Rozważanie Ewangelii według św. Mateusza


Tytuły rozważań


ROZDZIAŁ 18


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28


SPÓR UCZNIÓW O WIELKOŚĆ I PIERWSZEŃSTWO

W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?»1 On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł:2 «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.3 Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim.4 I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.5 (Mt 18,1-5)

Wielkość w wymarzonym królestwie

„W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?»” (Mt 18,1) Marzyli o tym być stać się największymi w królestwie niebieskim, nie rozumiejąc jeszcze w pełni, jakie ono będzie. Myśląc o nim, rozważali swoje doskonałości, wielkość, znaczenie – wszystko to, co im się wydawało przydatne w tym mesjańskim królestwie. Chociaż nazywali je „królestwem niebieskim”, to w ich umysłach nosiło ono właściwości różnych królestw ziemskich, w których liczą się cenione przez ten świat cechy. I tych właśnie cech doszukiwali się w sobie uczniowie Jezusa. Jednak On nie takie wymyślone przez ludzi królestwo zapowiadał i budował. W królestwie Bożym najwyższą wartością miała być pełna pokory miłość, która nie pyszni się i nie szuka swoich korzyści, lecz chwały Bożej i prawdziwego dobra ludzi.

Dziecko wzorem dla pragnących wejść do królestwa niebieskiego

Jezus „przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” (Mt 18, 2-3) Uczniowie przyszli do Jezusa i wysłuchali Jego pouczeń o wielkości w królestwie niebieskim, bo wcześniej kłócili się między sobą o to, kto z nich jest największy, najbardziej uzdolniony, żeby w królestwie mesjańskim piastować jak największą godność (por. Mk 9,34). Ewangeliści nie przedstawiają szczegółowo ich sporu, jednak – myśląc o wielkości – mieli z pewnością wzorce różnych światowych potęg, królestw i państw, w których liczy się zwykle moc, wpływy, sojusze, bogactwo, przepych, sława. Jezus tymczasem zaskoczył ich. Nie powiedział: naśladujcie rzymskiego cesarza, arcykapłanów, faryzeuszów, uczonych w Piśmie, saduceuszy, filozofów czy wielkich królów z przeszłości. Przywołał dziecko, postawił je przed nimi, wskazując na jego prostotę, pokorę, ufność i posłuszeństwo. Dał im zupełnie inny przykład do naśladowania niż ten, którego wielu szuka w różnych bohaterach, celebrytach, przywódcach. Za przykład dał im dziecko – proste, pokorne i posłuszne. Powiedział, że nie tylko nie będą wielkimi w królestwie niebieskim, lecz w ogóle nie wejdą do niego, jeśli się nie upodobnią do takich właśnie prostych, posłusznych i pokornych dzieci. Nie wejdą do tego królestwa, jeśli nie staną się jak dzieci – kochający i słuchający Ojca niebieskiego, naśladujący Go, ufający Mu i pełniący to, o co On ich prosi, Jego wolę: jeśli nie będą kochać jak dzieci Tej, która jest Matką Syna Bożego i – z Jego woli – także Matką naszą; jeśli będą Ją lekceważyć, znieważać, a nawet – Jej bluźnić. Tak żadne dobre dziecko nie postępuje wobec nikogo, zwłaszcza wobec swoich rodziców, czyli ojca i matki. Nie mogą wejść do królestwa niebieskiego z bluźnierczą nienawiścią do Bożej Rodzicielki, bo tam widzieliby Jej wyjątkową chwałę, a to by ich nie cieszyło i napełniało złością. To Maryję – Tę pogardzaną przez niektórych – Jezus mógłby postawić zamiast dziecka przed swoimi uczniami i dać za wzór dziecięcej postawy. Ona bowiem – chociaż przez Niego na krzyżu została ustanowiona naszą Matką – nie utraciła swojej dziecięcej postawy wobec Boga, czystości i pokory wobec Niego i nas wszystkich.

Stać się ponownie jak dobre dziecko

Jezus „przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” (Mt 18, 2-3) Wszystkim swoim uczniom wszech czasów Zbawiciel dał za wzór do naśladowania dzieci. To ich pewne cechy powinny pojawić się w wyznawcach Chrystusa, którzy kiedyś byli dziećmi, ale z czasem zatracili swoją dziecięcą postawę. Naśladując wielkich tego świata utracili to, co mieli cennego we wczesnych latach swojego dzieciństwa: ufność pokładaną w rodzicach, posłuszeństwo wobec nich, prostotę, pokorę i inne dobre cechy. Taką postawę, – jaką niezepsute dzieci mają wobec ojca i matki – powinni mieć chrześcijanie wobec Boga Ojca i posłanego na świat Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Powinni się odznaczać dziecięcą wiarą, zaufaniem i pełnym pokory posłuszeństwem Bogu.

Bez dziecięcej postawy nie wchodzi się do królestwa niebieskiego

„«Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim.” (Mt18,3-4) Chrystus przedstawił wszystkim swoim uczniom dwie możliwości: albo staną się jak dzieci pokorni i posłuszni Bogu i wejdą do królestwa niebieskiego, i będą tam największymi, albo się do nich nie upodobnią i wtedy do królestwa niebieskiego w ogóle nie wejdą. Dziecięca prostota i pokora jest piękną szatą ozdabiającą wszystkich zbawionych. W tę szatę już na ziemi zawsze była przyobleczona Maryja i będzie nią przyozdobiona na zawsze.

Opieka nad dziećmi potrzebującymi pomocy

„I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.” (Mt 18,5) Wiele jest na świecie dzieci, żyjących w nędzy lub psutych moralnie. To drugie niebezpieczeństwo szczególnie zagraża im w dzisiejszych czasach, kiedy demoralizowanie najmłodszych staje się programem działania niektórych osób i organizacji. Jezus mówi, by tym zagrożonym dzieciom pomagać w imię Jego, wspierać duchowo i materialnie, a także usuwać czyhające na nie ataki moralne.

GORSZENIE

Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.6 Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.7 Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny.8 I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.9 Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.10 (Albowiem Syn Człowieczy przyszedł ocalić to, co zginęło).11 (Mt 18,6-11)

Gorszenie i zabijanie dzieci to wielkie grzechy

„Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.” (Mt 18,6) Jezus powiedział, że gorszenie dzieci jest strasznym grzechem. Tak, to prawda. A cóż dopiero, gdy się je zabija, gdy są zupełnie bezbronne – w łonie matek? Wielu dzisiaj piętnuje gorszenie dzieci przez dorosłych, a równocześnie broni prawa do ich zabijania przed narodzeniem. Jest w tym wielka obłuda, a często także bronienie siebie przed wyrzutami sumienia. Tymczasem i gorszyciele dzieci i ich zabójcy dopuszczają się wielkiego zła, którym znieważają...obrażają Stwórcę tych małych istot, w których On stworzył nieśmiertelną duszę. On jednak potrafi przebaczyć jeden i drugi grzech, jeśli tylko człowiek się szczerze nawraca, nazywa swój czyn grzechem – a nie zrobieniem czegoś, do czego ma prawo – i prosi Boga o przebaczenie go. Nieraz na różnych marszach popierających aborcję pojawiają się matki z małymi dziećmi i przez to gorszą te niewinne istoty, oswajając je z myślą, że zabójstwo jest prawem kobiety.

