Co można powiedzieć o wychodzeniu przez śmierć poza czas?
W rozdziale tym będzie mowa o przejściu do wieczności umierającego człowieka, o jego wyjściu poza ziemski czas i sposoby jego mierzenia. Rozważony zostanie jeden aspekt tego zagadnienia, ten mianowicie, czy wyjście poza ziemskie sposoby mierzenia czasu zmienia strukturę bytu ludzkiego jako stworzenia, które zaczęło istnieć w ramach czasu i z czasem na ziemi zawsze było powiązane.
Nieraz śmierć przedstawia się jako takie przejście do wieczności, jako takie wyjście poza czas, że zmarły staje się wieczny jak Bóg i dlatego od razu ma udział w tym, co – według naszej ziemskiej rachuby czasu – dokona się dopiero w przyszłości. Czyni to między innymi tzw. „eschatologia zrealizowana”. Według niej śmierć dla duszy jest już Paruzją, już nastąpiło dla niej zmartwychwstanie ciał, już dokonał się nad nią Sąd Ostateczny. Głosi się, że po śmierci nie ma już czasu, a więc nie ma dla zmarłych żadnej formy oczekiwania[1]. Dusza w chwili śmierci rzekomo już ma udział w tych wszystkich wydarzeniach, bo tylko dla ziemskiej rachuby czasu są to wydarzenia przyszłe, a dla niej – teraźniejsze. Według tej „zrealizowanej eschatologii” nie ma też dla duszy oczyszczenia czyśćcowego w sensie jakiegoś trwającego procesu. Wszystko dokonuje się w jednym ponadczasowym momencie, już w chwili śmierci.
Czy rzeczywiście tak jest? Czy śmierć można rozumieć jako opisywaną w różnych powieściach fantastycznych „podróż w przyszłość”, która pozwalałaby realnie – a nie tylko przez poznanie – uczestniczyć w tym, co z ziemskiego punktu widzenia dopiero nastąpi w czasie przyszłym? Wydaje się, że nie. Tezy „eschatologii zrealizowanej” mylą subiektywne przeżywanie wiecznego istnienia z obiektywną strukturą bytu ludzkiego. Mylą też wieczność Boga, który nie istnieje w żadnej formie czasu, z wiecznym istnieniem człowieka, stworzenia o innej niż Stwórca strukturze bytu. „Eschatologia zrealizowana” nie uwzględnia też obiektywnego charakteru historii zbawienia, z którą do końca świata w jakiś sposób są jeszcze związani zmarli. Zagadnienia te będą omówione bardziej szczegółowo w tym i w następnych rozdziałach.
W rozważaniach o odniesieniu zmarłych do czasu i wieczności nie można mylić dwóch porządków: subiektywnego z obiektywnym.
Oczywiste dla każdego jest, że nie można mylić tego, co się śni, z tym, co istnieje na jawie. Nie można tego samego robić w odniesieniu do ludzkich myśli. To bowiem, co człowiek myśli, co sobie wyobraża, nie musi się pokrywać z tym, jak jest naprawdę. Także subiektywnego przeżycia z obiektywnym porządkiem nie należy mieszać. Nie zawsze bowiem istnieje obiektywnie to, co człowiek przeżywa w swoim wnętrzu, co człowiek intuicyjnie przeczuwa.
