Rozważanie Ewangelii według św. Marka


Tytuły rozważań


ROZDZIAŁ 7


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


SPÓR O TRADYCJĘ

Zebrali się u Niego faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy.1 I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami.2 Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść.3 I [gdy wrócą] z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych [zwyczajów], które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.4 Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?»5 Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie.6 Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.7 Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, ».8 I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować.9 Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją, oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie.10 A wy mówicie: "Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem [złożonym w ofierze] jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie" -11 to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki.12 I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».13 (Mk 7,1-13)

Wyjaśnienie dotyczące obmyć

„Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I [gdy wrócą] z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych [zwyczajów], które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.” (Mk 7,3-4)
Powyższe wyjaśnienie skierował Ewangelista Marek do tych, którzy nie znają przepisów „tradycji starszych”, przestrzeganych przez faryzeuszów. Skrupulatne zachowywanie tych przepisów dawało im poczucie sprawiedliwości i wyższości nad tymi, którzy – jak uczniowie Jezusa – nie stosowali się do nich.
Czy jednak można uważać za sprawiedliwość i świętość spożywanie posiłku tylko po uprzednim obmyciu sobie rąk przy rozluźnionych pięściach? Jezus nie głosił takiej sprawiedliwości. Nie głosił świętości polegającej na obmywaniu rąk, kubków, dzbanków i naczyń miedzianych. Uczył świętości, która polega na przestrzeganiu w każdej chwili przykazania miłości Boga i ludzi. Uczył takiej świętości, ponieważ innej nie ma. Świętość opartą na miłowaniu i Boga i ludzi pokazywał też całym swoim życiem.
Jeśli zatem ktoś dąży do doskonałości innej niż ta, która polega na bezgranicznym kochaniu Boga i miłowaniu bliźnich jak siebie samego, łudzi siebie i nie uświęca się. Łudzi się jak faryzeusze, którym wydawało się, że stają się sprawiedliwi i uświęcają się, gdy przy obmyciach rozluźniają sobie pięść! Jezus bardzo krytycznie odniósł się do takiego rozumienia doskonałości moralnej, tym bardziej że tym czysto zewnętrznym praktykom towarzyszyło często łamanie Bożych przykazań, a przez to – naruszanie miłości do Boga i ludzi.

Cześć oddawana Bogu przez serce napełnione miłością do Niego

Nawiązując do obmyć rąk, kubków i innych naczyń Jezus powiedział do faryzeuszów: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.” (Mk 7,6-7) Kult, oparty na bezmyślnym mówieniu i wykonywaniu różnych gestów, nie podoba się Bogu, ponieważ przypomina zachowanie robota, który potrafi się ruszać i wypowiadać słowa, jednak nie wie, co robi i co mówi. Człowiek nie może w taki sposób oddawać czci Bogu, który szuka w swoich rozumnych stworzeniach miłości i świadomego pragnienia wypełniania Jego świętych życzeń i pragnień. Oddają cześć Bogu słowa i czyny, które wyrażają szacunek i miłość. Miłe są Bogu słowa wypowiadane z serca i pragnienia zrodzone z miłości do Niego. Czci Boga ten, kto ma serce napełnione pragnieniem wypełniania Jego woli i Jego dobrych dla nas przykazań.

Czystość rąk i czystość serca

„Zebrali się u Niego faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami.” (Mk 7,1-2) Faryzeusze mieli obmyte ręce, ale serca ich nie były czyste. Wszędzie doszukiwali się jakiegoś zła, aby zaatakować Jezusa. Nadarzyła się do tego okazja, bo zauważyli „że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami.” (Mk 7,2) Może rzeczywiście uczniowie Jezusa nie mieli rąk tak czystych jak faryzeusze, jednak Bóg nie ocenia człowieka według jego wyglądu zewnętrznego. Stwórca widzi jego wewnętrzne nastawienie. Dostrzega, czy jest ono uformowane przez miłość lub nienawiść, złość, niechęć albo przez inne wady. Bóg widzi, czy nastawienie wobec Niego i ludzi jest „czyste”, pełne miłości i życzliwości, albo – „brudne”, czyli zabrudzone przez grzechy główne, takie jak pycha, zazdrość, nieczystość, chciwość, złośliwość i inne.

Ludzkie tradycje są nieraz sprzeczne z Bożymi przykazaniami

„Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, ». I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją, oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: "Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem [złożonym w ofierze] jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie" – to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».” (Mk 7,6-13)
Ludzkie tradycje i zwyczaje mogą być dobre, jeśli tylko nie sprzeciwiają się Bożym przykazaniom. Są na pewno dobre, gdy przypominają o Bogu i pomagają zachowywać Jego przykazania. Nie zawsze jednak tak się dzieje. Jezus zarzucił faryzeuszom i uczonym w Piśmie przez tzw. „praktykę Korbanu” naruszanie Bożego przykazania, które nakazuje czcić swojego ojca i matkę. Według tej ludzkiej tradycji można było łatwo odmówić swoim rodzicom należnej pomocy. Wystarczyło tylko powiedzieć „ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem [złożonym w ofierze] jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie”. Kto tak powiedział, miał rzekomo być zwolniony od udzielania pomocy swoim rodzicom, nakazanej przez Boże przykazanie. Jezus wyjaśnił, że Bożych przykazań Dekalogu nie wolno zastępować jakimiś ludzkimi zwyczajami, tradycjami lub prawami, które by zachęcały do łamania Bożych przykazań lub usprawiedliwiałoby brak przestrzegania ich.