Albo gorszenie, albo doskonalenie i uświęcanie

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Swoim uczniom Jezus dał za przykład pokorę, ufność, posłuszeństwo dzieci i wiele ich dobrych cech. Zwrócił jednak uwagę na fakt, że te czyste stworzenia stopniowo będą się kalać błotem zdemoralizowanego świata, który wsącza w nie swój brud. To zło może wejść w nie, niestety, także w rodzinie, przez zły przykład rodziców, którzy nie słuchają Boga i nie stosują się do Jego przykazań. Przez to gorszą i psują swoje dzieci. To samo może się dokonać w przedszkolu i szkole. Wychowawcy – przesączeni mentalnością tego świata, który chce demoralizować – uczą życia sprzecznego z Ewangelią. Mogą demoralizować swoimi strajkami lub jawnym opowiadaniem się za wydarzeniami manifestującymi propagowanie naruszania moralności ewangelicznej. Na szczęście może być inaczej: rodzice, wychowawcy i nauczyciele potrafią wszczepiać w wychowanków dobro, empatię, miłość do bliźnich i do Boga. Tak się dzieje, gdy są napełnieni mądrością nie tego świata, lecz – Ducha Świętego, który podpowiada im, co i kiedy mają powiedzieć i jak się zachować w różnych sytuacjach.

Nie gorszyć dzieci, lecz ubogacać je darami Ducha Świętego

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Nie tylko nie należy gorszyć dzieci, ale trzeba je rozwijać pod każdym względem – także duchowo i moralnie. To ubogacanie dokonuje się przez wsączanie w nie słów Ewangelii i jej mądrości. Przede wszystkim jednak do ubogacenia dzieci, młodzieży i całych pokoleń przyczyniamy się przez modlitwę. Święty Jan Paweł II modlił się kiedyś w Polce o zstąpienie Ducha Świętego na naszą ziemię, aby odnowił jej oblicze. I ta jego modlitwa powinna być stale kontynuowana przez każdego ucznia Chrystusa. Kiedy bowiem ten Duch zstępuje na jednostki, grupy i narody, to nie przychodzi z pustymi rękami. Przynosi Swoje wielkie dary, do których zaliczają się: dar mądrości, dar rozumu, dar rady, dar męstwa, dar umiejętności, dar pobożności, dar bojaźni Bożej. Nic nie może zastąpić tak wielkich darów w dzieciach, społecznościach i narodach. Dlatego należy prosić Ojca i Syna: „Niech zstąpi Duch Twój i niech odnowi oblicze tej ziemi! Tej ziemi... i całego świata! Amen.”

Gorszące chełpienie się zamiast wstydu

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Wiele zgorszeń i psucia – zwłaszcza najmłodszych – przynoszą ci, którzy nie odróżniają dobra od grzechu i publicznie zachęcają do zła. O nich powiedział św. Paweł: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. (Flp 3,18-19) O takich ludziach prorok Jeremiasz powiedział w imieniu Pana: „Wstydzić się powinni, że popełniali obrzydliwość; odrzucili jednak wszelki wstyd i nie potrafią się rumienić. Dlatego upadną wśród tych, którzy padać będą, runą w czasie, gdy ich nawiedzę – mówi Pan.” (Jer 8,12)

Gorszenie przez upublicznianie zła

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Nieraz chce się poprawiać świat przez upublicznianie popełnionego przez konkretne osoby zła. Faktycznie, może to chronić innych przed popełnianiem podobnych grzechów, ale może też niektórych do nich zachęcać. Ktoś bowiem może sobie powiedzieć: skoro inni mogą, to ja też. Upublicznianie zła może też dla ludzi słabych stanowić pokusę, skłaniając ich do naśladownictwa, informując, uświadamiając o konkretnych grzesznych złych działaniach, o których kiedyś by nawet nie pomyśleli np. o pedofilii lub zoofilii. Niektórzy ludzie, wywlekający i upubliczniający różne grzechy są podobni do niemądrego ojca, który codziennie powtarza ze swoimi dziećmi wszystkie „brzydkie słowa”, których nie wolno im mówić. We wszystkim potrzebna jest roztropność i przede wszystkim miłość – miłość do wszystkich, także do sprawców zła. Kochająca się rodzina nie upublicznia różnych złych czynów, które mogą się zdarzyć wszędzie. Czy ktoś pochwalałby rodziców, którzy donosiliby policji na swoje dzieci? Mądrzy rodzice rozwiązują problemy swoich dzieci dyskretnie, bez upubliczniania ich. I najczęściej się dzieje tak, że dzieci wychodzą ze swoich błędów i nie ciąży na nich brzemię opinii publicznej, która zwykle bez litości rozlicza. Nawrócony św. Paweł mógłby nie wytrzymać naporu krytyki za jego złe życie z przeszłości, gdyby otoczenie stale mu wytykało, jaki był kiedyś zły. Nic dobrego nie mógłby zrobić, gdyby wszyscy bez przerwy karali go za zło z przeszłości. Prawdziwi chrześcijanie z jego epoki rozumieli jednak dobrze, że chorego trzeba leczyć, gdyż samo „krytykowanie” choroby nic nie daje. Nie odrzucili go, chociaż z pewnością niektóre ofiary jego złego postępowania żyły jeszcze, a niektóre nawet – dłużej niż on i pamiętały, ile się nacierpiały z jego powodu. Ofiary prześladowań św. Pawła nie domagały się od niego ani od wspólnoty chrześcijańskiej żadnego odszkodowania, zwłaszcza materialnego, wiedziały bowiem, że czymś cenniejszym o nich jest ich przebaczenie okazane winowajcy. Ono będzie ich chwałą w wieczności. Wszyscy podali św. Pawłowi pomocną dłoń i dlatego z prześladowcy Kościoła stał się jego sługą i przykładem do naśladowania dla wszystkich pokoleń. Nie byłoby tego dobra, gdyby chrześcijanie chcieli mu wymierzyć sprawiedliwość i „załatwili” mu np. dożywotnie więzienie, aby tam do końca życia odczuwał, jaki zły był kiedyś.

Nie skłaniać nikogo do grzechu i samemu unikać okazji do popełniania go

„Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.” (Mt 18,8-9) Jezus nie tylko przestrzega przed gorszeniem innych, lecz wzywa, żeby – gdy tylko to jest możliwe – nie narażać samego siebie na „zgorszenia”, czyli na pokusy. Aby uniknąć wrzucenia „w ogień wieczny” i „wejść do życia”, trzeba odciąć się od bliskiej okazji do grzechu, czyli unikać okoliczności silnie pobudzających do zła i stronić od ludzi, którzy do niego skłaniają. Trzeba się od tego „odciąć” jak od gorszącej nogi, rąk lub oczu, będących powodem grzechu – jak to obrazowo wyraził Jezus.

Pozornie „niewinne” zgorszenia

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Wiele zgorszeń – często niezauważalnych – dokonuje się przez ludzi, o których św. Paweł powiedział, że „chlubią się swą powierzchownością, a nie wnętrzem własnego serca.” (2 Kor 5,12) Ci ludzie bowiem reklamują przed światem płyciznę duchową, zajmowanie się wyłącznie swoim wyglądem, ubiorem, pozorami wielkości, pogonią za przyjemnościami, popularnością itp. Takie pseudowartości propagują, bo wnętrza własnego serca nie mogą przedstawić. Nie mogą lub nie chcą, bo nie ma tam nic wielkiego, pociągającego – jedynie pustka, pogoń za marnością i towarzyszące temu znudzenie. Ci zapatrzeni w powierzchowność ludzie gorszą innych, bo zachęcają do podobnego stylu życia, w którym nie ma troski o ukryte w sercu piękno duchowe, dobroć, szlachetność, prawość, miłość itp. Ci ludzie gorszą, bo – w pozornie niewinny sposób – demoralizują całe pokolenia, zachęcając je do pogoni za przemijającymi błyskotkami, aby one wyparły z ich życia Boga, miłowanie Go i ludzi. Ten rodzaj zgorszenia jest bardzo niebezpieczny, ponieważ stykamy się z nim bez przerwy, a mimo to najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, że jest czymś złym i rujnującym duchowo.

