paschę do spożycia i miejsce wydania Cię w ręce nieprzyjaciół?”
Przygotowanie „Ostatniej Wieczerzy”
„On odrzekł: «Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: "Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami"». Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę”. (Mt 26,18-19) Jezus wyznaczył miejsce spożywania wieczerzy, którą nazywamy Ostatnią Wieczerzą. Uczniowie wykonali Jego polecenie, a Judasz zrobił wszystko, żeby ten uroczysty posiłek stał się faktycznie „Ostatnią Wieczerzą” nie tylko dla Jezusa, ale również dla niego.
WYJAWIENIE ZDRAJCY
Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu
.20 A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi».21 Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?»22 On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi.23 Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził».24 Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».25 (Mt 26,20-25)
Ostatnie ostrzeżenie Judasza przez Jezusa
„Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».” (Mt 26, 24-25) Jezus dał jasno do zrozumienia Judaszowi, że zna jego złe zamiary. Przedstawił mu również jego przyszły tragiczny los, mówiąc: „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. (Mt 26,25) Były to ostatnie słowa miłości Jezusa do niego, w których wzywał go do opamiętania się i do zejścia z drogi zła. Niestety, Judasz nie porzucił swojego planu zdradzenia Go.
Zapowiedź zdrady przez jednego z najbliższych uczniów Jezusa
„Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi.” (Mt 26,20-23) Mateusz Ewangelista, przedstawiając ostatnią ziemską świąteczną wieczerzę Jezusa, podaje jako pierwsze Jego słowa te, które odnoszą się do zdrajcy Judasza: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”. (Mt 26,20) Dopiero potem opisuje ustanowienie cudownego sakramentu Eucharystii (Mt 26,26-30), aby znowu powrócić do innej zdrady – do zaparcia się Piotra (Mt 26,31-35).Chronienie Judasza przez Jezusa przed gniewem uczniów
„On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi.»” (Mt 26,23) Św. Jan Ewangelista wyjaśnia, że te słowa Jezusa były odpowiedzią na jego pytanie: „Panie, kto to jest?” (J 13,25) Jezus zatem bardzo dyskretnie tylko jego poinformował, kto będzie Jego zdrajcą, o którym ogólnie powiedział wszystkim Apostołom. Zbawiciel nie chciał ujawniać imienia zdradzieckiego ucznia przed nimi. To on sam miał się ujawnić jako zdrajca, który pocałunkiem wyda wrogom swojego Pana. Jezus nie wydał Judasza, chociaż poinformował swoich uczniów, że dokładnie wie, co się w niedługim czasie stanie. Nie tylko nie zdradził go, lecz obronił go przed gniewem pozostałych uczniów, którzy z pewnością zareagowaliby bardzo gwałtownie, gdyby usłyszeli prawdę o nim. Jezus pod żadnym względem nie zachowywał się jak Judasz.
Dzieła miłości Jezusa i haniebny czyn Judasza zostały zapowiedziane
„Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził».” (Mt 26,24) Jezus wyjaśnia, że Jego zbawcza śmierć dokona się zgodnie z prorockimi zapowiedziami. Przeciwstawia się jednak gloryfikowaniu czynu Judasza, który też ogólnie został przepowiedziany w Starym Testamencie. Dzieło Jezusa wypływało z miłości i przyniosło światu zbawienie, natomiast czyn Judasza przyniósł mu hańbę. Zbawiciel zapowiedział: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. (Mt 26,24) Gdyby bowiem tak się rzeczywiście stało, to – bez niego, Judasza – także dokonałoby się dzieło Odkupienia, ale nie według tego scenariusza, którego jednym z głównych autorów był właśnie on: apostoł-zdrajca.
Niewykorzystana przez Judasza szansa uzyskania Bożego przebaczenia
„Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».” (Mt 26, 24-25) Gdy Jezus powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”, zasmuceni uczniowie zaczęli pytać jeden przez drugiego: „Chyba nie ja, Panie?”. (Mt 26,21-22) Podobne pytanie zadał Jezusowi także Judasz: „Czy nie ja, Rabbi?” Dlaczego o to zapytał, skoro dobrze wiedział, że zdrady już dokonał w swoim sercu? Może chciał się przekonać, czy Jezus naprawdę przeniknął jego serce i poznał jego zamiary i działania, albo też domyślał się tylko ogólnie, że jakaś zdrada się dokona. Jego ewentualne wątpliwości zostały rozwiane przez słowa Jezusa: „Tak jest, ty”. Judasz w tym momencie miał możliwość wyrażenia skruchy, poproszenia o przebaczenie, które by uzyskał. Nie zrobił jednak tego. Doprowadził do końca swój okrutny względem niewinnej Osoby plan. Nie skorzystał z okazji otrzymania Jezusowego przebaczenia i wycofania się z drogi zła. W Judasza wszedł szatan (J 13,27), którego dopuścił do siebie bardzo blisko przez swoje czyny. „...po spożyciu kawałka (chleba) zaraz wyszedł. A była noc.” (J 13,30) Pod jej osłoną udał się do tych, którzy zamierzali zabić Jezusa.Jezus nazwany przez Judasza „Nauczycielem”
„Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».” (Mt 26,25) Zwracając się do Jezusa, Judasz powiedział do Niego: „Rabbi”. Słowami uznał Go zatem za „Nauczyciela”. Jednak dla niego to słowo było tylko grzecznościowym tytułem. W swoim postępowaniu bowiem niewiele przejął od swojego Nauczyciela, pełnego troski i miłości do Boga i do ludzi. W całym tego słowa znaczeniu „Nauczycielem” Jezus był nie dla Judasza, lecz przede wszystkim dla Maryi, niepokalanie poczętej i bezgrzesznej Służebnicy Pańskiej. Ona, zgodnie z prawdą, nazywała Jezusa „Synem”, jednak uczyła się od Niego – jak od prawdziwego „Nauczyciela” – życia opartego na świętości, dobroci, miłości, miłosierdzia. Dlatego można Ją nazwać nie tylko prawdziwą „Uczennicą” Jezusa, lecz także Jego żywą „Podobizną” i „Ikoną”. Nie można tego powiedzieć o Judaszu, jednym z Dwunastu, który – zwracając się do Jezusa – mówił do Niego: „Rabbi-Nauczycielu”. To były tylko puste słowa.
USTANOWIENIE EUCHARYSTII
A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje».26 Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy,27 bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów.28 Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego».29 Po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej.30 (Mt 26,26-30)
Nie być zdrajcą i karmić się Eucharystią
„Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». (Mt 26, 20-21)
„A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje».” (Mt 26,26)
Św. Mateusz Ewangelista nie określa, w jakim momencie wieczerzy paschalnej Jezus ustanowił Eucharystię i w jakim – zapowiedział zdradę Judasza. O chwili ujawnienia bliskiej zdrady napisał tylko ogólnie: „A gdy jedli...” Podobnie moment ustanowienia Eucharystii określił: „A gdy oni jedli...” (Mt 26,26) Natchniony przez Ducha Świętego Ewangelista uznał, że nikomu do zbawienia nie są potrzebne dokładne szczegóły chronologiczne, dotyczące przebiegu Ostatniej Wieczerzy. Skupił się tylko na tym, co zawsze będzie ważne dla czytających jego Ewangelię – na przestrodze, by nie stać się zdrajcą i na cudzie Eucharystii, którą Jezus zostawił jako pokarm nieśmiertelności wszystkim swoim uczniom.
Pokora chroniąca przed upadkami
„A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?»” (Mt 26,21-22)
Oprócz Judasza żaden z uczniów Jezusa, zgromadzonych w Wieczerniku, nie wiedział, do kogo odnoszą się Jego słowa zapowiadające zdradę: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”. Byli jednak na tyle pokorni, że pytali jeden przez drugiego „Chyba nie ja, Panie?” Szczerze przedstawiali Jezusowi swoje wątpliwości, ponieważ byli na tyle pokorni, by nie mieć pewności, że zawsze będą Mu wierni. I rzeczywiście, wytrwali przy Nim do końca życia. Judasz tego nie zrobił. Pokora – w przeciwieństwie do pychy, która sama jest wielkim upadkiem i kroczy przed innymi upadkami – chroni przed wieloma grzechami.
W Eucharystii Jezus daje nam przykład swojej Boskiej pokory. Ujawnia ją, ponieważ – za znakami nieożywionej materii, do której zalicza się chleb i wino – ukrywa swoją Boskość. A mógł przecież ustanowić jakąś inną formą swojego prawdziwego przebywania z nami – przedziwną, niecodzienną, szokującą, olśniewającą i przykuwającą wzrok. Nie chciał jednak tego. Wybrał skromny chleb i wino. Uczynił tak, ponieważ – w przeciwieństwie do ludzi i upadłych duchów piekielnych – jest prawdziwie pokorny.