Nie można zastępować Prawa Bożego sprzecznym z nim prawem ludzkim

„I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować.” (Mk 7,9)
Niektórzy, opierając się na tzw. „tradycjach starszych”, stali się mistrzami w omijaniu Bożych przykazań, przy równoczesnym zachowaniu pozorów prawości i sprawiedliwości. Dzięki tym „tradycjom” znajdowali różne sposoby usprawiedliwiania odchodzenie od nienaruszalnych praw Dekalogu. Tego Prawa jednak – ponieważ jest ustanowione przez Istotę Najwyższą – nie wolno lekceważyć, ponieważ strzeże prawdziwego dobra. Chrystus piętnuje praktykę odmawiania pomocy rodzicom, którą nakazuje Boże przykazanie, w imię posłuszeństwa „tradycji starszych”, takiej jak np. mówienie ojcu lub matce potrzebującej pomocy: „Korban”, czyli moim darem ofiarnym – złożonym Bogu w celu zbliżenia się do Niego – jest „to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie" (Mk 7,11)
Żadna tradycja i żadne ludzkie przepisy nie usprawiedliwia łamania Bożych przykazań. Warto o tym pamiętać w czasach atakowania prawa do życia dzieci nienarodzonych. Bez względu na to, jakie przepisy istnieją w danym państwie, zabicie nienarodzonego dziecka jest morderstwem i naruszeniem Bożego prawa, mówiącego jednoznacznie: „Nie zabijaj!” To Boże prawo obowiązuje w sumieniu i przed Bogiem, nawet jeśli ludzkie prawo dopuszcza aborcję. Ludzkie prawo ani ludzka tradycja nie może być stawiana powyżej praw Bożych i grzeszy ten, kto je łamie, usprawiedliwiając się prawem, które nie nakłada żadnej kary za dokonanie zbrodni aborcji. Bóg jednak nie będzie nas sądzić według praw ludzkich, lecz według Swojego Prawa.

Obłudne troszczenie się o sprawy Boże

„Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją, oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: "Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem [złożonym w ofierze] jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie" – to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».” (Mk 7,10-13)
Okazywanie czci i pomocy rodzicom to sprawy najwyższej wagi, o czym przypomina czwarte przykazanie Boże: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Szacunek wobec rodziców był tak ważny, że za złamanie go przez złorzeczenie ojcu lub matce groziła z nakazu Mojżesza kara śmierci. Z nakazem okazywania czci rodzicom wiąże się obowiązek okazywania im potrzebnego wsparcia, kiedy go potrzebują. Te podstawowe obowiązki wobec rodziców – osób najbliższych – są jakby zapłatą za dar życia, poświęcenie, utrzymywanie, opiekę, wychowanie i inne dobrodziejstwa, jakich dziecko przez wiele lat od nich doznawało.
Ten obowiązek wobec rodziców wymaga jednak wysiłku i wyrzeczenia się, dlatego ciążył niektórym ludziom. Wymyślili więc obłudny sposób uchylenia się od niego. Aby się od niego uwolnić, wystarczyło powiedzieć tylko: Korban, czyli ofiarą złożoną Bogu jest to, miałoby być wsparcie dla rodziców. Ten łatwy sposób zapewniał uwolnienie się od nakazanego przez Boże przykazanie obowiązku i pokazanie się przed ludźmi jako człowiek dobry i sprawiedliwy, który dba o sprawy Boże. Bóg jednak nie chce ofiar z tego, co właściwie przestało być czyjąś własnością, bo zostało zabrane rodzicom jako należne im wsparcie. Ofiarować Bogu powinniśmy siebie i to, co do nas należy.

Uczenie zasad wymyślonych przez ludzi

„Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.” (Mk 7,6-7) Nieskończenie mądry Bóg stworzył świat i najlepiej wie, jakie prawa w nim ustanowił, aby istniał w takiej formie, jaką dla niego przewidział. Podobnie jest z ludzkością. To On ją stworzył według swojego dobrego i mądrego planu i wie, jakimi prawami powinna się kierować, aby rozwijała się w kierunku coraz większego dobra. Drogę postępu w dobru pokazują jej wszystkie Boże przykazania. Są on dobre, bo pochodzą od Stwórcy Wszystkiego. Ludzkie zasady postępowania są dobre tylko wtedy, gdy są zharmonizowane z Bożymi przykazaniami. Jeśli natomiast są z nimi sprzeczne i je zastępują, nie są dobre.

Miłość do osób ważniejsza niż bezduszne i mechaniczne wykonywanie czynności

„Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?» Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. (Mk 7, 5-6)
Jezus nie wymagał od swoich uczniów dostosowywania się do bezdusznych przepisów, zgodnych z „tradycją starszych”, lecz – do woli Bożej. Uczył koncentrowania się na Nim, stawiania Go ponad wszystkim i miłowania Go ze wszystkich sił. Uczył też uważnego i pełnego miłości patrzenia na bliźnich, zwłaszcza – na ubogich i cierpiących. Uczył koncentrowania się z miłością nie na rzeczach i praktykach, lecz na osobach, czyli na Bogu i na bliźnich. Faryzeusze też koncentrowali się na osobach – w tym wypadku na uczniach Jezusa – jednak bez miłości. Zamiast niej w ich sercach znajdowało się pogardliwe osądzanie ich i posądzanie o lekceważenie „tradycji starszych”. Jezus nie chciał, aby jakieś zwyczaje ludzkie przysłoniły Jego uczniom Boże wymagania, wypływające z miłości.

PRAWDZIWA NIECZYSTOŚĆ

Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: «Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie!14 Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.15 Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!».16 Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie.17 Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym;18 bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.19 I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym.20 Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa,21 cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota.22 Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».23 (Mk 7,14-23)

Wolna wola człowieka czyni go nieczystym lub dobrym

„Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: «Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!». Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie.” (Mk 7,14-17)
Jezus przywołał tłum do siebie, aby wyjaśnić ludziom, że człowieka czyni nieczystym nie to, co wchodzi w niego z zewnątrz, lecz zło, które w swoim sercu dobrowolnie postanowił czynić. Kiedy człowiek świadomie podejmuje taką decyzję, staje się podobny do duchów nieczystych, które bez żadnego przymusu chcą czynić tylko zło.
Nauczanie Jezusa zaskoczyło nawet Jego najbliższych uczniów. Kiedy więc Zbawiciel oddalił się od tłumu, zaczęli Mu zadawać pytania dotyczące tego, co powiedział ludziom. Nie usłyszeli nic innego niż to, co powiedział tłumom, czyli – że człowiek staje się zły i nieczysty tylko przez swoje dobrowolne decyzje, które zapadają w jego sercu. To one czynią go złym człowiekiem, człowiekiem nieczystym. Jeśli natomiast ktoś postanawia w swoim sercu czynić tylko dobro i stara się je wykonywać, to już przez same swoje wewnętrzne dobre decyzje staje się człowiekiem prawym. Ta prawość pogłębia się, jeśli rzeczywiście wykonuje to dobro, które postanowił uczynić w swoim sercu. Wykonując je, człowiek umacnia swoją dobrą wewnętrzną decyzję.