„Niewinne gorszenie” przez grzechy zaniedbania

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Jednym z rozpowszechnionych zgorszeń – szczególnie w środkach społecznego przekazu, w filmach, serialach – jest pokazywanie życia takim, jakie jest bez naprowadzania – chociażby tylko bardzo dyskretnego – na to, jakie ono powinno być. Zaciekawia się odbiorców ludzkimi problemami, trudnościami, słabościami, grzechami bez wskazywania, jak można je rozwiązać. Przez taki sposób oddziaływania na odbiorców utrwala się w nich różne wzorce życiowe, często nieprawidłowe, bo złe i grzeszne. Doprowadza się do przekonania, że wszyscy tak postępują, że takie jest po prostu „życie współczesnego człowieka”. W tym codziennym ujawnianiu życia takim, jakie ono jest zawiera się zwykle grzech, zaliczający się do grupy zaniedbań dobra, którym byłoby jakieś ukazywanie ideału dobrego postępowania, nie mówiąc już o przypominaniu o Chrystusie, który powinien przecież być naśladowany przez wszystkich swoich wyznawców. W obecnej epoce w wielu produktach tzw. kultury, formujących mentalność całych mas, Bóg nie istnieje i życie ludzkie toczy się bez Niego albo jakby ze zbędnym „dodatkiem” lub „upiększeniem”. Taką karykaturalną wizję życia proponuje się jako „normalną” i nie wymagającą żadnej zmiany.

Karykatura życia i prawdziwe życie w Bogu

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Świat gorszy, bo zachęca do życia bez Boga – do stylu życia, który jest karykaturą życia prawdziwego, pełnego kontaktu z Bogiem, opartego na Jego ojcowskim prawie. Tę „karykaturę” formuje świat, mający na swoich usługach media społecznościowe. Zachęca się do życia, które obiecuje wolność i szczęście, a w rzeczywistości prowadzi do smutku, przygnębienia, depresji, poczucia bezsensu. Prawdziwe życie – czyli życie w przyjaźni i jedności z Bogiem – pokazał zwłaszcza młodym ludziom Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Ukazał on młodzieży, ile radości wnosi w życie Bóg, rozważanie Jego słowa, modlitwa, Eucharystia i kontakty z ludźmi, którzy starają się żyć Bogiem. Pokazał młodym ludziom prawdziwe życie w Bogu, pełne nadziei, radości, życzliwości i optymizmu – mimo niedostatków materialnych. Założony przez niego ruch oazowy „Światło Życie” niszczył rozpowszechniany w przeszłości i obecnie styl życia, w którym ludzie są niewolnikami przedmiotów i swoich egoistycznych zachcianek. Pokazał wartość przyjaźni z Bogiem i pozwolił – zwłaszcza młodym ludziom – przeżyć głęboką radość i pokój pochodzący od Jezusa.

Gorszenie świata chrześcijaństwem bez krzyża Chrystusowego

„Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.” (Mt 18,7) Nieraz pojawiają się – wśród wierzących – próby stworzenia chrześcijaństwa bez krzyża Jezusa i bez wiary w to, że w czasie Mszy św. uobecnia się w sposób bezkrwawy Jego zbawcza ofiara. Wielu usuwa naukę o krzyżu z Ewangelii, bo wydaje się im zbyt ponura, niszcząca radość, szczęście i pełnię życia. Mówią o chrześcijaństwie tak, jakby głosiło ono zmartwychwstanie bez krzyża lub nawet wykreślają i jedno, i drugie. Usuwając z Ewangelii Krzyż, odrzucają równocześnie prawdę wiary, że w czasie każdej Mszy św. uobecnia się zbawcza Ofiara Krzyżowa Jezusa Chrystusa. W Eucharystii widzą tylko ucztę, podobną do Ostatniej Wieczerzy. O uobecnianiu się podczas tej uczty ofiary krzyżowej milczą, bo albo w to nie wierzą, albo nie chcą o niej mówić. Czy krzyż Chrystusa faktycznie wnosi smutek do chrześcijaństwa? Wnosi go tylko wtedy, gdy nie rozumie się jego sensu. Jeśli jednak wierzy się w to, czego dokonał Syn Boży przyjmując ludzką naturę – podatną na cierpienie i śmierć – zamiast smutku pojawia się wdzięczność i miłość do Jezusa, który w tak bolesny sposób nas odkupił. Za cenę swojej Drogocennej Krwi zdobył dla nas niebo. Jednak umierając na krzyżu Jezus dał nam nie tylko przyszłe niebo. Uczynił jeszcze coś więcej. Sprawił, że wszystkie cierpienia ludzkie mogą się stać „Jego” zbawczymi cierpieniami. Tak się dzieje, gdy ktoś Mu je ofiarowuje i gdy ktoś żyje z Nim w jedności – zwłaszcza przez Komunię św. Ona bowiem sprawia, że nasze cierpienia łączą się najściślej z Jego ofiarą, która uobecnia się dzięki Mszy św. Dzięki tej jedności pomagają one w zbawieniu nam samym i innym ludziom, bo – jak mówi św. Paweł – dopełniają „braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24). Jezus mógł odkupić świat nie cierpiąc i nie umierając na krzyżu. Byłby to dla Niego łatwiejszy sposób ocalenia nas. Gdyby jednak tak się stało, nie moglibyśmy się z Nim łączyć przez nasze cierpienia, które wypełniają życie każdego człowieka. Nie moglibyśmy tego czynić, bo byłyby czymś dla Niego obcym, niepotrzebnym, nieobecnym w Jego życiu i bezsensownym. Nie mielibyśmy możliwości włączenia się w zbawienie świata przez te cierpienia, które z różnym nasileniem stale nam towarzyszą.

Jezus ocala

„Albowiem Syn Człowieczy przyszedł ocalić to, co zginęło”. (17 Mt,11) Stworzony przez Boga świat – wskutek posłuszeństwa wężowi-złemu duchowi – stał się podobny do zgubionej owcy z przypowieści Jezusa (Mt 18,12-14). Syn Boży jednak przyszedł na świat, aby ocalić to, co zginęło. Stale próbuje skłonić ludzi, zgubione owce, do przeciwstawiania się pokusom i zgorszeniom i do powrotu do Niego. Ciągle posyła Ducha Świętego od Ojca, aby ocalić to, co znowu ulega niszczeniu i gubieniu się z powodu kłamstw, oszustw i innych „zgorszeń”, które ciągle odradzają się na nowo i atakują wszystkich, od dzieci po starców.

OWCA ZABŁĄKANA

Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?12 A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.13 Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych.14 (Mt 18,12-14)

Zagubione owce i szukający Pasterz

„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?” (Mt 18,12) Szukanie owiec przez Jezusa nie oznacza, że usiłuje odnaleźć je w jakimś ukrytym miejscu, którego nie zna. On wie wszystko i również to, w jakich krzewach zła, kłamstwa i złudzeń zagubił się jakiś człowiek. On wszystko wie, jednak zagubione owce wszystkiego nie wiedzą. Często nie wiedzą, jak groźne jest ich zagubienie dla nich samych. A nawet jeśli zdają już sobie sprawę z ogromu zagrożeń, to nie wiedzą, że istnieje Dobry Pasterz, który potrafi i chce je ocalić. A niektóre, które już poznały Jego Imię, nie znają jeszcze Jego dobroci, życzliwości i nieskończonej gotowości przebaczania i chowają się przed Nim. On więc musi podejść do nich. A one... one powinny przestać się chować dalej w kryjówkach zła i kłamstwa i pozwolić Dobremu Pasterzowi spokojnie zanieść je do miejsca ocalenia. Nie powinny się wyrywać z Jego ramion.