Rozróżnienie subiektywności i obiektywności trzeba odnieść także do czasu i do wiecznego istnienia. Trzeba odróżnić subiektywne przeżywanie czasu przez zmarłych od obiektywnej „czasowości” bytów i ziemskiej historii, od istnienia obiektywnych odstępów czasowych między różnymi wydarzeniami w historii zbawienia i w życiu człowieka. Czym innym jest obiektywne trwanie duszy ludzkiej i następujące po sobie obiektywnie po kolei różne wydarzenia, a czym innym wewnętrzne, subiektywne przeżywanie tego wszystkiego. Czym innym jest obiektywne powiązanie istnienia zmarłych z przyszłymi wydarzeniami historii zbawienia, a czym innym ich subiektywne przeżywanie tego związania z nimi, np. z mającym nastąpić zmartwychwstaniem ciał. Nie należy więc mylić subiektywnego sposobu przeżywania przez zmarłych jakiegoś „czekania” na mające nastąpić wydarzenia z obiektywną relacją dusz po śmierci do tych przyszłych wydarzeń. Czym innym jest obiektywny „odstęp czasowy” dzielący śmierć człowieka od tych wydarzeń, a czym innym indywidualny i subiektywny sposób przeżywania tego „odstępu” po przejściu do wieczności. Ten „odstęp” bowiem istnieje obiektywnie, bez względu na sposób przeżywania go przez kogoś.
Rozważając problem od strony obiektywnej trzeba powiedzieć, że dla dusz zmarłych jeszcze coś nastąpi. W związku z tym powstaje pytanie: w jaki sposób zmarli przeżywają swoje czekanie na to, co nie nastąpiło jeszcze w chwili ich śmierci?
Za życia ziemskiego czekanie na coś, co nastąpi, może być przeżyciem bardzo różnym. Zapewne każdy przeżył coś takiego, że ten sam odcinek czasowy, np. dwóch godzin, wydawał mu się raz bardzo krótki, a innym razem – jakby przedłużający się w nieskończoność. Na ziemi subiektywnie przeżywamy czas albo jako mijający szybko, albo powoli, chociaż obiektywnie trwanie bytów i następowanie różnych wydarzeń po sobie jest takie samo. I tak może się dłużyć komuś czekanie przez dwie godziny na spotkanie z bliską sercu osobą, albo „szybko miną” takie same dwie godziny przy słuchaniu ulubionej muzyki lub oglądaniu zaciekawiającego filmu. Takie uczucia jak radość, uniesienie, zachwyt, tęsknota, niecierpliwość, gorące życzenie, żeby coś się już stało, mają na ziemi wpływ na sposób przeżywania upływającego obiektywnie czasu.
Podobnie może być po śmierci. Subiektywne przeżywanie tego, co dopiero nastąpi, może być przeżyciem innym w zbawionych, innym w duszach czyśćcowych i jeszcze innym w potępionych. W zbawionych – trwających w ekstazie szczęścia z powodu posiadania Boga, oglądania Go i odczuwania Jego miłości, dobroci, piękna – czekanie na to, co nie nastąpiło jeszcze w chwili ich śmierci nie wywoła w nich żadnego niepokoju. Będzie ono pełne radości, ufności, pokoju. Być może dla nich istnienie po śmierci jest życiem jakby w ponadczasowej ekstazie szczęścia, w której zatraca się poczucie swojego trwania i upływu tego, co na ziemi nazywa się czasem. Gdyby tak było, to subiektywnie – a więc na płaszczyźnie przeżywania – mające nastąpić wydarzenia byłyby już jakimś „teraz” dla zmarłych. Byłyby jednak jakimś „teraz” tylko w sensie subiektywnym, bo obiektywnie jeszcze w momencie śmierci człowieka nie zaistniały. Sposób przeżywania czegoś nie zmienia obiektywnych faktów.
Ze względu na przeżywane cierpienie trudno mówić o istnieniu w „ekstazie szczęścia” dusz czyśćcowych lub istot potępionych. Dusze w czyśćcu tęsknią za tym, by umieć wreszcie kochać Boga ze wszystkich sił i móc się z Nim spotkać na zawsze. Być może subiektywnie odczuwane z powodu tęsknoty jako „bardzo długie” oddzielenie od Boga jest jednym z czynników oczyszczających duszę z niedoskonałości. Tęsknota za Bogiem może tłumić wszystkie inne pragnienia, takie jak chęć spotkania się ze zbawionymi lub pragnienie posiadania zmartwychwstałego ciała.