Prawdę przyjmować, a fałsz – odrzucać

Jezus mówi: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!” (Mk 7,16) Znaczy to: „Kto szuka prawdy i jest gotowy ją przyjąć niech słucha Moich słów i Moich wyjaśnień”. Mieć uszy do słuchania znaczy przyjęć postawę uważnego słuchania, słuchać, zastanawiać się nad tym, czego się słucha, i przyjąć to lub odrzucić, w zależności od tego, czy słyszy się prawdę lub nieprawdę.

Nieczysta wola człowieka, która wybiera świadomie zło

„Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,18-23)
Jezus nie podtrzymuje przekonania, że można się stać nieczystym przez dotknięcie czegoś lub spożycie pokarmu, uznawanego za nieczysty. Nieczystość jednak istnieje, ale inna, wewnętrzna, wytworzona przez samego siebie. Ta prawdziwa nieczystość polega na dobrowolnym i świadomym przylgnięciu wolnej woli człowieka do zła. Nieczystym staje się ten, kto za przyzwoleniem woli obmyśla zło, planuje je i potem – także świadomie i dobrowolnie – wyraża je zewnętrznie przez złe mówienie i działania.

Człowiek przez swoje wolne decyzje staje się dobrym lub złym człowiekiem

Tym, którzy dzielili potrawy na czyste i nieczyste, Jezus odpowiedział: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste”. (Mk 7,18-19) Żaden pokarm nie czyni ani duszy, ani serca ludzkiego nieczystym. Staje się ono brudne duchowo i nieczyste, gdy człowiek dobrowolnie – przez decyzję swojej wolnej woli – wybiera zło i pogłębia przez swoje złe słowa i czyny. To nie pokarmy, lecz złe decyzje ludzkie czynią człowieka takim jak one. Jeśli są dobre, człowiek staje się coraz lepszy, jeśli są złe, człowiek staje się zły, czyli duchowo nieczysty, „brudny”.

Dobre i złe posługiwanie się jedzeniem

„Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.” (Mk 7,18-19)
Pokarmy same z siebie nie wywołują żadnej nieczystości moralnej, bo nie ma potraw czystych i nieczystych. Może jednak być tak, że człowiek źle się posługuje jedzeniem i piciem i przez to psuje się moralnie. Tak się dzieje, gdy ktoś nadużywa jedzeni i picia np. przez jedzenie artykułów spożywczych luksusowych, wyjątkowych, przez przejadanie się lub nadmierne głodzenie się, przez upijanie się itp. Nie staje się też doskonałym człowiek, który dba tylko o zaspokojenie swojego głodu i pragnienia, nie zauważając, że na świecie zbyt wielu cierpi niedostatek, który mógłby zmniejszyć, gdyby się dzielił tym, co je w nadmiarze i nie dla zaspokojenia głodu, lecz dla przyjemności. Niemoralne może się stać także stosowanie wyszukanych diet, rzekomo oczyszczających organizm i zapewniających wyjątkowe zdrowie. Nie byłyby one niczym złym, gdyby wszystkich ludzi na świecie było na nie stać. Ale tak nie jest. Wielu nie ma środków na podstawowe wyżywienie siebie i swojej rodziny, a inni wydają majątek na wyszukane i kosztowne diety.
Jeszcze w inny sposób jedzenie może duchowo szkodzić człowiekowi. Dzieje się tak, gdy zamienia się w bożka ustawionego w centrum życia – w bożka, zastępującego Boga prawdziwego. Diety i wyszukane jedzenie może stać się czymś, co codziennie skupia na sobie całą uwagę. To nie przynosi korzyści moralnej. Rozwija się bowiem duchowo ten, kto koncentruje się z miłością na Bogu i ludziach potrzebujących pomocy. Bałwochwalcze skupianie się na jedzeniu nie rozwija miłości.

Poddanie się złu czyni człowieka duchowo nieczystym

„I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,20-23)
Żaden pokarm – który wchodzi do organizmu, a jego resztki są wydalane – nie zanieczyszcza moralnie człowieka, nie psuje go duchowo. Człowiek może się jednak zdeprawować i stać się przewrotnym, „nieczystym” duchowo, jeśli podda się działaniu zła, które go atakuje od zewnątrz i od wewnątrz. Jeśli przez słuchanie i czytanie zacznie się karmić niemoralnością, jeśli zacznie się wpatrywać w złe przykłady, jeśli zacznie wchłaniać różne złe ideologie i zacznie się do nich stosować, zdeprawuje się. Zacznie się psuć moralnie i stanie się człowiekiem złym, o nieczystym sercu, gdy zacznie myśleć o złu i planować wykonanie go. Najpierw zło ogarnie jego wnętrze, a potem zostanie wykonane, gdy tylko stanie się to możliwe, np. najpierw będzie w sposób nieczysty patrzeć na żonę bliźniego, a potem dopuści się cudzołóstwa.
Człowiek, który uczynił swoje serce „nieczystym”, nie będzie należał do grona tych, o których Jezus powiedział: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. (Mt 5,8) Stanie się przeciwieństwem takiego człowieka, bo zamiast patrzeć na Boga i „oglądać Go” w swoim sercu, będzie się wpatrywał w zło, a potem zacznie je czynić.
Jak nie można zażywać trucizny, bo się umrze, tak nie można się karmić złem, które nas otacza i które również rodzi się w naszym wnętrzu jako złe pragnienia, myśli i plany. Zło nie może się stać codziennym pokarmem, ponieważ prowadzi do śmierci duchowej. Umrze duchowo człowiek, który dobrowolnie pozwoli na to, by zło w niego wnikało, by psuło jego serce, by ogarniało wolę, umysł i uczucia. Jeśli ktoś uczyni swoje serce „nieczystym”, to zło zacznie się z niego wydobywać jak brudna woda z kanału ze ściekami. W „nieczystym” sercu zaczną się wykluwać jak żmije złe myśli, plany i zamiary, które przy dogodnej okazji zamienią się w złe słowa i grzeszne czyny, takie jak „nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”.(Mk 7,21-23)

Serce ludzkie skarbnicą dobra lub kryjówką dla jadowitych żmij i szakali

„I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,20-23)
Ponieważ człowiek posiada wolną wolę, to w jego sercu może się zrodzić dobro lub zło: dobre lub złe myśli, dobre lub złe pragnienia, dobre lub złe plany, przychylne lub nieprzyjazne uczucia. Jeśli człowiek ma okazję, to istniejące w sercu dobro lub zło wyraża słowami lub jakimś innym działaniem. Mówieniem i czynami obdarowuje bliźnich dobrem lub szkodzi, zatruwa życie, zadręcza. Człowiek w swoim dobrym sercu jak w skarbcu gromadzi klejnoty dobra, którymi następnie oddziela bliźnich. Zły człowiek natomiast zamienia swoje serce w kryjówkę dla żmij i szakali, które wypuszcza na zewnątrz, gdy tylko okoliczności na to pozwalają, aby kąsały, dręczyły, zadawały ból, a nawet – zabijały.