Wartość każdego człowieka w oczach Bożych

„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?” (Mt 18,12) Pasterzem szukającym każdej zabłąkanej owieczki jest Jezus Chrystus, Syn Boży. Dla Niego szczęście wieczne każdego człowieka jest czymś niezwykle ważnym. Nigdy zatem nie porzuca żadnego człowieka, póki żyje on na ziemi i ma jeszcze szansę „dać się odnaleźć” i osiągnąć zbawienie dzięki pomocy Jezusa, Zbawiciela świata. Bóg nie patrzy na ludzkość jak na ogromną „masę”, jak na jakiś „kolektyw”. Nie. Ponieważ On sam stworzył zupełnie świadomie nieśmiertelną duszę każdego człowieka – taką jaką chciał i jaka mu się podobała – dlatego podchodzi indywidualnie i z miłością do każdego z nas, podobnie jak to czyni matka i ziemski ojciec w odniesieniu do swoich dzieci. Dla nich każde ich dziecko ma niepowtarzalną wartość i – jeśli nie mają zepsutych serc – nie porzucają żadnego z nich, gdy wchodzi na niebezpieczną dla siebie drogę zepsucia. Nikogo nie porzuca Bóg, który jest nieskończenie lepszy niż najlepsza ziemska matka i ojciec.

Owce lekkomyślnie porzucające stado

„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?” (Mt 18,12) Owca się gubi, gdy coś ją pociąga i powoduje, że coraz bardziej oddala się od strzeżonego przez pasterza stada. Takim chronionym przez dobrego Pasterza, Jezusa Chrystusa, stadem jest założony przez Niego Kościół. Kto korzysta ze złożonych w nim środków zbawczych – takich jak Eucharystia i inne sakramenty, prawdziwa Ewangelia – ten się nie zgubi. Duch Święty ostrzeże go i poprowadzi dobrą drogą także wtedy, gdy jakiś pasterz nie spełni dobrze powierzonego mu zadania. Jeśli jednak człowiek obrazi się na Kościół albo też – uniesiony przez modę lub pychę – wystąpi z tej wspólnoty, to stanie się podobny do zgubionej owcy, która podąża swoim drogami i naraża się na śmierć ze strony drapieżników. Przez swoje odejście bardziej szkodzi sobie niż Kościołowi – głównie przez porzucenie Eucharystii i innych sakramentów. Tego źródła życia nie znajdzie nigdzie poza Kościołem Chrystusa. Zacznie więc słabnąć, chorować i umierać duchowo.

Dobry Pasterz zostawił zbawionych na bezpiecznych „górach”

„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?” (Mt 18,12) Syn Boży przyjął ludzką naturę, aby szukać zagubionej owcy, którą stała się cała ludzkość. Czyniąc to, zostawił wszystkich zbawionych „na górach”, czyli w niebie. Po dokonaniu dzieła zbawienia powrócił do nich i stale wprowadza do ich wspólnoty odnalezione i ocalone przez Jego śmierć krzyżową i zmartwychwstanie owce. To poszukiwanie trwa nadal, gdyż zabłąkana i odnaleziona ludzkość składa się z miliardów osób ludzkich, które mają skłonność do ciągłego oddalania się od Pasterza i Jego trzody i do ponownego gubienia się. Dobry Pasterz bierze sobie do pomocy swoich wiernych uczniów, którym zależy na zbawieniu wszystkich ludzi i dlatego chętnie – wraz z Nim – szukają tych, którzy nadal się gubią.

A jeśli mu się uda odnaleźć zagubioną owcę...

„A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.” (Mt 18,13) Jeśli Mu się uda... Odnalezienie nie jest dla Boskiego Pasterza trudne z tego względu, że nie wie, gdzie znajdują się zagubione owce ale dlatego, że bardzo często one same nie pozwalają się przenieść z miejsca zagrożenia do miejsca bezpiecznego. Wielu odrzuciło Ewangelię Jezusa i Jego samego, chociaż w dzieciństwie ujawniali miłość do Niego. Z czasem jednak atrakcyjniejsze od Niego stały się różne przyjemności. W sercu zaczęły się dokonywać różne wybory: jedni zagłuszyli w sobie wołanie Zbawiciela i zwrócili się do pozornie bardziej atrakcyjnych głosów tego świata. I tak się zaczęło dokonywać ciągłe ich gubienie się pośród zatrutych roślin, które ukazywały się im jako dobre, a nawet lecznicze. Inni natomiast wytrwali przy Jezusie, Jego Ewangelii i czerpali siły z łask wysłużonych przez Niego na krzyżu. Jedni i drudzy zrobili to, co chcieli. Dokonali dobrowolnego wyboru, trwając przy Jezusie lub oddalając się od Niego i od Jego Kościoła. Za ten wybór – lub ściślej: wybory – każdy odpowie przed wszechwiedzącym Bogiem na sądzie. Nikt się od tej odpowiedzialności nie wymówi. Niestety, wiele jest owiec, które nie chcą sprawić Dobremu Pasterzowi tej wielkiej radości, którą byłoby dla Niego i dla dobrych ludzi ich odnalezienie się w dobru i prawdzie. Same cierpią i zadają wielki ból Boskiemu Pasterzowi.

Radość z odnalezienia zabłąkanej owcy

„A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.” (Mt 18,13) Powodem tej radości jest fakt, że istota zagrożona przez śmierć stała się bezpieczna. Prawdziwa miłość bowiem wywołuje radość, widząc czyjeś szczęście i bezpieczeństwo, rodzi natomiast niepokój, gdy dostrzega ukochaną istotę w niebezpieczeństwie, zagrożoną cierpieniem i śmiercią. Zagubieni dobrowolnie w swoich grzechach ludzie budzą niepokój w Boskim Sercu Jezusa, kroczą bowiem drogą prowadzącą do przerażającej piekielnej przepaści, odrzucając nie tylko Jego ostrzeżenia, ale także Jego wyciągniętą pomocną dłoń. Kiedy natomiast jakiś grzeszny człowiek potraktuje poważnie Boskie ostrzeżenia i uchwyci rękę Dobrego Pasterza, aby zawrócił go swoją mocą z szerokiej drogi wiodącej na zatracenie, wywołuje radość we wszystkich sercach, które kochały go i pragnęły jego wiecznego szczęścia. Smutne jest, gdy ludzie uważający się na uczniów Dobrego Pasterza nie cieszą się z nawróceń i nic nie robią, żeby pomóc swoim zagubionym braciom i siostrom odnaleźć jedyną Drogę zbawienia, którą jest sam Jezus Chrystus, Syn Boży. Nie modlą się za nich ani nie podejmują żadnych ofiar, aby pomóc im się zbawić.

Nie jest wolą Ojca, żeby ktoś dostał się do piekła

„Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych.” (Mt 18,14) Nie jest wolą Ojca, żeby się zgubiły na zawsze Jego stworzenia, ludzie, którzy z powodu swojego nieposłuszeństwa wobec Niego zabłąkali się i poszli za złudnymi pokusami złego ducha. Aby ocalić i skłonić ich do powrotu, posłał ludzkości Swojego Syna, który stał się dla niej Dobrym Pasterzem. Przyszedł, aby wypełnić pragnienie Ojca ocalenia świata. Aby to dzieło dobrze wypełnić, stał się posłusznym Ojcu aż do śmierci krzyżowej. Do Niego odnoszą się słowa: „Oto idę, (...) abym spełniał wolę Twoją, Boże”. (Hbr 10,5) Przyjęła Go na ziemi w imieniu ludzkości Maryja, Służebnica Pańska, która pełniła bez reszty wolę Bożą. Przez to nie zabłąkała się nigdy jak inne owce-ludzie, którzy nie podążają drogą woli Bożej, lecz ścieżkami egoizmu, wskazanymi im przez kusiciela.

UPOMNIENIE BRATERSKIE

Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.15 Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa.16 Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!17 Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.18 Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie.19 Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich».20 (Mt 18,15-20)

Nauczanie zgodne z Ewangelią obejmuje także upominanie

„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go...” (Mt 18,15) Nieraz nawet wierzący ludzie denerwują się, że księża w swoim nauczaniu publicznie krytykują różne formy złego postępowania. Czekają tylko na kazania, w których przedstawia się dobroć i miłosierdzie Boże. Tymczasem jedno i drugie jest konieczne do ukazania: zarówno zło grzechu jak i wspaniałość Bożej pomocy i przebaczenia. Wierzący powinni zrozumieć, że nauczanie piętnujące zło jest formą zbiorowego upominania braterskiego, wychowywaniem do dobra i przestrzeganiem przed możliwym wiecznym potępieniem. Nie wynika ono z nienawiści do kogokolwiek, lecz z troski o zbawienie powierzonych kapłanowi osób.