Inne niż u zbawionych i oczyszczających się w czyśćcu może być przeżywanie przez istoty potępione tego, co ma nastąpić. W wiecznej rozpaczy będą trwać, zdając sobie sprawę z tego, że nic już nie zmieni ich losu i nie przyniesie im ulgi: ani Sąd Ostateczny, ani zmartwychwstanie ciał, ani ewentualne powiększenie się liczby potępionych. Nic nie zmniejszy rozpaczy towarzyszącej myśli o swoim wiecznym istnieniu i o tym, co jeszcze nastąpi. Czekanie potępionych na Sąd Ostateczny będzie pełne lęku, bo dzień ten ujawni poniesioną przez nich klęskę. Nie będzie dla nich radością nawet czekanie na zmartwychwstanie ciał, bo i ono nie przyniesie ulgi w przeżywanych dotąd wyłącznie duchowo cierpieniach.
Przeżywanie wieczności przez zmarłych jest przeżyciem subiektywnym, zróżnicowanym, które nie zmienia obiektywnej rzeczywistości. Tą obiektywną rzeczywistością jest to, że wieczność człowieka nie stanie się taką wiecznością jak wieczność Boga. Będzie to wieczność z pewną formą „obiektywnej przyszłości”.
Wyjście duszy poza czas – wskutek odłączenia się od ciała – można rozumieć jako przejście do rzeczywistości, w której traci znaczenie ziemski sposób odmierzania czasu. Mierzenie upływającego czasu na ziemi dokonuje się przez porównanie z jakimiś regularnymi zmianami, np. z obrotami Ziemi wokół swojej osi, z okrążaniem jej przez Księżyc, Słońca – przez Ziemię itp. Kiedy mówimy, że ktoś ma 20 lat, stwierdzamy, że ktoś od swego urodzenia „trwa” jako żywa i podlegająca różnym zmianom istota tyle, ile potrzebuje Ziemia, by okrążyć Słońce 20 razy. Dwudziestolatek jest przez taki okres jakby „rozpostarty”, jakby „zawieszony” w czasie. Przez taki okres czasu istnieje, trwa i jakby bez przerwy „staje się”. W tym okresie, wiedząc o tym lub nie, przygotowuje się do istnienia poza tym światem, do życia w innej rzeczywistości. W tym danym mu przez Boga odcinku czasowym dojrzewa do wieczności. Wyjście poza ziemski czas jest wyjściem poza ten okres, który Bóg dał człowiekowi po to, by dojrzał do wieczności, by zdobywał zasługi.
Istnienie ludzkie to trwanie, to ciągłe stawanie się, to nieustanne przemienianie się, następujące w czasie, który na ziemi odmierza się sekundami, minutami, godzinami, latami, wiekami, tysiącleciami. Przy pomocy różnych jednostek czasowych określa się na ziemi nie tylko trwanie jakichś bytów i wydarzeń, ale również odstępy czasowe, które oddzielają jedne wydarzenia od drugich, np. odcinek czasu od narodzenia się Jezusa do chwili wybrania na papieża Jana Pawła II. Istnieją obiektywne odstępy czasowe między Wcieleniem Chrystusa, Jego śmiercią krzyżową, Jego zmartwychwstaniem oraz Jego ostatecznym ukazaniem się w chwale dla wskrzeszenia wszystkich zmarłych i przeprowadzenia Sądu Ostatecznego. Te odstępy czasowe – podobnie jak czas trwania czegoś lub istnienia jakiegoś bytu – wyraża się na ziemi sekundami, godzinami, latami, wiekami, tysiącleciami lub innymi umownymi jednostkami czasu.
Z takim czasem i jego mierzeniem powiązana jest dusza, dopóki trwa w łączności z materialnym ciałem. Trwania po śmierci nie mierzy się już tak samo jak na ziemi. Nie odmierza się go ruchem ciał niebieskich ani jakimiś zegarami. Te przydatne na ziemi miary czasu nie mają żadnego znaczenia w istnieniu wiecznym. Poza te miary czasu wychodzi dusza w chwili zgonu człowieka.