Utrwalenie swojej śmierci w Eucharystii przez Jezusa
„A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów».” (Mt 26,26-28) Na krótko przed swoją męką Jezus nad kielichem wypełnionym winem wypowiedział słowa: „Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. (Mt 26,27-28) Mówił o przelaniu swojej krwi na odpuszczenie naszych grzechów. To miało się zrealizować niedługo po wypowiedzeniu tych słów. W ustanowionej przez Chrystusa Eucharystii w cudowny sposób utrwaliła się Jego zbawcza ofiara krzyżowa. Możemy się w nią włączyć dzięki temu Sakramentowi. Oddając w ofierze Bogu wraz z Jezusem swoje życie, przyczyniamy się do zbawienia świata. Z Jezusem zbawiamy ludzi, wyrywając ich ze szponów grzechu i oddając w objęcia kochającego Ojca. To ogromna pomoc, którą możemy okazywać w każdej chwili ludzkości. Trzeba tylko – w jedności z Jezusem – świadomie oddać Ojcu niebieskiemu całe swoje życie, wraz z jego troskami, cierpieniami i radościami. Można prosić Matkę Najświętszą, aby stale uczyła nas pełnego ofiarowania siebie Bogu. Ona bowiem uczyniła to w sposób doskonały. Jeśli Jej oddamy w ręce swoje życie, znajdziemy Jej pomoc i przykład zdania się wyłącznie na Boga i na Jego decyzje.
Krew Przymierza Miłości
„Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego».” (Mt 26,27-29) Dzięki przelaniu krwi przez Jezusa na krzyżu mógł się urzeczywistnić i ujawnić nowy związek miłości między Bogiem a ludzkością, nazywany Nowym Przymierzem. Gwarantem jego wiecznego trwania jest niezmienna i wieczna miłość Boga do nas. Jej szczególnym znakiem było posłanie nam przez Ojca swojego Syna i przelana przez Niego na krzyżu krew. Przez ofiarę miłości na krzyżu otrzymaliśmy zdolność wiecznego miłowania Boga ze wszystkich sił i ponad wszystko i dzięki temu trwać na zawsze w Nowym Przymierzu miłości. O nim przypomina nam każda Msza św. i je buduje. Podczas jej sprawowania nasz Odkupiciel staje się realnie obecny pośród nas, ze swoim Ciałem i Krwią, która została wylana na odpuszczenie naszych grzechów. Każda Msza św. uobecnia w bezkrwawy sposób Ofiarę naszego zbawienia. Utworzony przez Jezusa związek miłości między Bogiem a nami jest czymś realnym na ziemi, jeśli kochamy Boga, i ujawni się w pełnia szczęścia w wiecznym królestwie Ojca w niebie. Trwałość tego wiecznego Przymierza wzajemnej miłości zapowiedział Jezus słowami: „Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego”. (Mt 26,29) W królestwie Ojca ani szatan, ani żadne inne zło nigdy nie zapanuje nad człowiekiem.
Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu
„Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu” (Mt 26,29) Ostatnia Wieczerza, która była równocześnie ucztą Eucharystyczną, była ostatnim wspólnym posiłkiem z uczniami przed Jego śmiercią, dlatego powiedział: „Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu” (Mt 26,29) Nie oznacza to, że po Jego śmierci już Go nie ma pośród nas. Nie ma Go tylko w sposób widoczny, jednak jako żyjący i zmartwychwstały Zbawiciel jest realnie obecny w czasie celebrowania każdej Mszy św. Bez Niego nie może ona być nigdzie odprawiana. On zawsze jest jej żyjącym i zbawiającym Centrum.
PRZEPOWIEDNIA ZAPARCIA SIĘ PIOTRA
Wówczas Jezus rzekł do nich: «Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada.31 Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei».32 Odpowiedział Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię».33 Jezus mu rzekł: «Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz».34 Na to Piotr: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie.35 (Mt 26,31-35)
Uderzony Pasterz nie dozna klęski
„Wówczas Jezus rzekł do nich: «Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei».” (Mt 26,31-32)
Tymi słowami Jezusa zapowiedział swoją śmierć i zmartwychwstanie. Zostanie uderzony, jednak nie będzie pokonany i nie odejdzie. Jego uczniowie rozproszą się w poczuciu klęski, jednak On pozostanie nadal z nimi. Uprzedzi ich do Galilei. Jeszcze raz Nauczyciel umocnił swoich uczniów, którzy – tak jak On – mieli przejść przez bolesną próbę. Nie powinni popaść w rozpacz, wątpiąc w Niego. Niestety, chwilowo tak się miało stać. Jezus im to zapowiedział, mówiąc: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy”.
Nie powinni poddać się zwątpieniu pod wpływem zbliżających się wydarzeń. Wbrew wszelkim pozorom On, Zwycięzca śmierci, piekła i szatana, będzie tylko uderzony przez moce zła, jednak klęski nie poniesie. Jeśli wytrwają przy Nim, również nie doznają porażki.
Mateusz Ewangelista nie określił bliżej, w którym momencie Ostatniej Wieczerzy Jezus zapowiedział wydarzenia najbliższych godzin. Napisał tylko: „Wówczas Jezus rzekł do nich” (Mt 26,31). Nie zajmował się przebiegiem Wieczerzy, lecz tym co istotne, czyli tym, że trzeba uważać na siebie, aby nie zwątpić w Boskość Jezusa Chrystusa, w Jego nieskończoną moc. Żadne wydarzenia nie powinny wzbudzić w nas podejrzenia, że On jest słaby i przegrany, że zło potrafi Go pokonać.
Niepełne poznanie siebie przez Piotra
„Wówczas Jezus rzekł do nich: «Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». Odpowiedział Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię». Jezus mu rzekł: «Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Na to Piotr: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie.” (Mt 26,31-35) Zbawiciel zapowiedział coś bardzo bliskiego i równocześnie zaskakującego dla Jego uczniów: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy”. Przepowiedział zwątpienie w Niego nie w jakiejś odległej przyszłości, lecz tej nocy, która już się zbliżała. Na Jego słowa żywo zareagował Piotr, mówiąc: „Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię.” Piotr był oddanym uczniem Jezusa i szczerze kochał Go. Zapewne na tym opierał swoje stwierdzenie, że nie zwątpi w Niego. „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”. Nie wziął jednak pod uwagę swojej słabości, podobną do tej, która cechuje każdego człowieka: możliwość trwałego lub chwilowego zmienienia się, bardzo świadomego lub spowodowanego przez strach i inne emocje. Alby lepiej siebie poznać, Piotr musiał przeżyć chwile swojej słabości. Dzięki temu może zaczął lepiej rozumieć innych ludzi, słabych jak on sam. Zapowiadając zwątpienie, które ogarnie uczniów, Jezus nie groził im ani z nich nie szydził. Nie pozwoliła Mu na to Jego miłość i szacunek do uczniów, słabych jak wszyscy inni ludzie.
Nikt nie jest mocny bez Bożej pomocy
„Odpowiedział Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię». Jezus mu rzekł: «Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Na to Piotr: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie.” (Mt 26,33-35) Piotr był mocno przekonany, że potrafi okazać się wiernym Jezusowi bardziej niż inni Jego uczniowie. Nie uwierzył nawet Jego słowom, że mimo przekonania o swojej wierności jednak się Go wyprze – i to jeszcze tej nocy, przed pianiem koguta. Niedługo potem, ku zawstydzeniu Piotra, okazało się, że to nie jego zapewnienia lecz słowa Jezusa były prawdziwe. Również w naszych czasach Jezus ma bardzo wielu uczniów, którzy jak Piotr nie wierzą, że są zdolni do wyparcia się Go i do innych poważnych upadków. Może i my się do nich zaliczamy. Bardzo często przekonaniu o swojej duchowej sile towarzyszy brak zrozumienia albo nawet pogada wobec ludzi, którzy upadają. Dlatego ci, którym wydaje się, że są „mocni”, muszą upaść, aby się przekonać, że nie różnią się od tych, których uważali za „słabych”. Gdyby nie gardzili tymi „słabymi” ludźmi, to może sami nigdy by nie upadli w taki sposób, który nawet ich samych zadziwił. Każdy uczeń Chrystusa powinien żyć z mocnym przekonaniem, że jest zdolny do dobrego i do każdego zła. Jeśli opowiada się za dobrem i prawdą, to dzieje się tak dlatego, że wspiera Go światło Ducha Świętego. Podobnie jeśli nie zapiera się Jezusa to tylko dlatego, że chroni go przed tym grzechem moc Bożej łaski. Św. Paweł przekazał nam słowa Pana, że moc „w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). To pouczenie można rozumieć między innymi w taki sposób, że w pokornym przekonaniu o swojej słabości potrafi się w pełni ujawnić moc Bożej potęgi – także tej, która chroni przed grzesznymi upadkami.
MODLITWA I TRWOGA KONANIA W OGRÓJCU
Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił».36 Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę.37 Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!»38 I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty».39 Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?40 Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe».41 Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!»42 Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne.43 Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa.44 Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników.45 Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca».46 (Mt 26,36-46)
Smutek i udręczenie przeżywane przez Jezusa
„Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę.” (Mt 26,36-37) Zanim na Jezusa spadły bolesne cierpienia fizyczne, przeżywał udrękę duchową. Jej główną przyczyną nie była tylko męka, której wszystkie szczegóły dobrze znał. Głównym powodem Jego ogromnych cierpień duchowych byli ci, którzy pomimo Jego męki, mieli Go odrzucić na zawsze. On, Syn Boży, Bóg prawdziwy, przyszedł na świat, aby stać się Odkupicielem i Zbawicielem ludzkości. Pałał miłością do wszystkich ludzi i chciał, aby dzięki Niemu wszyscy znaleźli się na zawsze w domu Ojca. Jako Syn Boży znał jednak przyszłość. Wiedział, co już w tajemnicy uczynił Judasz, którego nazwał „diabłem” (J 6,70-71). Miał również wiedzę o tych wszystkich, którzy w ciągu wieków wzgardzą Jego miłością i nie dadzą Mu szczęścia patrzenia na ich wieczną radość w niebie. Wiedział, które miejsca w Domu Ojca, przygotowane przez Jego śmierć krzyżową dla wszystkich ludzi, będą na wieki puste. To było bolesną raną dla Jego kochającego Serca, wywołującą niezwykłą udrękę w Getsemani. Z tego powodu Jego dusza była smutna „aż do śmierci”. (Mt 26,38) Zgodził się jednak wypić ten kielich goryczy i bólu dla wiecznego zbawienia tych, którzy przyjmą wysłużone przez Niego łaski. Jezus wiedział to, czego nie wiedzieli Jego uczniowie: że Judasz – przedstawiciel tych, którzy Go odrzucili – już prowadził do Niego grupę sług duchowych elit, którzy mieli Go pojmać, znieważać i doprowadzić w końcu do śmierci. Swoim smutkiem podzielił się z wybranymi uczniami: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» (Mt 26,38) Oni jednak jeszcze nie wiedzieli, że Jego śmierć jest już naprawdę bardzo bliska.