Miłość i szacunek wobec człowieka błądzącego

„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi!” (Mt 18,15-17) Chrystus pokazuje pewien ład i porządek w zwalczaniu zła. Trzeba zaczynać od środków najłagodniejszych, a do takich zalicza się upomnienie kogoś w cztery oczy. Zasada ta jest bardzo ważna w naszych czasach, kiedy wielu zaczyna upominanie bliźniego od ogłaszania jego upadków i grzechów w środkach społecznego przekazu. Ci, którzy tak postępują, tłumaczą się prawem ludzi do poznania prawdy. Ta zasada nie jest jednak zawsze słuszna, np. nie mają prawa znać wszyscy tajemnic wojskowych, dlatego nie wolno ich zdradzać i upubliczniać. Dotyczy to również prawa do dobrego imienia. Chrystus nakazuje szanować to prawo, dlatego poucza, żeby zaczynać od upominania bliźniego dyskretnie, w cztery oczy, a nie od publicznego ujawniania jego grzechów np. przez obmowy. Takie postępowanie dyktuje miłość do człowieka, który grzeszy. Sami też nie chcemy, żeby ktoś informował innych o naszych grzechach, obmawiając nas lub opisując nasze złe postępowanie w internecie. Dla błądzącego człowieka trzeba być bardziej dobrym pasterzem, szukającym zabłąkanych owiec i ocalającym je niż katem, który wymierza im karę przez upublicznianie ich występków.

Delikatność i roztropność w upominaniu bliźnich

„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi!” (Mt 18,15-17) W upominaniu bliźnich trzeba się kierować podaną przez Jezusa zasadą: „Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie!” (Łk 6,31) Przed upominaniem innych warto więc pomyśleć, jakiego sposobu postępowania wobec nas oczekiwalibyśmy od tych, którzy chcą zmienić nasze złe postępowanie. Jak – według naszej oceny – powinni nas potraktować, jak się wobec nas zachować, jak z nami rozmawiać i jak nie powinni się do nas odnosić. Na pewno oczekiwalibyśmy szacunku, delikatności i jak największej dyskrecji. Z pewnością niewiele dałaby też nam czyjaś gderliwość i nieustanne uwagi innych, dotyczące naszych drobnych codziennych uchybień, z których dobrze sobie zdajemy sprawę, nawet gdy nam nikt ich nie wytyka. Ciągłe uwagi, upominanie, pouczanie, moralizowanie może zniszczyć życzliwy kontakt z bliźnimi i spowodować więcej zła niż dobra. Zanim zatem coś powiemy bliźnim, o bliźnich lub nawet zanim coś o nich pomyślimy, dobrze jest przypomnieć sobie Jezusowe pouczenie: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.” (Mt 7,12)

Donieść Kościołowi

„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,15-17) Do różnych nadużyć trzeba podchodzić według ustalonych przez Jezusa zasad: upomnieć człowieka w cztery oczy, potem uczynić to przy świadkach. Jeśli jednak nawet ich nie posłucha – a sprawa jest naprawdę poważna, czyli bardzo szkodliwa – należy ją przekazać przełożonemu Kościoła. Jezus nie powiedział jednak, że trzeba ją przekazać przed sądy świeckie, lecz – Kościołowi.

Będzie jak poganin i celnik

„Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,17) Przekazanie Kościołowi kogoś grzeszącego nie powinno być traktowane jako wymierzenie mu kary, lecz jako danie ostatniej szansy uwolnienia od wielkiego zła, któremu ktoś się dobrowolnie oddał. Kościół bowiem ma skuteczniejsze środki poprawiania kogoś niż tylko upomnienie braterskie. Posiada władzę odpuszczania mocą Bożą grzechów, przebaczania ich. Jeśli więc trwający w grzechu człowiek posłucha dobrych rad Kościoła, skruszy się, zacznie żałować za swoje złe czyny i postanowi się poprawić, to otrzyma uwolnienie od swoich grzechów. Zostanie od nich uwolniony i otrzyma siły, żeby rozpocząć nowe życie. Te nadprzyrodzone siły – otrzymane wraz z sakramentalnym przebaczeniem Bożym – są czymś znacznie większym, niż same słowa upomnienia braterskiego w cztery oczy lub przy świadkach. Jeśli jednak grzeszący człowiek nie skorzysta z otrzymanej łaski i nadal postanowi trwać przy swoich śmiertelnych grzechach, to stanie się „jak poganin i celnik”. I pozostanie takim zatwardziałym w swoich grzechach człowiekiem na zawsze, przez całą wieczność, chyba że przed śmiercią się nawróci i uzyska Boże przebaczenie.

Zakaz grzesznego donoszenia na bliźnich

„Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,16-17) Jezus zaleca przekazanie ważnych spraw Kościołowi. Nie chodzi o mszczenie się na kimś, lecz udzielenie rady i pomocy. W Kościele bowiem nawet największy grzesznik może otrzymać przebaczenie grzechów i od nich się uwolnić. Chrystus nie wzywa do takiego donoszenia, jakiego dopuścił się Judasz, który przez swój czyn nikomu nie chciał pomóc. Chciał tylko przypodobać się władzom wrogo nastawionym do Jezusa i zdobyć korzyść majątkową. Jego motywy działania nie wypływały z troski o kogokolwiek, lecz z grzesznego egoizmu i niechęci do Chrystusa, który zawiódł jego wygórowane ambitne oczekiwania, związane z wymarzonym królestwem mesjańskim.

Wiązanie i rozwiązywanie w Kościele

„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.” (Mt 18,18) Chrystus ustanowił Kościół, któremu dał władzę „wiązania” i „rozwiązywania”. Tę władzę dał swoim apostołom i ich następcom. Powiedział: „Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. (Mt 18,18) Tę władzę można odnieść między innymi do grzechu i do małżeństw. Udzielanie rozgrzeszenia przez kapłana rozwiązuje bowiem krępujące człowieka kajdany grzechu. Zostaje od nich uwolniony, stając się na powrót człowiekiem wolnym. Władzę „wiązania” można odnieść do małżeństw. Sakrament małżeństwa wiąże bowiem kobietę i mężczyznę, umacniając ich ludzką ułomną miłość tą ogromną miłością, która zespala Jezusa-Oblubieńca ze wspólnotą Kościoła, Jego Oblubienicą (por. Ef 5,31-32). Według słów Chrystusa to, co w Kościele zostało związane lub rozwiązane, jest za takie uznane także w niebie.