Po śmierci człowieka jego dusza nie zamienia się w byt tak samo wieczny, jak wieczny jest jej Stwórca. Dusza nie utraci właściwości charakterystycznych dla niej jako stworzenia, aby stać się bytem o takiej naturze, jaką posiada jedynie Bóg.
Dusza umierającego człowieka nie stanie się nigdy bytem, który tak jak Bóg nie miał początku swojego istnienia. Połączona ze zmartwychwstałym ciałem będzie istniała bez końca i tego podobieństwa do wiecznego Boga nigdy nie utraci. Jednak w przeciwieństwie do Niego dusza miała swój początek i ten fakt nie może ulec zmianie. Człowiek nie stanie się nigdy bytem wiecznym bez początku swojego istnienia.
Odchodząca w wieczność dusza nie zamieni się w tak ponadczasowy byt, jakim jest Bóg, w którym nie tylko nie ma początku istnienia, ale również i trwania. Wieczność Boga polega na tym, że nie ma w Nim nie tylko jakiegoś wzrastania, na które potrzebny byłby czas, ale że nie ma w Nim nawet niezmiennego, „rozciągniętego” w jakimś nieskończenie długim czasie trwania. W istnieniu Boga nie ma następujących po sobie chwil, lecz posiada On swój nieskończenie doskonały Byt w jakimś absolutnym „teraz”, bez żadnego „przedtem i potem”, bez żadnego trwania.
Można by się pokusić o porównanie nieskończonej pełni wiecznego i ponadczasowego Boga do pionowej linii prostej, bez grubości, która nie ma końca ani „na dole”, ani „u góry”. Brak końców linii oznaczałby pełnię Boskiej doskonałości, a „brak grubości” linii symbolizowałby ponadczasowość i wieczność Boga, której nie można przedstawiać jako linii „nieskończenie grubej”, ani jako linii poziomej, oznaczającej czas lub jakieś „rozciągnięte” trwanie. Tylko wiekuistość stworzeń można przedstawiać w formie takiej poziomej półprostej, która ma swój początek, ale nie ma końca. O wieczności Boga można powiedzieć: Jego wieczność „nie jest ciągiem chwil, lecz natychmiastową obecnością wszystkiego w jedynej chwili”[2]. Bóg jest Wszystkim w absolutnie ponadczasowym „teraz”.
Przez śmierć dusza nie zamienia się w taki byt, który stałby się wieczny i ponadczasowy jak Bóg. Nie staje się bytem, w którym nie ma żadnej formy trwania. Aby się pozbyć tej cechy swojego bytu, musiałaby przestać być stworzeniem i zamienić się w Boga. A to jest niemożliwe. Nawet zbawieni, chociaż są zjednoczeni z Bogiem, nie zamieniają się w Niego, czyli nie tracą swojej natury stworzeń.
Natura człowieka nigdy nie zmieni się w taki sposób, żeby stać się bytem wiecznym jak Bóg, gdyż nigdy nie stanie się bytem bez początku i bez trwania. Przez śmierć dusza nie pozbywa się charakterystycznego dla niej jako stworzenia trwania, które – nawet jeśli się go nie odmierza zegarami i ruchami planet, jest jakimś bytowym istnieniem „na sposób czasowy”, czyli jest jakąś formą „ciągłości” istnienia, jakby „na raty”, „moment po momencie”. Wieczność dla człowieka jest zatem inna niż wieczność Boga. Dla człowieka to trwanie bez końca, ale złożone jakby z sumy nieskończonej ilości „momentów” istnienia, z nieskończonej ilości chwil, których nie będzie się już mierzyć ziemskimi miarami czasu, takimi jak minuta, godziny, wiek, tysiąclecie. Bóg stworzył człowieka z taką „ciągłą” strukturą bytu i nie widać powodów, dla których miałby ją kiedykolwiek zmieniać, nawet w zbawionych.