Kielich goryczy, dopełniony przez Judasza i innych zdrajców
„Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty».” (Mt 26,36-39)
Jezus odszedł od swoich uczniów, aby się modlić.
Najpierw oddalił się od wszystkich, z wyjątkiem Piotra i synów Zebedeusza, czyli Jakuba i Jana, a potem także od nich.
Rozmawiał ze swoim Ojcem. Upadł „na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty».” (Mt 26,39) Jezus zdał się całkowicie na wolę Ojca. Swoją prośbę przedstawił Mu: „niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. Nie narzucał Ojcu swojej woli i pragnień.
Częścią kielicha, który miał wypić, było to, co Mu przygotował Judasz. Zdrajca, który już stał na czele grupy wykonawców woli wrogów Jezusa, jeszcze mógł zmienić swoje postępowanie i nie przyprowadzić ich do Niego. To jednak wymagałoby od niego bohaterstwa, do którego przestał być zdolny z powodu współpracy z wrogimi Jezusowi elitami duchowymi. Z powodu uporu Judasza i jego zawziętości Jezus musiał wypić tę część kielicha goryczy, którym była zdrada dokonana przez jednego z najbliższych uczniów.
W ciągu wieków wielu zachowywało się i nadal zachowuje tak jak on i dolewa swoje zdrady i niewierności do tego kielicha o ogromnych rozmiarach. Bóg nikogo nie zmusza do miłowani Jezusa. Z powodu tych wszystkich zdrad – od których wielu nie odeszło i trwało w nich aż do śmierci – dusza Jezusa była smutna aż do śmierci (Mt 26,38)
Jezus wiedział, że z powodu upartego trwania wielu przy swoich grzechach, nie spełni się to, o co prosił Ojca: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich!” (Mt 26,39) Kielich cierpienia z powodu trwania wielu w zdradach aż do końca życia, bez żalu i skruchy.
Wolna wola Jezusa i Judasza
„I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty».” (Mt 26,39) „Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!»” (Mt 26,42) Zarówno Jezus jak i Judasz byli wolni w swoich decyzjach, ponieważ posiadali wolną wolę, możliwość podejmowania decyzji, wybierania. Wolna wola jest wielkim darem, który otrzymaliśmy od Stwórcy. Bóg nie chciał tego daru odbierać Judaszowi, zmuszając go do zaniechania przemyślanej przez niego i dobrowolnie wybranej zdrady Jezusa. Ten niewierny apostoł dokonał wolnego wyboru, którym było zarobienie trzydziestu srebrników za zdradzenie Nauczyciela, który go kochał prawdziwie. Wybrał dobrowolnie korzyść doczesną: pieniądze i być może spodziewaną przychylność duchowych elit. Jego wybór był samowolą. Jezus natomiast dobrowolnie wybrał to, czego oczekiwał od Niego Ojciec, który go do nas posłał. Wybrał zbawienie świata przez poddanie się z miłości Jego woli. Wybrał miłość wierną aż do śmierci. To właśnie ta miłość nas ocala, gdyż Jezus Chrystus przelewa ją ze swojego Boskiego Serca – jak z nieskończenie wielkiego zbiornika – w nasze serca. Dzięki temu możemy mieć nadzieję na wieczne zbawienie. Stwierdza to św. Paweł słowami: „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”. (Rz 5,5) Jeśli ktoś przyjmie ten dar Bożej miłości, to ona wymaże z jego serca wszystkie zdrady i grzechy, które je splamiły.
Prośba Jezusa o czuwanie na modlitwie, aby uniknąć zła
„Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!»” (Mt 26,36-38) „Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?” (Mt 26,40)
Jezusowi, Synowi Bożemu, było potrzebne ludzkie wsparcie w chwili przeżywania duchowych udręk. Prosił o nie swoich wiernych uczniów. Niestety, słabość doprowadziła ich do snu. Nie potrafili spełnić Jego prośby o czuwanie. Ale Jezus prosił ich o to, żeby nie spali, również ze względu na ich bezpieczeństwo. Przecież jako śpiący byli bezbronni i mogli zostać zaatakowani przez zbliżającą się już „wielką zgraję z mieczami i kijami”, wysłaną przez arcykapłanów i starszych ludu. (Mt 26,47)
Czuwanie z Chrystusem na modlitwie miało zatem być nie tylko wsparciem duchowym dla Niego, lecz również środkiem chroniącym ich zdrowie i życie.
Gdy Jezus, oddalony nieco od nich, modlił się: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”, oni nie czuwali, lecz spali. Spali także, gdy Jezus przyszedł do nich po swojej ostatniej modlitwie. Obudził ich, ponieważ właśnie zbliżał się Judasz w towarzystwie grupy uzbrojonych wysłanników arcykapłanów i starszych ludu. Obudził ich, by nadchodzący ludzie nie zrobili im nic złego. To nie uczniowie chronili Jezusa, lecz On ich. Oni bowiem – nie spełniając Jego prośby o czuwanie – sami siebie narażali na niebezpieczeństwo.
Kiedy Bóg prosi o coś człowieka, to nie robi tego ze względu na siebie, lecz ze względu na jego dobro. To dla naszego dobra Pan chce, abyśmy się dostosowali do wszystkich Jego przykazań, poleceń i dobrych natchnień, nawet jeśli wydają się nam niezrozumiałe i ograniczające naszą wolność. Także wtedy, gdy nie rozumiemy sensu Bożych nakazów, powinniśmy mówić Ojcu jak Jezus w Ogrójcu: „Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. (Mt 26,39) „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!” (Mt 26,42) To, co nas spotka po takim ofiarowaniu siebie woli Boga, na pewno przyniesie wiele dobra nam i innym ludziom, podobnie jak posłuszeństwo i poddanie się woli Ojca przez Jezusa przyniosło światu zbawienie.
Wypełnianie przez Jezusa zbawczej woli Ojca
„Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca».” (Mt 26,45-46) Jezus prosił uczniów, aby nie zasypiali, lecz im się to nie udawało. Kiedy jednak przychodził do nich po swojej modlitwie pełnej udręki, nie robił im ostrych wymówek z powodu braku czujności. Wiedział bowiem, że zasypiali zamiast się modlić nie z powodu złej woli, ale ze słabości. Rozumiał, że nie serca Piotra i dwóch synów Zebedeusza, lecz tylko oczy były senne (por. Mt 26,43). Ponawiał swoją prośbę i zostawiał ich. Odchodził, aby się modlić w pokorze, padając na twarz przed Ojcem i wyrażając przed Nim swoją wolę przyjęcia wszystkiego, co On przewidział i dopuścił jako środek naszego zbawienia.
Śpiący uczniowie Jezusa
„Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących.” (Mt 26,40) Gdy Jezus przychodził do wybranych przez siebie trzech wiernych Apostołów, zastawał ich śpiących. Słabość brała górę nad chęcią czuwania prze Nim i modlenia się. To pokazuje, że nawet gorliwym uczniom Jezusa grozi osłabienie, a co dopiero Jego uczniom letnim i obojętnym na Niego. Czy w takim razie Syn Człowieczy znajdzie wielu ludzi przebudzonych, czujnych i modlących się, gdy powróci w Swoim Dniu, aby dokonać osądu sumień?
Przerwanie przez Jezusa snu uczniów
„Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!» Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca».” (Mt 26,42-46) Kiedy Jezus wiedział, że Judasz już się zbliża, nie pozwolił zasnąć swoim uczniom. Przewidywał, że byliby poważnie zagrożeni, gdyby spali w chwili nadejścia zgrai, wysłanej przez arcykapłanów i starszych ludu. Groziło im niebezpieczeństwo, ponieważ ich oczy wciąż były senne, a ciało – omdlałe. Powiedział do nich: „Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca”. (Mt 26,46) Swoimi słowami dał im po raz kolejny wyraźnie do zrozumienia, że wie wszystko i że jeżeli czemuś się nie przeciwstawia to dlatego, że tak sam postanowił zgodnie z wolą Ojca, który chce zbawić świat.