Modlitwa z Jezusem, rozpalająca serca i przemieniająca świat

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” (Mt 18,19-20) W Kościele istnieje więcej środków przemieniających serca ludzkie niż tylko nauczanie, pouczenia lub upomnienia rodzicielskie i braterskie. Istnieje jeszcze dobry przykład świętego, sprawiedliwego i szlachetnego życia oraz – przede wszystkim – modlitwa. Jezus wspomniał niezwykle skuteczną modlitwę wspólnotową, której moc wywodzi się z Jego obecności pośród dwóch lub trzech zebranych w Jego imię. Jako zmartwychwstały Pan potrafi On być obecny bez przerwy przy wszystkich Swoich uczniach, wspierać ich modlitwę, umacniać ich, podnosić na duchu i pocieszać. Szczególnym spotkaniem z Nim może być dla rodziny wspólna modlitwa jej członków. I tak np. jeśli zgromadzeni w imię Jezusa rodzice będą się o coś modlić, to wszystkiego użyczy im Jego i ich Ojciec, który jest w niebie. Tę potężną wspólnotową modlitwę rodziców mogą bardzo skutecznie wesprzeć wszystkie dzieci. Dzięki temu cała rodzina stanie się potężną cząstką Kościoła Chrystusa, która wraz z Nim będzie ożywiać całą Jego wspólnotę, a z nią – cały świat. Stanie się potężnym płomieniem wiary, miłości i nadziei, który – w widzialny lub ukryty sposób – przeniesie się na innych ludzi. Ten płomień będzie stale podsycany przez samego Jezusa, Jego Matkę i zgromadzone wokół Niego całe niebo. Mniej byłoby narzekania na Kościół, gdyby ci, którzy wylewają na niego różne swoje żale i skargi, zaczęli się poważnie modlić o jego przemianę, uświęcenie i wierne trwanie przy nauce Jezusa. Potęga ich modlitwy rozeszłaby się po całym Kościele, Mistycznym Ciele Chrystusa, i wyleczyłaby wiele jego chorób i przyczyniałaby się do rzucania przez niego całemu światu czystego i nieskazitelnego światła prawdy, miłości i dobrego przykładu. Żadne ciemności nie zdołałyby przyćmić tego blasku. Wielu jednak – zamiast modlitwy – wybiera narzekanie, krytykowanie i osądzanie ludzi Kościoła. Taka metoda nie wydaje się jednak skuteczna.

Nikt nie ma władzy nad prawdą i dobrem

„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.” (Mt 18,18) Słowa Jezusa o władzy „wiązania i rozwiązywania”, które odnoszą się do Jego Apostołów i ich następców, nie oznaczają, że otrzymali oni jakąś nieograniczoną moc, zwłaszcza – nad dobrem i prawdą. Nie udzielono im władzy nad Bogiem i Jego prawem. Nikt zatem nie ma mocy zamieniania niezgodnego z wolą Bożą dobra w zło i zła – w dobro. Nikt też nie ma takiej zdolności, by zamieniać to, co prawdziwie istnieje, w nierzeczywiste i nieistniejące. Wielu jednak usiłuje to zrobić przez wprowadzanie w błąd. Są ludzie, którzy przedstawiają – zwłaszcza Boską rzeczywistość – jako „niebyt” lub jakieś ludzkie „urojenie”. Tymczasem „urojeniem” jest to, co przedstawiają jako prawdę. To, co wypowiadają swoimi ustami, nie zmienia rzeczywistości, lecz ukazuje ją w sposób fałszywy. Wprowadzają w błąd. Nie przedstawiają bowiem prawdziwej rzeczywistości Boskiej lub ludzkiej, lecz jakiś jej odpowiednik, fałszywy obraz, który nie ma nic wspólnego z tym, co naprawdę istnieje. Zamiast głosić prawdę, zatruwają ludzkie umysły i serca różnymi wymysłami, a nawet – absurdami i bredniami.

Zgromadzeni na ziemi w Imię Jezusa

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” (Mt 18,19-20) Zgromadzeni „w imię Jezusa” mogą się znajdować w tym samym miejscu lub być fizycznie daleko od siebie, np. w różnych zakątkach ziemi. Odległość mierzona nawet w tysiącach kilometrów nie zmienia skuteczności ich modlitwy, jeśli tylko zgodnie, jednym sercem o coś proszą i są złączeni w swojej modlitwie z Jezusem.

Naprawdę Ojciec użyczy wszystkiego

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” (Mt 18,19-20) Chcąc podkreślić prawdziwość swojej obietnicy, Jezus użył sformułowania: „zaprawdę, powiadam wam”. Wszystkie słowa Jezusa były absolutnie prawdziwe, ani jedno nie głosiło nieprawdy. Jeśli więc używał tego sformułowania, to nie chciał powiedzieć, że to, co teraz mówi, jest prawdziwe – w przeciwieństwie do innych Jego słów, które są jakby „trochę mniej prawdziwe”. Jezus użył formuły: „zaprawdę, powiadam wam”, aby przykuć uwagę do głoszonej prawdy. Chciał, żeby Jego uczniowie dobrze sobie zapamiętali wartość zgodnej i wspólnotowej modlitwy. To tak jakby chciał powiedzieć: Wszystko, co wam powiedziałem, jest prawdziwe i tym żyjcie. Pamiętajcie jednak codziennie o wartości modlitwy i nie wątpcie w jej skuteczność, nawet gdyby wam się wydawało, że nie jest przez bardzo długi czas wysłuchiwana. Ona zawsze jest skuteczna, bo Ojciec zawsze użycza „wszystkiego” tym, którzy Go o coś proszą zgodnie. Często jednak to „wszystko” jest lepsze niż to, o co prosimy, lub takie stanie się dopiero za jakiś czas, dlatego Bóg jakby opóźniał spełnienie naszych próśb. Jednak taki częsty sposób postępowania Dobroci Bożej wobec nas może rodzić różne zwątpienia. Z tego powodu Jezus – mówiąc z wielkim naciskiem: „zaprawdę, powiadam wam” – podkreślił, że Bóg nie zapomniał o naszych modlitwach. Dobry Ojciec nie zlekceważył ich, lecz pozostawił pewien czas na ich spełnienie, aby w odpowiednim momencie Jego dary przyniosły jeszcze więcej korzyści.

Jezus obecny pośród modlących się w Jego Imię

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” (Mt 18,19-20) Zgromadzenie się w imię Jezusa staje się zaproszeniem Go do przebywania z tymi, którzy o coś zgodnie proszą Boga. Jego obecność jest wielkim darem Jego samego i Ojca i umocnieniem dla modlących się. Ojciec dał nam Swojego Syna, wydał Go za nas wszystkich i wraz z Nim udziela nam wszystkiego, jak mówi św. Paweł: „Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?” (Rz 8,31-32) Obecność Jezusa, Syna Bożego, pośród modlących się Jego uczniów udziela im potężnej mocy przemieniania serc ludzkich, aby powstawało w nich coraz doskonalsze królestwo dobra – królestwo Boże.

Jezus obecny w Eucharystii

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.” (Mt 18,19-20) Szczególną formą obecności Jezusa jest Msza św. Jest ona czymś więcej niż wspólną modlitwą, w czasie której On sam jest obecny pośród modlących się uczniów, gdyż w czasie jej sprawowania uobecnia się Jego Ofiara krzyżowa. Zbawiciel – zmartwychwstały i żyjący – jest obecny pośród zgromadzonej w Jego Imię wspólnoty Kościoła. Również poza Mszą św. – dzięki stałej obecności Zbawiciela pod postaciami eucharystycznymi – każde tabernakulum i każda kaplica lub kościół, w którym przechowywane jest eucharystyczne Ciało Jezusa, staje się wyjątkowym znakiem Jego uświęcającej obecności. Wielki Czwartek przypomina nam dzień ustanowienia przez Jezusa Sakramentu Jego realnej obecności pośród nas.

Zgromadzeni w imię „Tego, który zbawia”

„Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”. (Mt 18,19-20) Jezus mówi o potrzebie gromadzenia się w Jego imię. A Jego imię znaczy: „Bóg jest zbawieniem”, „Bóg zbawia”. Właśnie pod takim imieniem powinni się gromadzić ludzie, aby osiągnąć wszystko to, czego może udzielić tylko Bóg, który zbawia – czyli samo zbawienie i to, co do niego konieczne. Wszystkiego udzieli Bóg wierzącym, którzy zgromadzeni w imieniu „Tego który zbawia” proszą o coś zgodnie. Udzieli im zbawienia, tego co do niego prowadzi oraz wszystkiego tego, co zbawieniu nie przeszkadza.