Nieczyści nie wejdą do Nowego Jeruzalem

„Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”. (Mk 7,23)
Często zamiast dobra z wnętrza człowieka wydobywa się zło w formie złych słów i czynów. Nierzadko taki człowiek atakuje bliźnich, odbiera im dobre imię, zniesławia ich niesłusznie, chociaż są niewinni. Przez takie złe słowa i działania człowiek zadaje wiele cierpień i sprawia ból bliźnim, jednak najbardziej krzywdzi siebie. Krzywdzi siebie, bo przez gromadzone w swoim sercu zło staje się „nieczystym”, a jako nieczysty nie wejdzie do Nowego Jeruzalem, jak czytamy w Księdze Apokalipsy: „I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. (...) A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo...” (Ap 21,10 -27). To bardzo ważne, by o tym wiedzieć. Dlatego, kto „ma uszy do słuchania, niechaj słucha!” (Mk 7,16) i niech nie czyni samego siebie „nieczystym” przez deprawowanie swojego serca.

Obrona twierdzy serca przed uczynieniem go nieczystym

„Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca...” (Mk 7,18-19)
Jak uczy Jezus, pokarmy nie mogą uczynić człowieka nieczystym, bo nie wchodzą do jego serca. Jednak serce człowieka stale jest atakowane przez różne pokusy, które usiłują je zdobyć i uczynić nieczystym. Wnętrze człowieka, jego serce można porównać do twierdzy otoczonej przez wrogie wojska, które próbują ją zdobyć i zrujnować. Dopóki jej nie zdobędą, dopóki twierdza broni się, jej wnętrze nie doznaje zniszczenia. Jeśliby jednak obrona zawiodła, np. przez zniechęcenie się obrońców, przez brak broni, lub gdyby jakiś zdrajca otworzył wrogowi przejście, jego wojska wdarłyby się do wnętrza i dokonałyby zniszczeń. Coś podobnego dzieje się z człowiekiem, którego serce można porównać do fortecy. Jeśli jest ona broniona, nie zostanie zanieczyszczona przez ciągle atakujące pokusy. Jeśli jednak obrona przed nimi ustanie lub ktoś lekkomyślnie i dobrowolnie naraża się na nie, to mogą one jak wrogie wojska wedrzeć się do wnętrza człowieka i zamienić się w grzech. Wtedy zło owładnie wolę i myślenie, a potem mówienie i całe życie człowieka, który się mu dobrowolnie poddał.
„Obrońcą” twierdzy serca powinna być wolna wola człowieka, umocniona łaską Chrystusa, i rozum, oświecony słowem Bożym i światłem wiary, rozbudzonej przez Ducha Świętego. Dzięki takim potężnym i dobrze uzbrojonym obrońcom zło będzie czymś „zewnętrznym” w odniesieniu do ludzkiego serca; będzie tylko złośliwym atakiem, który nie deprawuje serca ani nie pogrąża umysłu w mrokach zaślepienia.
Mądry człowiek stale wykorzystuje światło Ewangelii i łaski wysłużone przez Chrystusa do ochrony twierdzy swojego serca. Pozwala Duchowi Świętemu ciągle się „dozbrajać” przez przyjmowanie Jego potężnych darów. Każdy z nas musi być dobrze „uzbrojony” nadprzyrodzonym orężem Bożej mądrości, która – jak dobry „wywiad wojskowy” – ukazuje, gdzie tkwi prawdziwe niebezpieczeństwo i skąd zły przeciwnik może nas zaatakować. Musimy być dobrze „uzbrojeni” w nadprzyrodzone środki, bo ataki dosięgają nas z różnych strony. Uderzają w nas codziennie bezmyślni i zdeprawowani ludzie, ich zwodnicze nauki, kłamstwa i zły przykład, ukazywany często jako dobry sposób na życie. Atakują nas również złe duchy, które zaciemniają umysł, ukazując dobro jako naiwność i coś złego, męczącego, nudnego, a zło – jako atrakcyjne źródło szczęścia i szybkich sukcesów.
Do ciągłego duchowego „dozbrajania się” zachęca nas św. Paweł słowami: „W końcu bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu!” (Ef 6,10-18)

Oczyszczenie z nieczystości w czyśćcu

„I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,20-23)
Zło, które pochodzi w wnętrza człowieka, czyni go nieczystym. Z tym brudem nie można wejść do domu Ojca, do nieba. Konieczne jest uprzednie oczyszczenie się, czyli doprowadzenie serca do pełnej czystości. Musi zniknąć zło, które pochodzi z wnętrza człowieka i czyni go nieczystym.
Odzyskiwanie czystości serca rozpoczyna się, gdy człowiek nawraca się przez żal za grzechy, przepraszanie Boga i postanowienie poprawy, kiedy przystępuje do sakramentu pokuty. Nieczyste serce ludzkie powraca do czystości, gdy zacznie się w nim rozpalać miłość Boża, którą wlewa w nas Duch Święty (por. Rz 5,5). Ta miłość do Boga i do ludzi spala wszelki brud, który czyni serce nieczystym.
Jeśli człowiek nie oczyścił się dzięki łasce Bożej w pełni na ziemi, może odzyskać utraconą czystość serca w cierpieniach czyśćcowych. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy człowiek jeszcze przed śmiercią nawrócił się, czyli pozwolił, by w jego sercu pojawił się płomień miłości Bożej. Znakiem pojawienia się go jest żal z miłości do Boga, szczere ubolewanie nad tym, że swoimi myślami, słowami, czynami i zaniedbaniami znieważyliśmy Boga. Rozpalony przez Ducha Świętego płomień miłości doprowadzi po śmierci, w czyśćcu, ludzkie serce do pełnej czystości i przygotuje je do osiągnięcia chwały niebieskiej.
Każdy człowiek żyjący na ziemi – przez modlitwy, ofiary, przez Msze św. – może pomóc duszom czyśćcowym szybciej się oczyścić z nieczystości, którą w sobie na ziemi wytworzyły przez zło, które pochodziło z jego serca i z niego wychodziło.