Papież Benedykt XVI – nie wydając żadnego definitywnego osądu – odwołuje się do przedstawiania sobie szczęścia zbawionych jako zatopienie się w Bogu, jako stan ekstazy, w którym nie ma już przeżywania ani przeszłości, ani przyszłości. Papież pisze: „Możemy jedynie starać się myślą wybiec poza doczesność, w której jesteśmy uwięzieni i w jakiś sposób przeczuwać, że wieczność nie jest ciągiem następujących po sobie dni kalendarzowych, ale czymś, co przypomina moment ostatecznego zaspokojenia, w którym pełnia obejmuje nas, a my obejmujemy pełnię. Byłby to moment zanurzenia się w oceanie nieskończonej miłości, w którym czas – przed i potem – już nie istnieje. Możemy jedynie starać się myśleć, że ten moment jest życiem w pełnym znaczeniu, wciąż nowym zanurzaniem się w głębie istnienia, podczas gdy po prostu ogarnia nas radość”[3].
Wypowiadając te słowa Papież ani w sprawie obiektywnego sposobu istnienia po śmierci, ani nawet w sprawie sposobu przeżywania wieczności nie wydaje żadnego definitywnego osądu. Mówi bowiem tylko o wyobrażeniu, o „przeczuciu” odnoszącym się jedynie do zbawionych, którzy posiedli pełnię życia w Bogu. Papież nie mówi też o sposobie przeżywania wieczności przez tych, którzy zbawienia nie osiągnęli. Wypowiedź papieska nie sugeruje, że również ich przeżywanie swojej wieczności jest ekstazą, w której subiektywnie nie odczuwa się ani „przedtem” ani „potem”.
Kiedy Benedykt XVI mówi o szczęściu „w którym czas – przed i potem – już nie istnieje”, nie opisuje obiektywnego stanu rzeczy, lecz subiektywnie odczuwane szczęście istot zatopionych w Bożej miłości. To subiektywne przeżycie szczęścia, jakby usuwające poczucie czasu, trzeba odróżnić od obiektywnego sposobu istnienia. W tym obiektywnym istnieniu występuje „przedtem” i „potem”. Dusza nie zamieni się w byt, w którym nie było choćby takiego „przedtem”, do którego zalicza się jej ziemskie istnienie. Bez względu na to, co zbawieni przeżywają, już do obiektywnej przeszłości należy ich zakończone życie ziemskie.
Ich sposób przeżywania nie wyklucza również obiektywnej „przyszłości”, w której Boska Miłość będzie się im ujawniać na różne „nowe” sposoby. Sam cytowany tekst papieski zdaje się to sugerować, kiedy mówi o wciąż nowym zanurzaniu się „w głębie istnienia, podczas gdy po prostu ogarnia nas radość”. Subiektywnie, w ogarniającej radości może nie być przeżywania „przedtem” i „potem”. Natomiast będzie istniało obiektywne, wciąż nowe zanurzanie się w „głębię” Boskiego istnienia. Będzie się ono dokonywać w zbawionych obiektywnie przez całą wieczność.
Istnienie człowieka jest podobne do jadącego pociągu, który nie znajduje się równocześnie na całej długości szyn, po których się porusza, lecz między tym ich odcinkiem, który już opuścił, a tym, na który dopiero wjedzie. Człowiek jako stworzenie istnieje i będzie istniał zawsze w taki sposób, że jego „teraz” jest wyjściem z jakiegoś ontologicznego „przedtem” i wchodzeniem w jakieś bytowe „potem”. W ludzkim istnieniu – jakby „na raty” albo raczej w formie „ciągłości” – z natury rzeczy występuje jakieś „teraz”, które następuje po „przedtem” i poprzedza jakąś formę „potem”.