OBOWIĄZEK PRZEBACZENIA

Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?»21 Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.22 (Mt 18,21-22)

Przebaczający Jezus wzorem dla nas

„Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy».” (Mt 18,21-22) Jezus wymaga od nas wielokrotnego przebaczania bliźnim, którzy wykraczają przeciwko nam, ponieważ On nam przebacza niezliczoną ilość razy. Między innymi Jego śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie są niepojętymi znakami Jego miłosierdzia i przebaczenia. Krzyż jest tym znakiem, ponieważ na nim – z miłości do nas – Syn Boży oddał swoje życie, aby nie spadły na nas zasłużone kary za nasze grzechy i zniewagi, których Bóg od nas doznał. W sobie Jezus uśmiercił nasze grzechy, aby dzięki Jego łasce przestały istnieć i aby nasze życie zamieniło się z życia znieważającego Boga w istnienie pełne miłości do Niego, uwielbienia i dziecięcego poddania się Jego życzliwej woli. Również zmartwychwstanie Jezusa jest znakiem Bożego przebaczenia. Pokazuje ono, że Zbawiciel – po zadanej Mu śmierci – nie obraził się na nas na wieki, nie porzucił swojej ludzkiej natury, nie „strzepnął” jej ze swojej Boskości, jak się zrzuca brudny proch z sandałów, aby z nią i z nami nie mieć już więcej nic wspólnego. Nie uczynił tego. Przeciwnie, przez swoje Zmartwychwstanie uczynił swoje ludzkie ciało ciałem wiecznym; pozostał pomiędzy nami w Kościele, w Eucharystii, aby ciągle pomagać nam w osiągnięciu zbawienia. I będzie z nami aż do skończenia świata (por. Mt 28,20). To utrwalenie Swojej obecności pośród nas dzięki zmartwychwstaniu ukazuje nam Boskie przebaczenie, nieskończoną życzliwość i cierpliwość Boga, bo przecież ciągle jeszcze jesteśmy grzesznikami, którzy nadal Go znieważają, a On nie odchodzi od nas.

Znaki Bożego miłosierdzia, które wzywają nas do przebaczania

„Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy».” (Mt 18,21-22) Krzyże i obrazy z wizerunkiem Jezusa, Eucharystia i sakrament spowiedzi przypominają nam o obecności Tego, który ciągle nam przebacza i wzywa do przebaczania. Każdego z nas wzywa do przebaczania bliźnim ich przewinień tym słowami, które skierował do Piotra pytającego, ile razy ma przebaczać innym: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.” (Mt 18,22). Kapłani, odpuszczający w imieniu Jezusa grzechy są znakiem Bożego miłosierdzia. Każda Msza św. jest takim znakiem, gdyż uobecnia Ofiarę krzyżową, dzięki której każdy skruszony grzesznik może uzyskać Boże przebaczenie. Ten, kto przychodzi do Jezusa, by go uwolnił z grzechu, doznaje odpuszczenia win i duchowego uzdrowienia.

PRZYPOWIEŚĆ O NIELITOŚCIWYM DŁUŻNIKU

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami.23 Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.24 Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać.25 Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam".26 Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.27 Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!"28 Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: "Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie".29 On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.30 Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.31 Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: "Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś.32 Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?"33 I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.34 Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».35 (Mt 18,23-35)

Miłosierni dostąpią Bożego miłosierdzia

„Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.” (Mt 18,27) W swojej przypowieści o dłużnikach Jezus ukazuje warunki uzyskania od Boga łaski przebaczenia grzechów. To połączona ze skruchą prośba o darowanie nam naszych wykroczeń i okazywanie miłosierdzia tym, którzy wobec nas zawinili. Te warunki stale przypomina modlitwa „Ojcze nasz”, w której prosimy naszego Ojca niebieskiego: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. O tym samym Jezus przypomniał nam w swoim błogosławieństwie, mówiącym: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. (Mt 5,7)

Dłużnik przyprowadzony do swojego pana

„Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.” (Mt 18,24) Przypowieść mówi, że dłużnik nie przyszedł dobrowolnie do swojego pana, aby omówić warunki spłacenia długu, lecz że został do niego przyprowadzony. Dopiero wtedy, gdy został zmuszony do stanięcia przed swoim panem i gdy dowiedział się, co mu grozi za niespłacenie długu, błagał o przesunięcie terminu spłaty. Chociaż prosił o to nie z powodu zrozumienia dokonanej niesprawiedliwości i poważnego skrzywdzenia swojego pana – gdyż jego dług był ogromny – to jednak uzyskał od niego coś więcej, niż zmianę terminu zwrotu wszystkiego. Pan był bowiem miłosierny i ulitował się nad losem nieuczciwego sługi i darował mu cały dług, chociaż na to nie zasługiwał, bo nie uznawał w pełni swojej niesprawiedliwości i krzywdzenia swojego dobrego pana. Troszczył się tylko o siebie. Dla pana ważniejszy był los niegodziwego sługi, niż poniesione z jego powodu straty. Nad nimi przeszedł do porządku dziennego, nie odpuścił mu jednak braku miłosierdzia względem jego współsługi, który miał wobec niego niewielki dług.

Okrucieństwo zamiast litości wobec współsługi

„Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie».On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.” (Mt 18,28-30) Sługa, który doznał wielkiego miłosierdzia ze strony swojego pana, nie chciał go naśladować, ponieważ – w przeciwieństwie do niego – był bez serca. Nie obchodziło go to, że umniejsza majątek swojego dobrego pana, nie spłacając mu zaciągniętego długu. Nie wzruszyły go też błagania współsługi, który prosił go o odroczenie spłaty stu denarów. Był wobec niego okrutny, gdyż potrafił dobrze zrozumieć, co znaczy mieć dług i nie potrafić go spłacić. Przed momentem to przeżył. Mógł więc powiedzieć swemu współsłudze: „Rozumiem cię dobrze, bo przed chwilą znalazłem się w sytuacji podobnej do twojej albo nawet gorszej, ponieważ mój dług był niewspółmiernie większy: aż dziesięć tysięcy talentów!” Dlatego możesz oddać mi pieniądze później. Poczekam. Idź w pokoju!” Ani jednego z tych słów miłosierdzia nie wypowiedział okrutny człowiek. Nie okazał litości, lecz okrucieństwo. „Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!»."

Sługa zaślepiony przez złość

„Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.” (Mt 18,28-30) W tym, co zrobił wobec swojego dłużnika nielitościwy sługa, nie było rozsądku, lecz tylko złość. Długu mu nie darował, ponieważ z powodu braku miłości i egoizmu nie był do tego zdolny. Terminu płatności też nie przedłużył, chociaż byłoby to rozwiązanie dobre dla dwóch stron, dłużnik bowiem miałby czas zarobić pieniądze na spłatę i oddać je właścicielowi, dzięki czemu ten nie poniósłby straty. Jednak złego sługę zaślepiła złość i nakazał wtrącić swojego dłużnika do więzienia, dopóki nie odda długu. Decyzja była nierozsądna, bo nakazując uwięzienie go, uniemożliwił mu zarabianie pieniędzy. Nie mógł więc liczyć na odzyskanie ich w przyszłości. Często jest właśnie tak, że złość zaślepia i podsuwa bezsensowne rozwiązania.

Miłosierdzie Boże domaga się od nas miłosierdzia

„Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: "Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?" I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».” (Mt 18,32-35) Pan z przypowieści przedstawia miłosiernego Boga, który lituje się nad nami, dłużnikami, którzy nie potrafią spłacić ciążącego na nas długu winy. Jego miłosierdzie przychodzi nam z pomocą, gdy o nie prosimy, uznając swoje grzechy i żałując za nie. Wówczas Bóg ujawnia przed nami miłosierdzie ogarniające Jego serce i odpuszcza na dług win, którego nie potrafimy spłacić. Nikt nie posiada przecież takich środków, którymi mógłby unicestwić swoje grzechy, czyli – mówiąc obrazowo językiem przypowieści – spłacić ciążący na nim dług. Ratunek mamy w Bożym miłosierdziu. Dzięki Jego litości i współczuciu możemy zawsze zostać uwolnieni od ciążącego na nas długu wobec Niego. Tym długiem są zniewagi, obrazy, braki nawet elementarnego szacunku wobec Niego, nie mówiąc już o brakach miłości do Niego. Darowanie nam długu, czyli przebaczenie nam przez Boga grzechów, domaga się zawsze jednego: okazywania miłosierdzia tym, którzy wobec nas zawinili.