Zalew zła nie musi nas uczynić ludźmi nieczystymi

„Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.” Mk 7,15) Nie ma nic takiego, co mogłoby wejść w człowieka z zewnątrz, żeby go uczynić nieczystym. Istniej jednak w świecie zło, pośród którego żyjemy i któremu możemy ulegać albo się przeciwstawiać. Jeśli mu ulegamy, to dobrowolnie czynimy nasze serce – czyli nas samych – ludźmi nieczystymi, którzy powiększają istniejące w świecie zło. Jeśli naciskom zła się przeciwstawiamy, to nie wnika ono do naszego serca w taki sposób, by mogło je zdeprawować, czyli uczynić nieczystym. Więcej nawet, jeśli opieramy się brudnym falom zła, to one nie tylko nas nie zanieczyszczają, lecz przyczyniają się do wzrostu dobra w nas. Wysiłek w opieraniu się złu umacnia nas, czyni naszą wolną wolę stojącą zdecydowanie po stronie dobra.

Przewrotność i podstęp czynią człowieka nieczystym

„I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,20-23)
Wymienionymi przez Jezusa grzechami – wychodzącymi z wnętrza człowieka i czyniącymi go nieczystym – jest między innymi przewrotność i podstęp. Przewrotny człowiek może sprawiać wrażenie kogoś dobrego i działającego dobrze, ale to tylko pozory. Przy całej swojej mylącej poprawności planuje on działania sprzeczne z tym, co pokazuje swoimi pozorami prawości. Człowiek przewrotny jest obłudny. Działa podstępnie, ukrywając przed innymi prawdziwe motywy swojego działania. Niby działa szlachetnie, a jednak w rzeczywistości podstępnie planuje zło i wykonuje je w sposób możliwie najbardziej zamaskowany. Obłudne pozory prawości człowieka podstępnego i przewrotnego ukrywają nieczystość, którą pokryte i przepojone jest jego wnętrze: myśli, zamiary, plany, pragnienia.

Grzechy czyniące człowieka nieczystym

„Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».” (Mk 7,21-23)
Zwykle nieczystość kojarzy się z grzechami przeciwko szóstemu przykazaniu: „Nie cudzołóż!” Chrystus, mówiąc o nieczystości, faktycznie wspomina grzechy przeciw temu przykazaniu, ale dorzuca do nich jeszcze wiele innych, które nie muszą być występkami przeciw niemu. Do grzechów, które czynią człowieka nieczystym, zaliczył „nierząd”, „cudzołóstwa” i „wyuzdanie”. Jezus mówi o „cudzołóstwach”, co nie musi oznaczać tylko licznych, powtarzających się grzechów zdrady małżeńskiej, ale również dopuszczanie się cudzołóstwa „w swoim sercu” przez pożądliwe patrzenie na kobietę. O tych grzechach, popełnianych tylko w swoim wnętrzu, Jezus powiedział: „A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.” (Mt 5,28)
Oprócz grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu Jezus przedstawia wiele innych upadków, które mają swoje źródło w sercu człowieka i czynią go nieczystym. Mogą one mieć jakiś dalszy lub bliższy związek z grzechami przeciwko temu przykazaniu, ale nie muszą. Czyniącymi człowieka nieczystym grzechy to również: złe myśli, kradzieże, zabójstwa, chciwość, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota (por. Mk 7,21-22) Te wszystkie grzechy, podobnie jak te, które wprost naruszają szóste przykazanie, czynią „człowieka nieczystym”, ponieważ są złem. Każde zaś zło zanieczyszcza ducha ludzkiego, tak jak brudne substancje zabrudzają codziennie ludzkie ciało. Zanieczyszcza człowieka każde zło, które wolna wola dobrowolnie wybrała.

WIARA SYROFENICJANKI

Wybrał się stamtąd i udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.24 Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg,25 a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.26 Odrzekł jej: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom».27 Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci».28 On jej rzekł: «Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę».29 Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.30 (Mk 7,24-30)

„Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom”

„Odrzekł jej: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom».” (Mk 7,27) Te słowa – w sensie dosłownym – aktualne są dzisiaj i powinni je sobie wziąć do serca ci miłośnicy zwierząt, którzy stawiają je na równi z dziećmi lub wyżej od nich. Upomnienie Jezusa bardziej się odnosi do współczesnego świata niż do Syrofenicjanki, która nie przyszła do Niego, aby ratować swojego pieska czy kota, lecz – własne dziecko, opętane przez złego ducha.
Dla niektórych dziewcząt, chłopców, kobiet i mężczyzn dzieci nie mają już żadnej wartości, a nawet są zagrożeniem dla klimatu, bo oddychają i wydzielają „szkodliwy” dwutlenek węgla! Niektórzy chwalą się tym, że nie chcą mieć dzieci. Wolą mieć zwierzęta domowe i na nie – a nie na dzieci – wydawać ogromne sumy.
Jezus jasno powiedział: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. Niestety, napiętnowana przez Jezusa praktyka żywienia „psów” kosztem dzieci rozszerzyła się w naszych czasach, bywa wychwalana i zdobywa zwolenników.
Głośno powinny rozbrzmiewać w uszach współczesnych kobiet i mężczyzn słowa Jezusa: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom...” A głodnych dzieci, niestety, nie brakuje na świecie, który przyzwyczaił się do niesprawiedliwości, zobojętniał na ludzkie cierpienia i z dnia na dzień coraz bardziej wychwala zwierzęta i nimi się zajmuje. Ich zabijanie bardziej go porusza niż niemy krzyk mordowanych w łonach natek dzieci. Zachwiała się hierarchia wartości, ponieważ z jej szczytu usunięto Boga i Jego prawo. Jego porządek zastąpiono wymyślonym przez ludzi nowym ładem.