POJMANIE JEZUSA
Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu.47 Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!».48 Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go.49 A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.50 A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho.51 Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.52 Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?53 Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?»54 W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie.55 Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków». Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli.56 (Mt 26,47-56)
Jezus nie przyszedł na świat, aby zabijać, ale żeby zbawiać
„Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu.” (Mt 26,47) Zdrajca Judasz przyszedł pojmać Jezusa z ludźmi, których siłą były miecze i kije. Czuł się mocny, ponieważ miał poparcie arcykapłanów i starszych z ludu, a dla ludzi, którzy z nim przyszli, mocą były kije i miecze. Nawet „starsi ludu”, którzy ze względu na wiek i doświadczenie życiowe powinni być przykładem dla młodszych, ufali przemocy i niesprawiedliwości. Posłani przez wrogów Jezusa zbliżyli się do Tego, który był potężniejszy od nich. Gdyby tylko zechciał się posłużyć swoją wszechmocą, nikt z nich by nie ocalał. W jednym momencie straciliby życie. Mógł też, jak to powiedział swoim uczniom, poprosić o pomoc Ojca, a On zaraz wystawiłby Mu „więcej niż dwanaście zastępów aniołów” (Mt 26,53). Nie zrobił tego. Nie posłużył się wszechmocą, aby zabijać i niszczyć, ponieważ przyszedł na ten świat jako Zbawiciel. Nie pozwolił też Piotrowi i innym swoim uczniom bronić Go, kalecząc lub zabijając innych mieczem. Powiedział: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną”. (Mt 26,52) Jezus nie skorzystał również z obrony anielskiej, którą mógł otrzymać. Powiedział o tym Piotrowi „Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,53) Zbawiciel pouczył, że nie mieczem broni się Go i Jego spraw, lecz głoszeniem Ewangelii, modlitwą, dobrym życiem, troską o zbawienie ludzi. Jezus przyszedł, aby wszechmocą swojej miłości – większej niż nienawiść wszystkich stworzeń razem wziętych – ocalić na wieki ludzkość, której symbolem była wroga Mu zgraja, pokładająca ufność w wielkich tego świata i w swoich siłach, kijach i mieczach. Jezus jest Odkupicielem i Zbawicielem wszystkich ludzi. Jeśli ktoś przyjmie ofiarowany mu przez Jezusa dar, osiągnie zbawienie. Jednak nie było widać, aby ktoś z tych, którzy przyszli Go pojmać, chciał przyjąć gotową go ocalić łaskę. Wielu na świecie zachowuje się jak oni. Wielu, zbyt wielu, zamiast przyjąć Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, występuje przeciwko Niemu, usiłując Go zabić w sercach dzieci i młodzieży. Wielu, zamiast przyjąć Jego zbawienie, opiera się tylko na bogactwach, na wielkich tego świata, na sile fizycznej i na swoim zaciemnionym przez pychę i emocje rozumie. Tak postępując, wybierają fałszywego mesjasza, zbawiciela i boga. Ryzykują utratą zbawienia. Kierują się w stronę piekła.
Szczerość i zdrada
„Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.” (Mt 26,48-50)
Judasz na tyle znał Jezusa, że potrafił Go rozpoznać nawet w ciemnościach. Ludzie, których przyprowadził, nie byli do tego zdolni. Dlatego zdrajca wyjaśnił im wcześniej, jakim znakiem umożliwi im odróżnienie Go od uczniów. Tym znakiem miał być fałszywy przyjacielski pocałunek: „Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!”. Straszne słowa: ja Go pocałuję, a wy Go pochwyćcie! „Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go.” (Mt 26,49) Judasz mógł się jeszcze w tym momencie opamiętać, bo Jezus nie zwrócił się do niego z krzykiem lub groźbami. Przeciwnie, ze spokojem ale i z bólem rzekł do niego: „Przyjacielu, po coś przyszedł?” (Mt 26,50) Nie usłyszał odpowiedzi, która – gdyby była szczera – musiałaby zabrzmieć: „Aby Cię zdradzić i wydać Twoim wrogom”. Odpowiedzią było to, co zrobili towarzyszący Judaszowi ludzie, którzy „podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go”. (Mt 26,50)
Pośród wszystkich osób, które uczestniczyły w tym wydarzeniu, najbardziej zakłamany był Judasz. Ludzie wysłani przez arcykapłanów i starszych ludu nie udawali przychylności wobec Jezusa. Judasz ją udawał. Towarzyszący Jezusowi Apostołowie – chociaż byli słabi – jednak szczerze kochali Go. Ich miłość nie była udawana. Szczery był oczywiście Jezus także wtedy, gdy Judasza nazwał przyjacielem. To było prawdą. Jezus nie stracił przyjacielskiej postawy wobec Judasza, chociaż ten już dawno nie zasługiwał na tę nazwę. On przestał być przyjacielem, Jezus natomiast – nie. Nieszczere ze strony Judasza było także nazwanie Jezusa „Rabbim”, czyli nauczycielem i mistrzem. Judasz bowiem w swoim sercu nie przyjmował nauczania Jezusa, a tym samym nie uznawał Go za nauczyciela. Jego prawdziwym nauczycielem były jego wygórowane ambicje i otaczający go świat, który uwielbiał wielkość i pieniądz.
Dobre i złe dzieła otoczone ciemnościami
„Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!».” (Mt 26,48) Pojmanie Jezusa, które zakończyło się Jego śmiercią krzyżową, dokonało się w ciemnościach nocy. Podobnie pod osłoną mroków nastąpiło narodzenie się Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Także Jego zmartwychwstanie miało miejsce w półmrokach kończącej się nocy. Tylko ukrzyżowania Zbawiciela nie ukryła noc, ale i tak – pomimo dnia – „mrok ogarnął całą ziemię”(Mt 27,45). Mroki i ciemności są symbolem świata, który potrzebuje Bożego zbawienia – świata pełnego zbrodni, zła, zakłamania i nienawiści do Boga. W tych ciemnościach rozgrywała się i nadal się toczy historia zbawienia. Ciemności staczają walkę ze Światłością, która w Jezusie Chrystusie zstąpiła do nas od Ojca. Mroki zdrady, nienawiści, grzechu, zakłamania usiłują tę Światłość przyćmić lub zgasić tak jak mroki, które bezskutecznie chciały ukryć nawet krzyż Jezusa (por. Mt 27,45). Różnego rodzaju ciemności i mroki nadal próbują ukryć wielkie dzieło zbawienia świata przez Syna Bożego, dlatego potrzeba świadków, którzy odważnie, bez wstydzenia się, ujawnią je przed światem.
Pocałunki miłości i zdrady
„Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.” (Mt 26,48-50) Kiedy Syn Boży przyszedł na świat jako niemowlę zrodzone przez Maryję, na pewno został przyjęty mnóstwem Jej pocałunków. Były to pocałunki kochającej Matki. Ewangelia mówi także o pocałunkach nawróconej grzesznej kobiety, która oblewała łzami stopy Jezusa, wycierała je swoimi włosami, całowała i namaszczała olejkiem. Były to pocałunki nawrócenia i odradzającej się miłości. Ze względu na nawrócone serce kobiety jej łzy, namaszczanie olejem i pocałunki radowały serce Jezusa. Cenił sobie te szczere gesty nawrócenia i miłości (por. Łk 7,36-50) Ale Syn Boży musiał znieść jeszcze inny pocałunek – palący i raniący Jego serce. Był nim pocałunek Judasza-zdrajcy, udającego życzliwego przyjaciela i wiernego ucznia. Jezus nie dał jednak niewiernemu uczniowi odczuć, ile bólu Mu sprawił swoim nieszczerym pocałunkiem i zakłamanym sercem, i nazwał go przyjacielem. Powiedział do niego: „Przyjacielu, po coś przyszedł?” (Mt 26,50).
Gorszący pocałunek i kłamliwe pozdrowienie
„Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.” (Mt 26,48-50) Pocałunek Judasza był fałszywy, bo nie wyrażał przyjacielskiej postawy wobec Jezusa. Przeciwnie, w tych okolicznościach był oznaką zdrady, która dojrzała w jego umyśle i sercu. Jego pocałunek był znakiem, danym ludziom arcykapłanów i starszych ludu, dzięki któremu mogli rozpoznać Jezusa w ciemnościach i pojmać Go. Straszne było zachowanie Judasza, który swoimi słowami i pocałunkiem zdradził Jezusa i przeciwstawił się swojemu powołania na jednego z Dwunastu. Jako apostoł miał bowiem rozbudzać w ludziach wiarę w Jezusa i miłość do Niego. Miał swoimi słowami i czynami prowadzić do Niego i przez Niego – do zbawienia. Tymczasem zrobił coś sprzecznego ze swoim powołaniem. Przyprowadził wprawdzie do Jezusa ludzi, ale tylko po to, by Go pojmali. Wcześniej powiedział im: „Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!”. Nie tak miał postąpić zgodnie z powołaniem na apostoła Jezusa. Miał wszystkim bez wyjątku ludziom mówić: „To On... Syn Boży, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem; to On, oczekiwany Mesjasz; to On – Bóg, który kocha stworzenia aż do szaleństwa krzyża...” Nie takie budzące wiarę słowa usłyszeli ludzie, na których czele stał Judasz. Jego usta – zamiast ewangelizować – były zdolne powiedzieć tylko: „Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!”. Nie ewangelizował, nie budził wiary, lecz wręcz namawiał do uczynienia czegoś złego Jezusowi: „Jego pochwyćcie!” Nie kogoś innego, lecz „Jego”. I tak zrobili. Zachęceni jego zdradzieckim postępowaniem i słowami „podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go”. (Mt 26,50) Swoim podłym pocałunkiem i przykładem Judasz nie tylko nie rozbudził w przyprowadzonych ludziach wiary w Jezusa, lecz ją utrudnił lub nawet uniemożliwił im dojście do niej w późniejszym czasie. Tego nie wiemy. Zamiast doprowadzić ich do wiary zgorszył ich, ponieważ swoim zachowaniem pokazał im, że Jezus dla niego nic nie znaczy. Nazwał Go co prawda nauczycielem, mówiąc do Niego: „Witaj Rabbi!”, jednak takie pozdrowienie mogło być odebrane jako zakpienie sobie z Niego. Przecież Judasz zachował się jak ktoś, kto wzgardził przykładem i nauką Jezusa-Nauczyciela. On bowiem nie uczył zdrady, lecz miłości i wierności. Uczył wiary, której wysłannicy kapłanów i starszych ludu w nim nie widzieli. Judasz nazwał Go nauczycielem-rabbim, a postępował przed przyprowadzonymi ludźmi jak ktoś, kto nie zna Jego nauki, albo – gorzej jeszcze – jak ktoś, kto ją zupełnie świadomie porzucił dla pieniędzy i światowej kariery u boku elit duchowych, które wzgardziły Jezusem, Zbawicielem świata.