W chwili śmierci nie znika przeszłość ani „przyszłość” dla człowieka i nie zanika jakieś stałe zbliżanie się do niej. Wieczność dla niego będzie stałą teraźniejszością ale i przyszłością sięgającą w nieskończoność. Wieczność dla stworzeń to „przyszłość bez końca”. Wieczność dla nich to stałe wchodzenie w bezkresną przyszłość. W tę przyszłość człowiek będzie wchodził bez przerwy, przez całą wieczność.
Człowiek nigdy nie stanie się takim bytem wiecznym jak Bóg, będzie natomiast zawsze bytem stojącym przed nieskończenie długą wiecznością. Stałe zbliżanie się do czegoś, co jeszcze nastąpi, jest związane ze strukturą ludzkiego bytu. Przyszłością, a więc jakimś „potem” będzie np. istnienie w otoczeniu coraz większej liczby zbawionych, jeśli człowiek jest zbawiony, lub potępionych, jeśli się potępił. W momencie śmierci nie wchodzi się od razu we wszystkie „odcinki” wieczności. Wkracza w nie „stopniowo” najpierw sama dusza, a po zmartwychwstaniu – duch ludzki zjednoczony z ciałem. Nawet po zakończeniu się ziemskiej historii i ziemskiego czasu wieczne istnienie będzie się łączyć ze stałym wchodzeniem w to, co na ziemi naszym językiem nazywamy „przyszłością”, bo taka jest struktura bytu ludzkiego jako stworzenia. Szczęściem dla zbawionych będzie świadomość ich radosnej „wiecznej przyszłości”. Dla potępionych dodatkowym źródłem cierpienia będzie pewność, że ich przyszłość będzie zawsze bolesna, że nigdy nie ulegnie zmianie ich los.
Aby sprawić radość komuś, kto lubi np. tort, nie daje mu się od razu miliarda ani nawet „tylko” dziesięciu tortów. To nie miałoby sensu. Podobnie w chwili śmierci zbawiony nie wchodzi od razu we wszystko, czym Bóg chce go obdarować. Na to będzie miał całą wieczność. Św. Paweł mówi o niepojętym szczęściu zbawionych: „głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”[4]. Z pewnością On sam należy na pierwszym miejscu do tych „wielkich rzeczy” przygotowanych dla kochających Go. Ale nie tylko On i nie tylko przebywanie z Nim. Cała wieczność zbawionych będzie ustawicznym stykaniem się z tymi „niepojętymi rzeczami”, będzie ciągłym radosnym wchodzeniem w to, co jeszcze nie nastąpiło w chwili ich śmierci. Będzie wzrastać radość nieba z powodu każdego nawracającego się grzesznika[5], z powodu każdego nowego zbawionego, który powiększy wspólnotę szczęśliwych na zawsze.
Wyjście poza czas przez śmierć oznacza przejście do takiego istnienia, którego trwania nie odmierza się ziemskimi sposobami mierzenia czasu, a więc sekundami, minutami, godzinami, latami, wiekami, tysiącleciami. Przejście do wieczności to również kres rozwijania się na różnych płaszczyznach, to zakończenie się czasu zasług. Wyjście poza ziemski czas i jego sposoby mierzenia nie oznacza jednak przejścia do takiej wieczności i ponadczasowości, jaka charakteryzuje tylko Boga. A więc człowiek ani po śmierci, ani po zmartwychwstaniu ciał nie stanie się bytem takim jak Bóg, czyli bez początku i bez istnienia na sposób trwania. Człowiek nie stanie się nigdy bytem tak ponadczasowym jak Bóg. Wyjście poza ziemski czas nie oznacza przemienienia się człowieka w byt wieczny jak Bóg.