Bóg, Miłość, nie potrafi nie kochać

„Wybrał się stamtąd i udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.” (Mk 7,24-26)
Kiedy matka opętanej przez złego ducha córeczki dowiedziała się o miejscu przebywania Jezusa, poszła do Niego. On – chociaż pragnął pozostać w ukryciu – nie odrzucił jej. Nie odprawił jej bez udzielenia pomocy. Taki jest Bóg. Nigdy nie odrzuca tego, kto do Niego przychodzi. Jest Bogiem o czułym sercu. Jest Miłością. Dla Boga-Miłości nie ma nic ważniejszego od okazywania jej. Jako Miłość znajduje radość w pomaganiu i uszczęśliwianiu. Jeśli więc pozwalamy Mu pomagać nam w najlepszy dla nas sposób – czyli tak jak On tego pragnie – sprawiamy Mu radość.

Wierząca w Jezusa poganka

„Wybrał się stamtąd i udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg...” (Mt 7, 24-25)
Jezus nie mógł pozostać w ukryciu w okolicach pogańskiego Tyru i Sydonu, dokąd się udał, wnet bowiem usłyszała o Nim matka opętanej przez złego ducha dziewczynki. Uwierzyła w Jego moc i poszła do Niego. Znalazła drogę do Jezusa, chociaż On chciał, żeby nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Gdy znalazła się przed Nim, upadła Mu do nóg.
Jak bardzo ta poganka różniła się od faryzeuszów, uczonych w Piśmie i arcykapłanów. Oni też przychodzili do Jezusa, a jeżeli gdzieś się ukrywał, to starali się odkryć Jego miejsce pobytu nie po to, aby upaść Mu do nóg i nawet nie po to, by prosić Go o pomoc, lecz w tym celu, by Go zaatakować, znaleźć powód do oskarżenia Go, a nawet – by Go zabić. Poganka szukała Jezusa jako Zbawiciela, jako Tego, który posiada moc nad złymi duchami i może od nich uwalniać. Poszła do Jezusa, bo kochała swoją córkę i chciała jej dobra, którego tylko On mógł udzielić. Jezus wiedział o tym wszystkim, dlatego pozwolił się jej odnaleźć, chociaż chciał się na jakiś czas ukryć przed ludźmi w kraju pogańskim.
Można przypuszczać, że Syrofenicjanka – po uwolnieniu jej córki z mocy złego ducha – stała się głosicielką potęgi Jezusa. Przygotowywała przez to serca pogan na przyjęcie Ewangelii, która miała być wśród nich głoszona nieco później – po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa i po zesłaniu Ducha Świętego.

Nie wolno stawiać zwierząt wyżej niż ludzi

„Odrzekł jej: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom». Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci».” (Mk 7,27-28)
Jezus i Syrofenicjanka powiedzieli coś, co powinno być oczywiste dla ludzi w każdym czasie: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom a rzucić psom” i „szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”. W naszej epoce kultu psów i kotów – przy równoczesnej niechęci do posiadania dzieci – wypowiedź Jezusa i poganki przypomina ustanowiony przez Boga porządek: dziecko, stworzone na obraz i podobieństwo Boże, jest bez porównania ważniejsze niż jakiekolwiek zwierzę. Nie daje się zwierzętom tego, co należy się człowiekowi. To nie zwierzę lecz dziecko ma być otaczane miłością mężczyzny i kobiety. Syn Boży nie przyszedł na świat w postaci zwierzęcia, lecz jako dziecko.
Zwierzęta mają być karmione przez człowieka, ale nie kosztem dzieci lub tym, co dzieci powinny jeść. To nie miłość do zwierząt lecz do ludzi, do dzieci, świadczy o szlachetności człowieka. Kościół katolicki poucza, jak należy taktować zwierzęta i ludzi: „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie. Równie niegodziwe jest wydawanie na nie pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie. Można kochać zwierzęta; nie powinny one jednak być przedmiotem uczuć należnych jedynie osobom.” (KKK 2418)

Najpierw dobrobyt ludzi, a potem dopiero dobrostan zwierząt

„Odrzekł jej: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom».” (Mk 7,27) Jezus nie musiał tych słów mówić pogance, która w Niego wierzyła, tym bardziej że nie potraktował jej jak „psa” i nie odprawił jej bez udzielenia pomocy. Zbawiciel powiedział te słowa do wszystkich pokoleń, do których – dzięki zapisanej Ewangelii – one dotrą. Wypowiedział je i zostały zapisane z Jego woli i dzięki natchnieniu Ewangelistów przez Ducha Świętego. Mają przypominać wszystkim pokoleniom, każdemu człowiekowi: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. (Mk 7,27)
Słowa te są powtarzane w każdej epoce, także w naszej, bo się o nich dzisiaj zapomina i wydaje się na wyżywienie zwierząt ogromne pieniądze, które mogłyby zmniejszyć cierpienie ludzi, w tym – dzieci. Wydaje się ogromne sumy, chociaż zwierzęta nie potrzebują do życia drogiego pokarmu z ekskluzywnych sklepów. Przez wieki istniały psy i koty i nie wyginęły, chociaż nie było supermarketów z pokarmem dla nich.
Kościół przypomina, jak – zgodnie z nauczaniem Jezusa – powinno wyglądać traktowanie zwierząt i ludzi. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Równie niegodziwe jest wydawanie na nie [na zwierzęta] pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie. Można kochać zwierzęta; nie powinny one jednak być przedmiotem uczuć należnych jedynie osobom.” (KKK 2418)

UZDROWIENIE GŁUCHONIEMEGO

Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.31 Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę.32 On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka;33 a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się!34 Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.35 [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.36 I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».37 (Mk 7,31-37)