Po coś przyszedł, przyjacielu?
„A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.” (Łk 26,50) Jezus, zwracając się do wszystkich bez wyjątku ludzi, wzywał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. (Mt 11,28) Jedni wsłuchują się w Jego głos i przychodzą, inni natomiast udają, że nie słyszą Jego wezwania, i nie idą do Niego. Przychodzący do Niego czynią to z różnych powodów. Jedni, aby Mu okazać swoją miłość i wdzięczność, inni – aby znaleźć pomoc i wieczne zbawienie. Niektórzy jednak – podobni do Judasza prowadzącego zgraję wysłańców arcykapłanów i starszych ludu – idą do Niego, aby sprawić Mu ból. Tym, co zadaje Mu duchowe cierpienie, nie są grzechy przychodzących do Niego, lecz brak skruchy i chęci usuwania miłością i dobrem tkwiącego w nich zła. Zadaje Mu ból udawana przyjaźń, zarozumiała pobożność, faryzejskie wywyższanie się ponad innych, ocenianych jako „grzesznicy”. Są też ludzie, którzy przychodzą do Jezusa nie po to, by otrzymać od Niego wieczne zbawienie, lecz w tym celu, żeby narzucać Mu swoją wolę i próbować uczynić Go swoim sługą i wykonawcą własnych pragnień. Ponieważ różnie zachowujemy się wobec Chrystusa, dlatego ciągle są aktualne Jego słowa: „Przyjdźcie do mnie wszyscy...” i „Przyjacielu, po coś przyszedł?”
Król Herod i arcykapłani pragnący zabić Jezusa
„Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu.” (Mt 26,47) Arcykapłani i powiązani z nimi przeciwnicy Jezusa widzieli w Nim zagrożenie dla ich pozycji społecznej, dlatego usiłowali podważyć Jego autorytet i zabić Go. Zachowywali się podobnie jak mniej więcej trzydzieści lat wcześniej król Herod, który w nowo narodzonym Jezusie widział kogoś, kto pozbawi go władzy królewskiej. Herodowi nie udało się osiągnąć zamierzonego celu. Chociaż kazał wymordować chłopców w przypuszczalnym wieku Jezusa, Jego samego nie zabił. Nie nacieszył się zbyt długo swoją władzą królewską, bo w wyznaczonym mu przez Boga czasie musiał stanąć przed Jego sądem. Herodowi nie udało się zabić Jezusa, ponieważ nie znalazł informatorów, którzy by mu podali dokładne miejsce Jego przebywania. Nie zrobili tego Mędrcy, których gwiazda przyprowadziła do Jezusa, ani nikt inny. Dzięki temu życie Jezusa zostało ocalone. Opatrzność nie dopuściła, żeby ktoś Go zdradził, informując Heroda o Jego aktualnym miejscu przebywania. To, czego Herod nie osiągnął, udało się zrobić arcykapłanom, ponieważ – w przeciwieństwie do niego – znaleźli zdrajcę, który sam do nich przyszedł ze swoją zdradziecką pomocą. Judasz wiedział, gdzie w nocy miał przebywać Jezus, i nie tylko powiedział, gdzie Go można znaleźć, lecz sam zaprowadził do Niego tych, którzy mieli Go pojmać. Herod, który chciał zabić Jezusa, umarł o wiele wcześniej niż On. Również zdrajca Judasz – jeszcze przed śmiercią Jezusa na krzyżu – popełnił samobójstwo. Życie arcykapłanów też się po pewnym czasie zakończyło, a świątynia, w której sprawowali kult, została zburzona. Wszystkie przebiegłe plany ludzkie nikomu nie zapewniły wiecznego szczęścia ani nieskończenie długiej władzy na ziemi. Wszyscy musieli odejść do wieczności. Ten natomiast, którego próbowano wielokrotnie zabić, Jezus Chrystus, żyje jako wieczny Syn Boży i zmartwychwstały nieśmiertelny człowiek. Złośliwe plany ludzkie nie przetrwały na zawsze, nawet jeśli były uknute przez wielkich i potężnych tego świata. Dzieło Jezusa natomiast trwa nadal. Dzięki żyjącemu Zbawicielowi ciągle idą do nieba ludzie, którym bez Niego i Jego zbawczej Ofiary krzyżowej, groziłoby potępienie. On jest Arcykapłanem i naszym Zbawicielem na wieki, ku chwale Boga Ojca. „Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego [jest] wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen.” (Rz 11,36)
Jezus nie chciał być broniony ani ludzkim, ani anielskim mieczem
„A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?»” (Mt 26,51-54) Najbardziej podłe szatańskie i ludzkie działania, takie jak zdrada Judasza, zostały przez Boga dopuszczone tylko dlatego, żeby mógł się zrealizować Jego plan zbawienia, zapowiedziany częściowo w Księgach Pisma Świętego. Jezus nie pozwolił, by przy użyciu miecza i zabijania sprzeciwić się złemu działaniu Judasza, który wykonywał zlecenia Arcykapłanów i starszych ludu. Nie prosił też Ojca niebieskiego o udzielenie Mu pomocy anielskiej. Powiedział do Apostoła, który użył miecza: „Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” Nie chciał ani jednego, ani drugiego i wyjaśnił, dlaczego zrezygnował z takiej pomocy. Powiedział: „Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?” (Mt 26,54)
Zadawane bliźnim zło uderzy w tego, który je wyrządza
„A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.” (Mt 26, 51-52)
Jezus przekazał wszystkim ludom – czyli oczywiście każdemu z nas – bardzo ważną prawdę. Pouczył, że zadawane innym zło wcześniej czy później dotknie nas samych. Powiedział do Piotra, który miał dobrą wolę, ale mieczem chciał Go obronić przed uwięzieniem: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną”. (Mt 26,52) Pouczył Piotra i wszystkich innych swoich wyznawców, że dla Niego trzeba walczyć nie mieczem ukutym z metalu, lecz „obosiecznym mieczem” słowa Bożego”. „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.” (Hbr 4,12) Dla Jezusa nie walczy się poniżaniem, zemstę ani innym złem, lecz dobrem, przebaczaniem, okazywaniem szacunku nawet najbardziej upadającym ludziom.
W naszym świecie nie tylko mieczem z metalu się walczy, ale również kłamstwem, poniżaniem, ośmieszaniem, publicznym odbieraniem dobrego imienia itp. Słowo może zabijać lub ranić bardziej niż miecz żelazny. Takie postępowanie nie jest zgodne z tym, czego uczy Jezus.
Nie wolno – nawet w słusznej sprawie – walczyć mieczem kłamstwa, oszczerstw, poniżania bliźnich i godzenia w ich godność osobistą. Nawet jeśli jacyś ludzie stali się naszymi wrogami, to nadal są Bożym stworzeniem, którego nie powinno się odzierać z godności. Nie wolno tego czynić nawet wtedy, gdy sami siebie poniżyli swoim niegodnym postępowaniem. Trzeba im pomagać jak tylko można, bo chorych się nie poniża, lecz leczy. Sędzią każdego człowieka jest Bóg. Jezus ostrzegł Piotra i wszystkich innych ludzi, że te formy zła, które zadajemy innym, uderzą kiedyś nas w bolesny sposób. Jakimkolwiek mieczem złego słowa lub czynu się posługujemy, to taki nas ugodzi. Stwierdzenie: „Kto mieczem wojuje, ten od miecza zginie”, jest powszechnie znanym porzekadłem. Pamiętajmy jednak, że sam Jezus Chrystus swoim ustami potwierdził jego prawdziwość. Odrzućmy więc miecz raniący godność drugiego człowieka, bo taki sam miecz nas zrani lub nawet od takiego miecza zginiemy! Pan uczy nas: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.” (Mt 7,12) Stosowanie się do tej zasady chroni przed poniżaniem człowieka i uderzaniem w jego godność osobistą – nawet w takiego, który jest wrogo ustosunkowany wobec nas.