Królestwo niebieskie złożone z miłosiernych dłużników

„Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami.” (Mt 18,23) Przypowieść Jezusa o miłosiernym Królu poucza o tym, kto może wejść do królestwa niebieskiego: tylko ten, kto doznał Bożego miłosierdzia i sam okazuje miłosierdzie swoim bliźnim. To królestwo składa się z ludzi, którzy przyjęli Boże miłosierdzie i pozwolili Bogu oczyścić ich z grzechów, ciążących na nich jak długi niemożliwe do spłacenia. Ale nie tylko to. Królestwo Boże jest utworzone z serc, które – podobne do kochającego Boga – potrafią i chcą okazywać codziennie miłosierdzie swoim bliźnim – zwłaszcza tym, którzy ich w jakiś sposób skrzywdzili.

Nie ma miejsca w królestwie Bożym dla ludzi niemiłosiernych i okrutnych

„Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!»” (Mt 18,28) Sługa nie szukał samej tylko sprawiedliwości, którą byłoby domaganie się zwrotu długu – w tym wypadku stu denarów. Ten okrutny człowiek zaczął jakby wymierzać własnoręcznie karę swojemu dłużnikowi. Nie tylko domagał się zwrotu pieniędzy, ale ponadto dusił go. Przez swoje niemiłosierne postępowanie i postawę człowiek ten nie nadawał się do królestwa swojego króla – nie tylko sprawiedliwego, ale przede wszystkim miłosiernego. Swoim nikczemnym postępowaniem zmusił swojego pana, by postąpił z nim tak, jak on potraktował swojego dłużnika: „uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda” (Mt 18,34).

Okrutni i niemiłosierni w rękach katów

„I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.” (Mt 18,34-35) Ewangelia ukazuje nam Boga miłosiernego, dobrego i cierpliwego. W taki sam sposób przestawia Go nam też przypowieść Jezusa o miłosiernym królu. Jednak ta sama przypowieść ukazuje przebaczanie swoim dłużnikom-winowajcom ich win zaciągniętych wobec nas jako warunek konieczny do tego, by przynależeć do królestwa miłosiernego Króla-Boga. Ci, którzy tego warunku nie spełnią, znajdą się w rękach katów. Dosięgnie ich sprawiedliwość, którą wymusili na miłosiernym Bogu przez swój brak miłosierdzia. Istoty okrutne i niemiłosierne nie mogą przebywać w niebie, gdyż swoją nienawiścią zamieniliby to miejsce – mające być miejscem wiecznej radości – w coś podobnego do naszej ziemi, na której egoistyczni i nienawidzący okrutnicy zadają swoją złością cierpienie bliźnim i zamieniają nasz świat w ziemskie piekło. Ojciec niebieski nie pozwoli na to, by ofiarami złych i okrutnych buntowników byli przez całą wieczność dobrzy i sprawiedliwi, którzy kierują się w postępowaniu tylko miłością i miłosierdziem. Okrutnicy muszą pozostać „w rękach katów”, aby sprawiedliwi i dobrzy mogli być przez całą wieczność chronieni przed atakami istot złośliwych, do których zaliczają się wszyscy potępieni. Ojciec niebieski nie pozwoli, aby nadal uprzykrzali wieczność Jego kochającym dzieciom, jak to czynili, kiedy żyli na ziemi.

Był niegodziwy, ponieważ nie naśladował miłosierdzia, którego sam doznał

„Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?»" (Mt 18,32-33) Bezlitosny i okrutny sługa usłyszał surowe słowa króla, swojego pana, które zabrzmiały jak wyrok. Dowiedział się z z jego ust, że jest niegodziwy, ponieważ nie naśladował jego miłosierdzia. Tak jak ten sługa każdy człowiek na sądzie usłyszy słowa Boga, Króla miłosiernego, ale i sprawiedliwego. Będzie to „sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia” (Jk 2,13), natomiast błogosławieni będą miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7)

Konieczne do zbawienia miłosierne przebaczanie doznanych krzywd

„Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”. (Mt 18,35) Wspólnota zbawionych nie byłaby w pełni szczęśliwa, gdyby znajdowały się w niej istoty mające wzajemne pretensje do siebie, z powodu braku przebaczenia „z serca” wszystkich krzywd, doznanych za życia na ziemi. Nie nadają się do królestwa niebieskiego ci, którzy nie przebaczyli „z serca” tym braciom i siostrom, którzy ich skrzywdzili. Jednak do nieba nie może wejść przede wszystkim ten, kto nie uznał wyrządzonych przez siebie samego krzywd i kto szczerze nie żałował za swoje złe czyny jeszcze za życia na ziemi. Z pewnością w niebie, ze św. Pawłem, są też ofiary jego ziemskich prześladowań: on – dzięki temu, że się nawrócił i swoim późniejszym życiem wynagrodził i odpokutował z swoje złe czyny; one – ponieważ szczerze mu przebaczyły. Przed swoim nawróceniem św. Paweł był bezlitosny wobec wyznawców Jezusa. Teraz wszyscy – czyli on, prześladowca i oni, jego ofiary – są w jednym niebie, bo połączyła ich głęboka miłość. Została ona oczyszczona zarówno przez głęboki żal nawróconego Szawła z powodu niesłusznego prześladowania innych, jak i miłość ta została oczyszczona przez przebaczenie, udzielone mu przez tych, których on na ziemi prześladował i którzy z powodu niego niewinnie cierpieli i żyli w ciągłym strachu. Jeśli przebaczenie nie jest w chwili śmierci doskonałe, to czyściec jest okresem dochodzenia do jego pełni. Dla tych zaś, którzy umarli bez pełnego zrozumienia swoich grzechów i krzywd zadanych bliźnim, jest on bolesnym dochodzeniem do pełnego zrozumienia i uznania skutków swoich ziemskich czynów, które wywołały cierpienie innych.

Stworzenia Boże, które nie przepraszają swojego Stwórcy

Sługa, mający ogromny dług wobec króla, „upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". (Mt 18,26) Za chwilę usłyszał takie same słowa, wypowiedziane przez współsługę, który był mu winien nieporównanie mniej niż on królowi. „Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: "Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie".” (Mt 18,29) Pan i król okazał się nadspodziewanie miłosierny wobec swojego poddanego, „ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował”. (Mt 18,27) Zupełnie inaczej zachował się ten sługa wobec innego współsługi, który nie był jego podwładnym. „Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!"” (Mt 18,28) My – ludzie, słudzy jedynego Boga – często zachowujemy się tak jak ten niemiłosierny sługa. Nie tylko nie przebaczamy z serca, lecz domagamy się – nieraz nawet sądownie – przeprosin, publicznych, dotkliwych i upokarzających „naszego dłużnika”. Przy tym często nie potrafimy zrobić wobec Boga tego, co zrobił ów niegodziwy sługa, który upadł przed swoim królem i prosił go o cierpliwość. Wielu tego nie robi, bo nie uznaje się za dłużników Boga, za tych, którzy ciągle Go lekceważą i znieważają. Nie proszą Go o przebaczenie, bo tak się przyzwyczaili do swoich grzechów, że nie wiedzą, za co powinni Boga nieustannie przepraszać. Brak poczucia winy stał się jedną z największych bolączek naszego świata, który upadł tak nisko jak Sodoma i Gomora, a przy tym nie uznaje swoich grzechów za zło.

(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)

Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski



DZIEWIĘTNASTY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA

Tytuły rozważań




Tytuły rozważań