Uzdrowieni duchowi głuchoniemi naszych czasów

„Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7,32-34)
Głuchoniemy nie słyszał Jezusa i nie potrafił prosić Go o uzdrowienie. Zrobili to za niego inni. Przyprowadzili do Jezusa „głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę”. (Mk 7,32) Zanim głuchoniemy mógł usłyszeć Jezusa i mówić do Niego, poznał, że Zbawiciel naprawdę poważnie się nim zajmuje. Słów Jego nie słyszał, ale po czynach i gestach mógł rozpoznać, że Jezus nie pozostał obojętny na jego dotkliwe kalectwo. Działanie i gesty Jezusa były jakby językiem „migowym”, który głuchoniemy potrafił odczytać. Poznał wyjątkową troskę o niego, bo Jezus oddalił się z nim od tłumu, aby zrozumiał, że w tej chwili tylko nim się zajmuje; włożył palce w jego głuche uszy, śliną dotknął jego niemego języka, spoglądał w niebo, aby dać mu do zrozumienia, że się modli; westchnął i powiedział: „Effatha”, co znaczy: „Otwórz się”. To były prawdopodobnie pierwsze słowa, które uzdrowiony usłyszał. I zaczął mówić i to „prawidłowo” – jak podkreśla Ewangelista (por. Mk 7,35). Odtąd potrafił już słuchać nauczania Jezusa i nie tylko w swoim sercu, lecz głośno mógł wielbić Boga. Przestał być głuchoniemym, który nie potrafi słowami wyrażać swojej wiary i wdzięczności wobec Boga.
W ostatnich czasach pojawia się coraz więcej uzdrowionych duchowych „głuchoniemych”, którzy potrafią przed ludźmi świadczyć o Bogu żywym, o Jego wspaniałości. Odzyskali „duchowy słuch” i zdolność mówienia o wielkości Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Z „głuchoniemych” zamienili się w prawidłowo „słyszących i mówiących” świadków żywego Boga, obecnego pośród nas. Dzięki odzyskaniu zdolności mówienia o swojej wierze, o Bogu, o Jego miłości „budzą” śpiących duchowo i przyciągają ich do Niego, aby się przekonali jak dobry jest nasz Pan.
(Inspiracją do napisania tego komentarza było wysłuchanie w internecie omówienia niezwykłego znaczenia Starego i Nowego Testamentu, który powinien się znaleźć na czele 100 obowiązkowych lektur, najważniejszych dla każdego człowieka. Dziękuję szanownemu Autorowi)

Cuda Jezusa, pobudzające do zastanawiania się

„On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.” (Mk 7,33-36) Jezus uzdrowił głuchoniemego z dala od tłumu, bo nie zależało Mu na zdobyciu sławy. Swoją Boską mocą chciał tylko pomagać – zwłaszcza chorym i opętanym – w taki sposób, jakim żaden człowiek nie dysponuje, bo nie posiada takiej jak On potęgi. Nie pragnął ludzkiej sławy i podziwu, lecz – dobra cierpiącego człowieka. Oczywiście, cuda dokonywane przez Niego były dostrzegane i mówiono o nich. Budziły pytania dotyczące Jego osoby: Kim On jest, że czyni rzeczy niemożliwe dla człowieka? Ułatwiały uwierzenie w Jego Boskość.

Wartość każdego człowieka dla Boga

„On wziął go na bok, osobno od tłumu...” (Mk 7,33)
Ludzie z tłumu nie byli Jezusowi obojętni, nie traktował ich z wrogością, a jednak odsunął głuchoniemego od nich. Dokonywał cudu uzdrowienia z kalectwa tak, jakby chory był jedynym człowiekiem. Poświęcał mu całą swoją uwagę, jakby był jedynym stworzeniem. To wydarzenie pokazuje nam, jak Bóg odnosi się do każdego poszczególnego człowieka. Chociaż stworzył miliardy ludzi, to jednak dla Niego każdy jest jedyny. Każdy poszczególny człowiek jest dla Boga jedyny, ponieważ posiada nieśmiertelną duszę, stworzoną przez Niego indywidualnie jako niepowtarzalną osobę. Jest jakby „odsuniętą na bok od niezliczonego tłumu stworzeń” jedyną istotą, którą tak kocha, jak matka i ojciec miłują swoje dzieci – każde indywidualnie, bez względu na ich liczbę.
To nie rodzice dali nieśmiertelną i niepowtarzalną duszę swojemu dziecku, lecz Bóg. Kiedy ją stwarzał, to tworzył istotę nową, która nie jest dla Niego anonimową częścią jakiegoś ludzkiego „tłumu”, jakiejś anonimowej „masy” Jego stworzeń. Każdy jest dla Boga jak głuchoniemy, którego Jezus wziął „na bok, osobno od tłumu”, nie zaniedbując przy tym żadnego innego człowieka i nie pozbawiając go Swojej miłości. Bóg każdego traktuje tak, jakby był Jego jedynym stworzeniem, a przy tym nie zaniedbuje żadnego ptaka, którego karmi, i lilię, którą przepięknie przyodziewa (por. Mt 6,26-29).

Uzdrowiony głuchoniemy mógł prawidłowo mówić

„Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić”. (Mk 7,35) To Jezus sprawił, że uszy głuchoniemego zaczęły słyszeć, a usta mogły „prawidłowo mówić”. „Prawidłowo mówić” znaczy wymawiać słowa i zdania wyraźnie, zrozumiale, poprawnie z punktu widzenia fonetyki, bez błędów wymowy. Taką zdolność głuchoniemy odzyskał dzięki Jezusowi.
Ale możliwość „prawidłowego mówienia” może też oznaczać zdolność do dobrego używaniu daru mowy. Istotnie, umiejętnością mówienia można się posłużyć do tworzenia i powiększania dobra lub zła. „Prawidłowo” w sensie „dobrze” używać daru mowy znaczy mówić, aby ubogacać innych prawdą, pomóc dobrą radą, zachętą do czynienia dobra, gdy ktoś zaprzestał je czynić, ułatwić rozwiązanie jakiegoś problemu, podtrzymać na duchu, gdy ktoś się zniechęca w dążeniu do dobra itp.
Głuchoniemy odzyskał zarówno umiejętność poprawnego mówienia, jak i zdolność do dobrego używania daru mowy. Jak ją wykorzystał? Tylko Bóg to wie. Otrzymał od Jezusa możliwość czynienia dobra swoim mówieniem, ale nie został do tego zmuszony, tak jak wszyscy ludzie, którzy potrafią mówić. Każdy, kto otrzymał dar mowy, może go użyć do szerzenia dobra lub zła. Codziennie, kiedy zaczynamy mówić lub powstrzymujemy się od mówienia, dobrowolnie wybieramy, co się pojawia w naszym sercu i wokół nas z powodu naszych słów: dobro lub zło.