Jezus nie sprzeciwił się opuszczeniu Go przez uczniów
„W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków». Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli.” (Mt 26,55-56) Apostołowie, którzy byli obecni przy Jezusie, może mieli jeszcze nadzieję, że użyje On swojej nadzwyczajnej potęgi, aby się wyzwolić z grożącego Mu niebezpieczeństwa. Jezus nie zrobił tego, a nawet powiedział, że nie poprosi Ojca o zastępy anielskie. Powiedział do Piotra i stojących obok niego uczniów: „Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,53) Kiedy stało się jasnym, że Jezus nie zastosuje żadnej nadzwyczajnej mocy, „uczniowie opuścili Go i uciekli.” (Mt 26,56) Jezus jednak na to zezwoli. Nawet do tych, którzy przyszli po Niego, powiedział: „Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś.” (J 18,8-9) Strach i słabość wzięły górę nad miłością do Jezusa. Uczniowie zostawili Go z Judaszem, fałszywym przyjacielem, i z przyprowadzoną przez niego uzbrojoną zgrają. Ten ich czyn stał się później powodem ich duchowej udręki i wyrzutów sumienia. Nauczył ich jednak pokory, przekonali się bowiem, że podlegają słabości jak inni ludzie. Jezus nie sprzeciwił się ich odejściu, ponieważ nie chciał narazić ich na niebezpieczeństwo. Również ich mogła spotkać śmierć, ponieważ stali naprzeciw ludzi, którzy przyszli z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby pojmać Jezusa i zaatakować tych, którzy ośmieliliby się Go bronić. Dlatego Jezus nie bronił im ratowania się ucieczką. Nie mogli zginąć za wcześnie. Pan przewidział bowiem dla nich jeszcze ważne dzieło na ziemi: rozpoczęcie ewangelizowania świata poza granicami Izraela.
Usta zakłamane i usta szczere
„Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.” (Mt 26,48-50) Judasz mówił do Jezusa i Jezus mówił do niego. Jedne usta były nieszczere, a drugie – szczere. Bezsłownym kłamstwem był udający życzliwość i przyjaźń pocałunek Judasza. Jego gest był nieszczery, ponieważ znikła w jego sercu prawdziwa przyjaźń. Z przyjaciela zamienił się dobrowolnie w obłudnego zdrajcę. Nie było też szczerości w nazywaniu Jezusa „Rabbim”, bo dla zamkniętego na prawdę umysłu i serca Judasza przestał On być od jakiegoś czasu Nauczycielem, którego nauczanie przyjmowałby bez zastrzeżeń. W przeciwieństwie do słów i gestów Judasza zachowanie i słowa Jezusa ujawniały Jego szczerość. Jezus nie udawał przyjaźni, gdy słowami: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”zwrócił się do zdradzieckiego ucznia. Miłość, a więc i przyjaźń Jezusa, jest wierna i niezmienna. On nie zmienił swojego nastawienia wobec Judasza. Był nadal jego przyjacielem, traktował go po przyjacielsku i chciał, żeby również on przestał być zdrajcą i stał się przyjacielem. Tak się jednak nie stało. I Jezus, i Judasz wstąpili na dwie drogi. Jedna doprowadziła do śmierci samobójczej, a druga do śmierci niosącej światu zbawienie – do śmierci będącej przejściem do zmartwychwstania. Jedną drogą była samowola, realizowanie swoich życiowych planów i ambicji, drugą – posłuszeństwo Ojcu aż do śmierci i wypełnienie w najdrobniejszych szczegółach Jego planu zbawienia, zapowiedzianego w Piśmie Świętym.
Byli z Jezusem
„A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho.” (Mt 26,51) Jeden z tych, którzy „byli z Jezusem”, czyli Piotr, usiłował Go obronić przed napastnikami. Był to czyn desperacki, jednak wypływał z miłości do Niego. Piotr bowiem nie był z Jezusem tylko fizycznie, ale trwał przy Nim duchowo przez swoje przywiązanie do Niego, szacunek i miłość. Naprzeciw Jezusa pojawił się też Jego inny uczeń, Judasz. O nim można by powiedzieć – jednak w innym znaczeniu – to, co o Piotrze, że „był z Jezusem”. W ciemnościach nocy stał jednak naprzeciw Niego tylko fizycznie, nie trwając przy Nim duchowo. Jego przywiązanie do Niego ustąpiło przylgnięciu do pieniędzy i spodziewanych zaszczytów. I Piotr, i Judasz stali fizycznie koło Jezusa, jednak ich serca różniły się od siebie. Jedno było przywiązane przez miłość do Niego, drugie – zdradzieckie – osiągało szczyt oddalenia się od Niego.
Królestwa Bożego nie buduje się mieczem, lecz ofiarną miłością i prawdą
„A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.” (Mt 26,51-52) Używającym miecza był Piotr, a sługa arcykapłana miał na imię Malchos. Piotr odciął mu prawe ucho (por. J 18,10). Jezus jednak powiedział: „Przestańcie, dosyć! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go.” (Łk 22,51) Słowami i cudem uzdrowienia odciętego ucha Jezus dał do zrozumienia wszystkim swoim uczniom, że królestwa Bożego nie buduje się mieczem, zadawaniem ran, lecz miłością, która rany leczy. Miłość ma pobudzać do leczenia nie tylko ran ciała, ale przede wszystkim – duchowych, wywołanych przez grzechy. Uczniowie Jezusa mają budować królestwo Boże na całym świecie głoszeniem słowa Bożego, swoimi ofiarami i modlitwą. On sam nauczył nas modlitwy „Ojcze nasz”, która przypomina nam, że wszyscy bez wyjątku ludzie zostali stworzeni przez tego samego Boga, naszego Ojca, i przez to są naszymi braćmi i siostrami. Nie powinno się więc ich mordować, lecz leczyć i przebaczać im, jeśli źle nas traktują. Buduje królestwo Boże ten, kto świadomie odmawia modlitwę Pańską i stara się według je słów układać każdy dzień swojego życia. Słowa, które Jezus wypowiedział do Piotra: „Schowaj miecz swój do pochwy”, odnoszą się także do ludzi wszystkich czasów. Zbawiciel i Król wszechświata wzywa wszystkie pokolenia: Schowajcie wasze miecze, nie budujcie ziemskich imperiów, lecz Boże królestwo dobra, miłości, przebaczenia i pokoju. Swoimi ofiarami i dobrocią czyńcie, co możecie, aby takie królestwo powstało w sercu każdego człowieka. Prorok Izajasz zapowiada, że na końcu czasów powstanie królestwo w którym ludzie „swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny”. (Iz 2,4) Słowa Jezusa: „Schowaj miecz swój do pochwy”, to wezwanie do budowania królestwa Bożego, królestwa pokoju, w którym niosące śmierć miecze będą przekuwane na pożyteczne lemiesze. A lemiesze są najważniejszą ostrą częścią pługa, umożliwiającą obrabianie pól, aby przynosiły obfite plony, potrzebne do wyżywienia ludzi i zwierząt. Prawdziwi i wierni uczniowie Jezusa – zamiast się „zaprawiać do wojny” (Iz 2,4) – powinni stale zastanawiać się, jak budować wspólnotę ludzką, złożoną z dzieci tego samego Boga, jedynego Ojca niebieskiego wszystkich ludzi.
Jezus zupełnie dobrowolnie i z miłości poddał się ludzkiej przemocy i niesprawiedliwości
„W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków».” (Mt 26,55-56)
W dni poprzedzające Paschę Jezus codziennie nauczał w świątyni, a nikt Go wtedy nie uwięził. Jeszcze nie miał umierać, lecz nauczać, dlatego nie został pojmany. Jego przeciwnicy w Bożej świątyni nic Mu nie zrobili, wybrali więc inne, mroczne miejsce. Jezus przypomniał to wszystkim, którzy przyszli Go uwięzić. I teraz mógłby uniknąć pojmania, gdyby poprosił swojego Ojca o anielską pomoc. Bez wątpienia otrzymałby ją, bo kochający Go Ojciec do niczego nie przymuszał Swojego Syna. Nawet mógłby w cudowny sposób wesprzeć Piotra, który zaczął walczyć mieczem. Jezus był w stanie dać mu potężną cudowną moc, dzięki której pokonałby zgraję uzbrojoną w kije i miecze. Wtedy nawet okazana arcykapłanom i starszym ludu pomoc Judasza nie byłaby skuteczna. Jezus nie dał jednak Piotrowi żadnej nadzwyczajnej mocy i zrezygnował nawet z tej słabej, której używał, uderzając mieczem w sługę arcykapłana. Zbawiciel zupełnie dobrowolnie wybrał oddanie się w ręce ludzi uzbrojonych w kije i miecze, odrzucając różne cudowne moce i potęgi.
Wszystko, co uczynił, nie wynikało z Jego słabości lub z przymusu – z jakiejś konieczności, której nie mógłby się przeciwstawić – lecz z Jego zupełnie dobrowolnego wyboru, podyktowanego przez miłość do nas i do Ojca. Była to Jego miłość do nas, bo wszystko zrobił dla naszego wiecznego szczęścia. Równocześnie była to Jego miłość do Ojca, bo przyjął dobrowolnie bolesne wydarzenia, które jednak miały przynieść Ojcu radość odzyskania stworzonych przez Niego dzieci, którym groziło wieczne odejście od Niego i upodobnienie się na zawsze do złych i nienawidzących Go duchów. Przejawy tej miłości Jezusa zostały zapowiedziane przez proroków, którzy – pod wpływem Ducha Świętego – widzieli Jego zbawcze dzieła i jak umieli, tak je przedstawili.