„Eschatologia zrealizowana” – głosząca że dla umierających wszystko następuje w chwili ich śmierci – wydaje się utożsamiać wyjście poza ziemskie sposoby mierzenia czasu z przemianą ludzkiego bytu w byt ponadczasowy na sposób Boski. Takie utożsamienie wydaje się błędne. Człowiek nigdy nie zamieni się w byt bez trwania, którego nie ma w Bogu. Wieczność dla człowieka będzie trwaniem bez końca, stałym wchodzeniem w bezkresną przyszłość. Z powodu istnienia na „sposób trwania” w chwili śmierci nie następuje obiektywne przejście w „całą wieczną przyszłość”. Umierający – wbrew temu, co głosi „eschatologia zrealizowana” – w chwili śmierci nie wchodzi we wszystko, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Nie wchodzi jeszcze w pełną wspólnotę zbawionych, która będzie jeszcze wzrastać, i nie odzyskuje od razu swojego zmartwychwstałego ciała.
Trudno nam sobie wyobrazić, jak zmarli przeżywają swoje wieczne istnienie. Może dla zbawionych zatopienie się w Bogu wywołuje ekstazę szczęścia, która sprawia, że na płaszczyźnie psychicznej, czyli na płaszczyźnie przeżyciowej, przestało dla nich istnieć „przedtem” i „potem”. Pozostaje jednak problemem trudnym do rozwiązania, czy taki sam ekstatyczny sposób przeżywania swojego wiecznego trwania istnieje także w duszach czyśćcowych i w potępionych.
„Eschatologia zrealizowana” wydaje się mylić to, co subiektywne, z tym, co jest obiektywne. Tych dwóch porządków nie należy mieszać. Przy rozważaniu problemu wyjścia poza czas zmarłych przez śmierć nie należy mylić sposobu przeżywania przez nich swojego wiecznego istnienia z obiektywną strukturą ich bytów, które – inaczej niż Bóg – istnieją jako posiadające swój wymiar czasowy. Nawet jeśli przez śmierć zmienia się sposób przeżywania swojego istnienia i trwania, to ono nadal istnieje w sensie obiektywnym. Zmiana subiektywnego sposobu przeżywania czegoś nie utożsamia się z obiektywną przemianą bytu. Wbrew twierdzeniom „eschatologii zrealizowanej”, która w śmierci widzi obiektywne wejście we wszystko, w chwili umierania nie wchodzi się we wszystko, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Nie wchodzą też we wszystkie „odcinki” wieczności dusze oczyszczające się ani potępieni.
[1] B. Sesboue wyraża w formie pytań te zasygnalizowane problemy: „Czy nie można powiedzieć, że cielesna śmierć każdego przenosi go równocześnie w Boski wymiar końca czasów i że nie ma odtąd żadnej różnicy pomiędzy zmartwychwstaniem natychmiastowym a zmartwychwstaniem powszechnym? Każdy w chwili swej śmierci stałby się wtedy świadkiem powrotu Chrystusa, Sądu Ostatecznego i powszechnego zmartwychwstania. Czy powszechny koniec czasów nie dokonuje się wraz z końcem czasu danego każdemu z nas? Ostateczne przyjście Chrystusa jest dla każdego z nas wydarzeniem mającym dopiero nadejść, lecz z Bożego punktu widzenia jest to odwieczna Boska teraźniejszość. Inaczej mówiąc, pojęcie „między dwoma zmartwychwstaniami” od strony Boskiej wieczności nie ma już sensu. Jest skutkiem naszej niemożności zrozumienia stosunku pomiędzy czasem a wiecznością.” Zmartwychwstanie i życie. Krótki traktat o rzeczach ostatecznych, Poznań 2002, s. 94.
[2] Tamże, s. 110.
[3] Spe salvi, 12.
[4] 1 Kor 2,9.
[5] Por. Łk 15,7.
![]() |
Powyższy tekst pochodzi z książki: ks. Michała Kaszowski Śmierć i wieczne istnienie Tom pierwszy z serii: Wielkie tajemnice Zamówienie książki:
|