Zadziwiająca dobroć Pana czyniącego cuda

„I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».” (Mk 7,37)
Dostrzegane przez ludzi cuda Jezusa wprawiały ich w zdumienie. To, co widzieli, nie było jednak cudami największymi, dokonanymi przez Boga. Chociaż widzieli Jezusa, to jednak nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że jest On nie tylko jakimś wyjątkowym posłańcem Bożym, lecz wcielonym we własnej osobie Synem Bożym. Wcielenie, cud Bożej miłości, nie był jeszcze powszechnie znany. Innym cudem kochającego Boga, który miał się wkrótce dokonać, było dzieło Odkupienia świata przez Jezusa. Te nieznane jeszcze w pełni współczesnym Jezusowi ludziom cuda my znamy dzięki wierze. Dzięki niej wiemy, że Jezus jest wcielonym Synem Bożym i naszym Odkupicielem. Jemu zawdzięcza swoje zbawienie każdy człowiek, który je osiąga. Znajomość cudownych działań Boga powinna nas wprawiać w pełne miłości i wdzięczności zdumienie. Powinniśmy ciągle w swoim sercu powtarzać: „Dobrze uczynił wszystko. Niech będzie Pan uwielbiony, teraz i na wieki!”

Zdolność do wsłuchiwania się w głos Boży

„Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.” (Łk 7,35) Jezus sprawił, że głuchoniemy odzyskał słuch i zdolność mówienia. Nastąpiło to zaraz po czynnościach, które Jezus wykonał: „osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7, 33-34) Nic nie potrafi się oprzeć potędze Jezusa, Syna Bożego. Na jego rozkaz choroby i złe duchy opuszczają człowieka. Dzięki Niemu człowiek może uzyskać zdrowie ciała i ducha, słuch fizyczny i duchowy, który pozwala wsłuchiwać się nie tylko w odgłosy pochodzące z zewnątrz, ale również w głos Boga, rozbrzmiewający dyskretnie w sercu człowieka.

Potrzeba panowania nad językiem, aby mówienie rozwijało dobro

„Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.” (Mk 7, 35)
Dzięki Jezusowi głuchoniemy mógł używać daru mowy, bo więzy jego „języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić”. Dzięki zdolności mówienia człowiek potrafi zrobić dużo dobra, ale też i – zła. Św. Jakub pisze w swoim liście o potrzebie panowania nad językiem, który jest trudny do „okiełznania”. Pisze: „Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi.” (Jk 3,8) Nie, nie może tak być. Usta mają mówić tylko to, co jest dobre, i co służy pomnażaniu dobra w świecie.
Pouczenie św. Jakuba odnosi się do każdego z nas. Nasze usta mają uwielbiać Boga i wypowiadać błogosławieństwa. Nasze słowa mają ubogacać ludzi, stworzonych na obraz i podobieństwo Boże; mają to podobieństwo rozwijać, aby każdy człowiek – dzięki naszemu mówieniu – stawał się coraz czystszym lustrem, które odzwierciedla dobroć i miłość Boga. Odpowiedzialni za swoje słowa powinni być rodzice, nauczyciele, wychowawcy, bo w szczególny sposób formują młode pokolenie.

Głuchota duchowa

„Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę.” (Mk 7,32)
Są ludzie, którzy dobrze słyszą, jednak nieraz zachowują się jakby byli głusi. Ujawnia się to w sprawach związanych z wiarą. Nawet jeśli przypadkowo dotrze do nich jakaś treść religijna, to sprawiają wrażenie, jakby nic nie słyszeli. Sprawy dotyczące ducha, zbawienia, Boga jakby nie były przez nich słyszane. Nie budzą żadnego zainteresowania, nie pobudzają do zmiany życia, do troski o zbawienie swoje, rodziny, dzieci i innych ludzi.
Takie osoby trzeba duchowo przyprowadzić do Jezusa, aby je uzdrowił. Ponieważ ci ludzie sami nie chcą do Niego przyjść, musimy ich doprowadzić do Niego swoimi modlitwami. Można ich ofiarować Jego Sercu i Sercu Najświętszej Maryi Panny. Syn Boży położy na nich Swoją rękę i uzdrowi ich duchowy słuch, aby słuchali i rozumieli sprawy dotyczące królestwa Bożego i swojego wiecznego losu po śmierci.

Głuchota duchowa na zapowiedziany przez Jezusa dzień Jego powrotu

„Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę.” (Mk 7,32) Ludzie, którzy przyszli do Jezusa z głuchoniemym, chcieli, żeby położył na niego rękę. Prosili, żeby go uzdrowił. I tak się stało. Głuchoniemy odzyskał słuch i zdolność prawidłowego mówienia.
Dzisiaj ci, którzy wierzą w Jezusa i w Jego Boską moc, powinni prowadzić do Niego wielu głuchoniemych naszych czasów. Są nimi ludzie, którzy jakby nie słyszeli Jego zapowiedzi o końcu czasów, o Jego powrocie, sądzie, zbawieniu i potępieniu. A Jezus o tych sprawach wyraźnie mówił. Powiedział: «W owe dni, po wielkim ucisku, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba”. A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec».” (Mk 13,24-32)
Tylko Ojciec niebieski zna tajemnicę owego dnia i godziny. My wiemy, że na pewno ten czas nadejdzie i że każdy z nas będzie musiał stanąć przed Panem. Dzięki pouczeniu Jezusa wiemy również, że ucisk i inne znaki na niebie i ziemi zapowiadają nieuchronne zbliżanie się czasu stanięcia przed Bogiem w świetle Jego światła, aby poznać, jacy naprawdę jesteśmy. Znaki te zapowiadają bliskość dnia Pańskiego z taką pewnością, jak liście i soki na gałęziach figowca głoszą bliskość nadchodzącego lata.
Wszystko o dniu i godzinie końca czasów wie tylko Ojciec niebieski, nam zaś Jezus powiedział jedynie to, co powinniśmy wiedzieć, abyśmy nie zostali zaskoczeni na trwaniu w grzechach i osiągnęli zbawienie. On też rozsyła swoich posłańców, aby mówili o Jego dniu. Rozsyła ich, aby – póki jeszcze czas – prowadzili ludzi do Niego drogą nawrócenia. Kto tego nie uczyni, nie będzie już zdolny powrócić do Boga w dniu wielkiego rozliczenia.
Słowa Jezusa i Jego posłańców są dla nas bardzo ważne, dlatego nie powinniśmy zachowywać się wobec nich jak ludzie głusi duchowo.



TRZYNASTY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MARKA (z dopisywanym komentarzem)
ÓSMY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MARKA (bez komentarza)

(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)

Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski



Tytuły rozważań