JEZUS PRZED SWOIMI OSKARŻYCIELAMI
Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi.57 A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.58 Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić.59 Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj60 i zeznali: «On powiedział: "Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować"».61 Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?»62 Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?»63 Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich».64 Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo.65 Co wam się zdaje?» Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci».66 Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go67 i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?»68 (Mt 26,57-68)
Złośliwe szukanie fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi
„Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków.” (Mt 26,57-60)
Jezusa zaprowadzono do Kajfasza, najwyższego kapłana. Wokół niego zebrali się ludzie, od których można by było oczekiwać mądrości, sprawiedliwości i postępowania według prawa Bożego. Trudno jednak było się dopatrzeć tych szlachetnych cech u ludzi, których opanowała złość, zazdrość, żądza władzy i niechęć do Jezusa. Te złe cechy przysłoniły obiektywizm i prawość w wydawaniu sądów.
Głównym pragnieniem arcykapłanów i całej Wysokiej Rady była chęć zabicia Jezusa, jednak chcieli, aby ich działanie uchodziło za słuszne i sprawiedliwe. Szukali zatem pozorów sprawiedliwości dla swojego niesprawiedliwego działania. Chcieli w ciągu kilku nocnych godzin osiągnąć to, czego wcześniej nie udało się im zrobić, czyli znaleźć jakieś dowody kompromitujące Jezusa i uzasadniające skazanie Go na śmierć. Ponieważ wiedzieli, że słusznej przyczyny wydania na Niego wyroku śmierci nie znajdą, dlatego „szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków.” (Mt 26,59-60)
W zachowaniu wrogów Jezusa nie było spokoju, lecz histeria, która ujawniła się np. w rozdarciu szat przez najwyższego kapłana (Mt 26,65). Zgromadzone osoby postępowały tendencyjnie, bo ich zamiarem było zabicie Jezusa, a przecież żadna przesłuchiwana osoba nie dostarczyła im dowodu jakiejkolwiek Jego winy. Nic przeciw Niemu „nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków.” (Mt 26,60)
Zachowanie nieprzyjaciół Jezusa było też teatralne i pompatyczne, jak np. słowa najwyższego kapłana, który zwrócił się do Jezusa, mówiąc: „Poprzysięgam Cię na Boga żywego...” Miał też pretensje do Niego, że się nie broni i nie odpowiada na zarzuty: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?” (Mt 26,62)
Zaślepienie przez nienawiść powodowało, że każde prawdziwe słowo Jezusa – jak to o Jego mesjańskiej godności – wykorzystywano przeciw Niemu. Rzekome szukanie prawdy i autentycznych dowodów winy Jezusa było tylko grą, bo tak naprawdę to „arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić” (Mt 26, 59). Przesłuchiwanie wielu świadków miało tylko pozorować troskę o sprawiedliwość, gdyż byli to świadkowie fałszywi, posługujący się kłamstwem (por. Mt 26,60). Proces był zwykłym udawaniem. Prawdziwe było tylko pragnienie zabicia Jezusa. Arcykapłan był tego świadomy, dlatego – wiedząc z góry, jaka będzie odpowiedź – zadał pytanie: „Co wam się zdaje?” Usłyszał odpowiedź, jakiej był pewien: „Winien jest śmierci”. (Mt 26,66)
Ludzie zgromadzeni po to, by skazać Jezusa na śmierć, nie ukrywali swojej nienawiści do Niego i bez żadnych zahamowań „zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?»” (Mt 26,67-68)
Piotr, który szedł za Jezusem z daleka, doszedł aż do pałacu najwyższego kapłana. „Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.” (Mt 26,58) Może miał iskrę nadziei, że prawość zwycięży i pokona niesprawiedliwość. Tak się jednak nie stało. Kiedyś jednak tak będzie.
Szydzenie z Mesjasza, Króla i Boga prawdziwego
„Co wam się zdaje?» Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci». Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?»” (Mt 26,66-68) Drwili z Chrystusa zgromadzeni u arcykapłana ludzie, chociaż należeli do elit duchowych, znających Pismo Święte i zapowiedzi prorockie. Pomimo posiadanej wiedzy wyśmiali Go, znieważyli, odrzucili i skazali na śmierć. Ci, którzy na to pozwalali, nie byli pomimo posiadanej wiedzy ludźmi mądrymi. Jakże kontrastują z nimi prawdziwi mędrcy, którzy prawie trzydzieści lat wcześniej przybyli do nowo narodzonego Jezusa. Nie wiadomo, czym się zajmowali, jednak można ich nazwać „mędrcami”, bo posiadali prawdziwą mądrość i dotarli do prawdziwej Mądrości, która w Jezusie Chrystusie przyszła na świat. Byli mądrzy, dlatego pojawiła się w nich potrzeba oddania czci nowo narodzonemu Królowi, wielkie pragnienie pochylenia przed Nim nie tylko głów, ale przede wszystkim swoich serc i umysłów. I udało im się zrealizować to wielkie pragnienie: pochylili się przed prawdziwym Królem Wszechświata. Mędrcy pokazują dzisiejszemu światu, czego mu brakuje: pochylenia przed Synem Bożym swoich zarozumiałych serc i pełnych pychy umysłów. Wielu na świecie nie chce tego zrobić. Wielu woli zachowywać się jak ludzie w pałacu arcykapłana, którzy pluli Jezusowi w twarz, bili Go pięściami, policzkowali i szydzili, mówiąc: „Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?”
Kierowanie się nie sprawiedliwością, lecz niechęcią do Jezusa
„A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich». Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo».” (Mt 26,63-65) Żadne słowo Jezusa nie zasługiwało na określenie go jako bluźnierstwo, czyli lekceważenie albo znieważenie Boga oraz spraw i rzeczy świętych. W tym, co powiedział, nie można było się doszukać bluźnierstwa, lecz najwyżej czegoś zaskakującego i niezrozumiałego w pełni dla zamkniętych na prawdę Bożą Jego nieprzyjaciół. Jeśli jednak ktoś mówi coś niezrozumiałego, to uczciwy człowiek – zamiast od razu oskarżać na podstawie swojego rozumienia słów – prosi o dokładne wyjaśnienie tego, co wydaje się niezrozumiałe i zaskakujące. Takiej uczciwości nie było widać u tych, którzy – jak mówi Ewangelista – „szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić.” (Mt 26,59). Żydzi wiedzieli, że przyjdzie Mesjasz. Czekali na niego także ci, którzy szukali pretekstu, aby skazać Jezusa na śmierć. Czekał na Mesjasza także najwyższy kapłan, który spektakularnie rozdarł swoje szaty, gdy usłyszał z ust Jezusa potwierdzenie, że Nim jest. Gdyby arcykapłan – zamiast kierować się uprzedzeniami do Jezusa – szukał prawdy, to zastanowiłby się nad Jego słowami. Gdyby nie chodziło mu o zabicie Go lecz o dojście do prawdy o Nim i Jego posłannictwie, to nie zachowywałby się histerycznie lub jak jakiś egzaltowany aktor, odgrywający w przedstawieniu rolę „do głębi zgorszonego”. Oddaliłby w czasie sprawę skazania Jezusa na śmierć i poddałby gruntownej analizie Jego słowa: „«Tak, Ja Nim jestem (Mesjaszem). Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich».” (Mt 26,64) Gdyby arcykapłan szukał dobra i prawdy, to zapytałby Jezusa, co chciał naprawdę powiedzieć posługując się słowami odnoszącymi się do Syna Bożego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich. Nie zrobił tego, bo nie na prawdzie mu zależało, lecz na jak najszybszym pozbyciu się Jezusa z życia publicznego, przez uśmiercenie Go. Postępowanie najwyższego kapłana jest typowe dla ludzi wszystkich czasów, którzy nie kierują się sprawiedliwością i rzetelnym poznaniem faktów, lecz nienawiścią do kogoś i pragnieniem zemsty. Tacy ludzie przypisują znienawidzonemu człowiekowi jakąś winę, aby – zgodnie z jakimś paragrafem – „słusznie i w majestacie prawa” go ukazać.
Mesjasz, Syn Człowieczy, nadchodzący na obłokach niebieskich
„Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich».” (Mt 26,64)
Swoją odpowiedzią Jezus potwierdził jednoznacznie, że jest Mesjaszem. Dodał jeszcze – w sposób, którego otoczenie do końca nie zrozumiało – że odchodzi do Boga, swojego Ojca. Tam zasiądzie po prawicy Tego, który jest jednym i jedynym Bogiem – Bogiem Wszechmogącym. Chociaż będzie zasiadał po Jego prawicy, to jednak nie porzuci mieszkańców ziemi. Jest bowiem „Tym, Który był, Który jest i Który przychodzi” (por. Ap 1,8).
Pozostanie z nami jednak inaczej niż za czasów Jego pobytu na ziemi palestyńskiej. Tam, jako Syn Boży wcielony, był człowiekiem podobnym do nas, posiadającym naszą ludzką naturę. Zgodnie ze swoją zapowiedzią daną arcykapłanowi odtąd będzie Synem Człowieczym, przebywającym po prawicy Wszechmogącego i równocześnie stale przychodzącym jakby na obłokach niebieskich, podobnych do chmur, które są co prawda na niebie, ale jakoś też należą do ziemi i spełniają bardzo ważną rolę dla klimatu i trwania życia na naszej planecie. Sklepienie niebieskie i to, co na nim widać, jest dla nas symbolem Bożej rzeczywistości i miejsca przebywania z Bogiem – w wiecznym szczęściu – wszystkich istot zbawionych. To z tego nieba będzie ciągle zstępował do nas, „na obłokach niebieskich”, Jezus, Syn Człowieczy i Syn Boży. I tak się dzieje. On żyje w Kościele, Swoim Mistycznym Ciele. Zstępuje z niebios „w obłokach” różnych łask, słowa Bożego i Eucharystii. Na „końcu czasów” przyjdzie w chwale, której symbolem też są wspomniane przez Niego „obłoki niebieskie”.
Tak więc określenie: „obłoki niebieskie” – na których zstępuje Jezus, Syn Boży i nasz Zbawiciel – mają wielorakie symboliczne znaczenie. Mogą oznaczać Eucharystię, Słowo Boże, w którym Jezus do nas przychodzi, Kościół, Jego Mistyczne Ciało, a także potęgę oświecającego i uświęcającego Ducha Świętego oraz chwałę Jego ostatecznego przyjścia „na końcu czasów”, dla osądzenia i odrodzenia ludzkości.
To wszystko, co zapowiedział Jezus, jest absolutnie prawdziwe, jednak nie zostało zrozumiane przez zamknięte na nadprzyrodzone światło umysły wrogów Jezusa. Nie dopuszczały go do nich chmury nienawiści, pychy, zarozumialstwa, złośliwości i innych wad. Zamiast cennego pouczenia dopatrzyli się w słowach Jezusa tylko bluźnierstwa, wymagającego ukarania śmiercią. „Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo.” (Mt 26,65) Zamiast oddać chwałę Jezusowi, Mesjaszowi, oskarżył Go kłamliwie o znieważanie Boga przez bluźnienie.
A jednak to nie najwyższy kapłan, lecz Jezus wypowiedział prawdę. Wszystko, co Zbawiciel przepowiedział, szybko zaczęło się realizować. Chociaż został zabity, to nie przestał być Mesjaszem, który przebywa po prawicy Wszechmogącego i równocześnie stale zstępuje na obłokach niebieskich jak życiodajny deszcz z nieba – deszcz łaski, prawdy, przebaczenia, uświęcenia i pokoju. Ten, które wkrótce miał ponieść śmierć, nie przestał być „Alfą i Omegą”, Wszechmogącym, „Który jest, Który był i Który przychodzi” (por. Ap 1,8). Wydany przez „mądrych tego świata” wyrok śmierci nie zmienił ani Jego Boskiej natury, ani Jego zbawczego posłannictwa. Zbawcze działanie przyjęło tylko inną formę niż miało przed Jego śmiercią na krzyżu. Zamieniło się w ciągłe przychodzenie do nas ze Swoimi łaskami na „obłokach niebieskich”.
Milczenie i udzielenie odpowiedzi przez Jezusa
„Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: «On powiedział: "Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować"». Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?» Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich».” (Mt 26,59-64) Jezus nie odpowiadał na różne oskarżenia, bo wiedział, że Jego słowa obrony i wyjaśnienia nie odniosą żadnego dobrego skutku. Słowami Siebie nie obroni, a oskarżający jeszcze bardziej się rozzłoszczą na Niego i przez to tylko powiększą swoją winę przed Bogiem. Nie odpowiedział nawet arcykapłanowi, kiedy ten pytał, dlaczego milczy wobec stawianych Mu zarzutów. Udzielił Mu jednak odpowiedzi, kiedy zapytał Go o coś wyjątkowo ważnego i gdy domagał się odpowiedzi „na Boga żywego”, którym jest Jego Ojciec. Arcykapłan zwrócił się do niego: „Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?” Jezus odpowiedział na postawione pytanie, bo odczytał, że tego chce Jego Ojciec. Uczynił to również ze względu na swoich przyszłych wyznawców. Kiedy więc najwyższy kapłan zapytał: „«Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich».” (Mt 26,63-64) Jezus wiedział z góry, że zadający Mu pytanie kapłan nie będzie chciał zrozumieć właściwie Jego słów. Odpowiedział jednak na jego pytanie, aby wszyscy Jego wyznawcy wiedzieli, że jest Mesjaszem i prawdziwym Synem Bożym, równym Ojcu, wciąż zstępującym na Kościół jakby „na obłokach niebieskich”. Chciał także, żeby Jego uczniowie pocieszali się wiarą w Jego wielki powrót „na obłokach” chwały. Powiedział to wszystkim swoim przyszłym uczniom, aby zawsze wierzyli w Jego Boskość i Boską potęgę i aby zawsze pokładali w Nim ufność.
ZAPARCIE SIĘ PIOTRA
Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: «I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem».69 Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: «Nie wiem, co mówisz».70 A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: «Ten był z Jezusem Nazarejczykiem».71 I znowu zaprzeczył pod przysięgą: «Nie znam tego Człowieka».72 Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: «Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza».73 Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał.74 Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.75 (Mt 26,69-75)
Słabość człowieka bez mocy Jezusa Chrystusa
„A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.” (Mt 26,58)
Piotr miał jeszcze tyle odwagi, by iść za Jezusem w bezpiecznej dla siebie odległości od Niego. I tak doszedł za Nim do pałacu najwyższego kapłana. Na dziedzińcu usiadł między służbą, aby zobaczyć, jaki będzie wynik posiedzenia przywódców duchowych. Nie wiedział jeszcze, że za zamkniętymi przed nim drzwiami bardzo głośno wyrażono życzenie zgromadzonych, dotyczące Jezusa: „Winien jest śmierci”. (Mt 26,66)
Na dziedzińcu Piotra zaczęły rozpoznawać różne osoby. „Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: «I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem». Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: «Nie wiem, co mówisz». A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: «Ten był z Jezusem Nazarejczykiem». I znowu zaprzeczył pod przysięgą: «Nie znam tego Człowieka». Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: «Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza». Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał”. (Mt 26,69-74) Kochający Jezusa Piotr doświadczył swojej słabości i wyparł się Go przed ludźmi. Zapewniał podchodzących do niego – nawet pod przysięgą i wobec wszystkich – że Go nie zna.
Znajdujący się na dziedzińcu Piotr został siłą odłączony od Jezusa. Bez Jego bliskości stracił odwagę. W oddaleniu od Niego odczuł swoją słabość. Zaczął się bać nawet prostych ludzi i wobec nich zaparł się Jezusa.
Piotr potrafił jednak wrócić do Niego przez swoją skruchę, czego nie zrobił Judasz. Ten bowiem – w przeciwieństwie do Piotra – dobrowolnie porzucił Jezusa i wydał Go w ręce Jego przeciwników. Bez Niego pozostał sam na sam ze swoją słabością duchową. Nie znalazł w sobie siły, by do Niego wrócić. Wolał popełnić samobójstwo.
Historia tych dwóch osób to ważne pouczenie dla każdego człowieka. I Judasz, i Piotr – w oddaleniu od Jezusa – przeżyli swoją słabość i zdolność do zdrady. Judasz jednak wybrał to oddalenie zupełnie dobrowolnie, Piotr natomiast został przemocą odłączony od pojmanego Jezusa. Jego usta zaparły się Go ze strachu przed ludźmi, ale w sercu się Go nie wyrzekł. Judasz natomiast od jakiegoś czasu dobrowolnie oddalał się od Jezusa w swoim sercu, chodząc własnymi drogami i realizując swoje życiowe plany. Bez pełnej duchowej jedności z Nim stał się słaby, zdolny jedynie do zdrady i samobójstwa.
Swoim tragicznym końcem Judasz ostrzega dzisiejszy świat, który tak jak on chce żyć bez Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, i o własnych siłach realizować swoje plany, budować swój nowy ład moralny. Ludzkość, tak jak apostoł-zdrajca, koncentruje się na pieniądzu.
Dla zdobywania bogactw i zaspokajania swoich pożądliwości, świat gotów jest wyprzeć się Jezusa, albo tak jak Judasz, udawać trwanie przy Nim. Jednak udawana jedność z Chrystusem nie zapewnia duchowej mocy i stawia człowieka na drodze, którą wybrał Judasz: na drodze życia według swoich kaprysów i samobójczego uśmiercania się – według własnego planu. Za naszych dni tworzy się dobrowolnie świat, którego symbolem jest dziedziniec pałacu arcykapłana – czyli taki, z którego Chrystusa usunięto przemocą i w którym atakowany jest każdy, kto ma coś z Nim wspólnego.
Upadek Piotra i jego łzy skruchy
„Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: «Nie wiem, co mówisz».” (Mt 26,70)„A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.” (Mt 26,58) Nie spodziewał się, że zostanie rozpoznany, jako uczeń Jezusa. Zaskoczenie wywołało strach i zachowanie, którego się po sobie wcześniej nie spodziewał. Doświadczył, jak jest słaby bez umocnienia przez Jezusa. Zaparł się Go i sprzeniewierzył się swojemu powołaniu. Jezus bowiem powołał Piotra i innych Apostołów, aby przed światem głosili Go jako Syna Bożego i naszego Zbawiciela. Pod wpływem strachu Piotr przeciwstawił się swojemu powołaniu. Zamiast głosić Chrystusa jako jeden ze świadków Jego wielkich dzieł, zaparł się Go przed ludźmi. Zaklinał się i przysięgał, mówiąc: „«Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.” (Mt 26,74-75) Pianie koguta stało się dla wystraszonego Piotra upomnieniem. Przypomniało mu Jezusa, którego się wyparł, i Jego słowa. Gorzko zapłakał nad swoim haniebnym czynem. Przez swoją skruchę powrócił w swoim sercu do Jezusa, dla którego jego łzy szczerego bólu i miłości więcej znaczyły, niż jego upadek.
DWUDZIESTY SIÓDMY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA
(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)
Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski