Rozważanie Ewangelii według św. Jana


Tytuły rozważań


ROZDZIAŁ 12


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21


Namaszczenie Jezusa w Betanii przez Marię, siostrę Łazarza

Na kilka dni przed swoją śmiercią Jezus przybył do Betanii, do domu wskrzeszonego Łazarza i jego sióstr. Został tam serdecznie przyjęty. Serdeczność, życzliwość i miłość okazana tam Jezusowi kontrastuje z postawą Judasza i arcykapłanów. Judaszowi bowiem nie podobało się to, że Maria okazała wielką miłość i szacunek Jezusowi przez namaszczenie Mu nóg, arcykapłani zaś powiększyli swoją nienawiść i chcieli zabić nie tylko Jezusa, ale także Łazarza.

Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych.1 Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole.2 Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku.3 Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać:4 Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?5 Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano.6 Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby (Mnie namaścić) na dzień mojego pogrzebu.7 Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie.8 Wielki tłum Żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych.9 Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza,10 gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa.11 (J 12,1-11)

1. Namaszczenie nóg Jezusa przez Marię

„Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole.” (J 12,1-2) Było to na kilka dni przed śmiercią krzyżową Jezusa. W czasie urządzonej dla Niego uczty, Maria, siostra Łazarza „wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku”. (J 12,3) Oprócz Judasza żaden z apostołów nie miał pretensji do Marii o to, że rozlała na nogi Jezusa bardzo drogi wonny olejek. Judasz, apostoł złodziej – jak go nazwał św. Jan Ewangelista – wyraził swoje oburzenie. To, co wyrażało szacunek i miłość Marii do Jezusa, dla Judasza było karygodnym marnotrawstwem. Szybko ocenił, że zmarnowała 300 denarów, które rzekomo mogły trafić do biednych, a tak naprawdę – do sakiewki noszonej przez niego, z której wykradał on pieniądze. A 300 denarów rzeczywiście było ogromną sumą. W przypowieści o sługach, którzy przyszli pracować o różnych porach dnia zapłatą za wykonaną pracę był tylko jeden denar i nie był on skąpą zapłatą (por. Mt 20,8-15). Nic dziwnego, że Judasz nie potrafił się pohamować i wybuchnął gniewem. Rozdrażnił go hojny gest Marii wobec Jezusa. Był zły, bo mógłby wykraść z sakiewki ogromną sumę dla siebie. Inaczej ocenił gest Maryi Jezus. Chociaż zależało Mu bardziej niż Judaszowi na ubogich, to jednak nie tylko nie potępił czynu Marii, lecz go pochwalił. Powiedział do Judasza: „Zostaw ją! Przechowała to, aby (Mnie namaścić) na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. (J 12,7-8) Do Judasza są nieraz podobni ludzie, którzy krytykują Kościół za dbanie o piękno świątyń, obrazów, rzeźb, szat liturgicznych itp. Krytykuje się nieraz papieża za wydatki związane z jego podróżami apostolskimi, które ożywiają wiarę w milionach ludzkich serc. Też mówią, podobnie jak Judasz, że te pieniądze można by dać ubogim. Powstaje jednak pytanie, czy ta krytyka naprawdę wypływa z miłości do Chrystusa i czy ci krytykanci faktycznie tak kochają ubogich, że hojnie ich obdarowują z własnej kieszeni. Większość tych krytycznie nastawionych do Kościoła osób różni się od Judasza tym, że nie kradnie tak jak on. Jednak ich miłość do Jezusa nie przypomina hojnej miłości Marii, a troska o biednych podobna jest do udawania, którym się wykazał Judasz.

2. Judasz oburzający się z powodu dobroci Marii

Jezus nie pozwolił Judaszowi krytykować siostry Łazarza, Marii, za to, że namaściła Jego nogi drogocennym olejkiem. „Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby (Mnie namaścić) na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. (J 12,7-8) Postępowanie Judasza było złe, a Marii – dobre. Człowiek szlachetny nie zachowuje się tak jak Judasz, który oburzył się na Marię i skrytykował ją za czyn, który był dobry, wyrażający miłość, hojność, szacunek. Krytykowanie dobra zawsze jest czymś złym, podobnie jak wybuchanie gniewem z powodu czyjegoś dobrego postępowania lub wyśmiewanie go. Tak jak Judasz nie stoi po stronie dobra człowiek, który dobre czyny krytykuje lub wybucha gniewem z ich powodu, a nawet nazywa je złem. To, że Maria była hojna, drażniło Judasza, bo sam był chciwy i wykradał pieniądze. Judasz rozzłościł się na Marię i skrytykował ją, „nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano”. (J 12,6) To nie miłość Judasza do biednych, lecz jego wady i ukrywane w sobie zło pobudziły go do agresywnego zachowania się wobec życzliwej dla Jezusa Marii.

3. Postanowienie zabicia Łazarza

Wielki tłum Żydów dowiedział się, że Jezus przebywa w domu wskrzeszonego Łazarza i udał się tam. A „przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych.” (J 12,9) Wściekłość arcykapłanów doszła więc do szczytu. Zazdrośni o swoją pozycję gotowi byli zgładzić każdego, kto – według nich – im zagrażał. Jezusa już wcześniej postanowili zabić, ale to ich nie satysfakcjonowało w pełni. Chcieli zabić także Łazarza, bo jego życie przypominało im i wielu Żydom boską potęgę tego, który go wskrzesił. „Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa.” (J 12,10-11) Sprawdziła się jeszcze jeden raz zasada, że zło przyciąga zło; jeden zły czyn ułatwia wykonanie następnego złego czynu.

4. Złość Judasza i arcykapłanów

Judasza rozdrażnił hojny gest Marii, która w czasie uczty namaściła drogocennym olejkiem nogi Jezusa, natomiast arcykapłanów do złości doprowadziło to, że z powodu wskrzeszonego przez Jezusa Łazarza tracili coraz więcej zwolenników. Wielu bowiem przychodziło zobaczyć wskrzeszonego człowieka i liczni nawracali się i odłączali się od tych, którzy nie wierzyli w Jezusa i chcieli Go zabić. „Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa.” (J 12,10-11) Złość Judasza i złość arcykapłanów miała podobne podłoże. Zdeprawowany apostoł wolałby sprzedać drogi olejek, który, jego zdaniem, Maria niepotrzebnie zmarnowała, a uzyskane pieniądze wykraść. Złościł się więc na Marię i krytykował ją z pobudek egoistycznych i grzesznych. Takimi samymi motywami kierowali się arcykapłani, którzy postanowili zabić Łazarza. Pragnęli się pozbyć tego, który samym swoim życiem w zdrowiu, po wskrzeszeniu przez Jezusa, doprowadzał do wiary w Niego i odciągał od nich – czyli od tych, którzy chcieli Go zabić.

5. Usuwanie znaków i świadków Boga żywego

„Wielki tłum Żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych.” (J 12,9) Arcykapłani widzieli, jak wielu się nawraca patrząc na żyjącego Łazarza, wskrzeszonego przez Jezusa w czwartym dniu po jego śmierci. Ludzie widzieli znak, którym był żyjący Łazarz. „Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa”. (J 12,10-11) Arcykapłani zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że życie Łazarza jest stałym świadectwem, mówiącym o Boskości Jezusa. Wiedzieli, jak ten znak jest potężny i potrzebny ludziom, aby wierzyć, dlatego postanowili go usunąć. Chcieli się pozbyć Łazarza, żywego znaku Boskiej potęgi Jezusa Chrystusa. Usuwanie znaków Bożych i świadków Boga żywego powtarzało się w dziejach ludzkości. Dokonuje się ono także za naszych dni. Jesteśmy świadkami niszczenia lub znieważania takich znaków Boga żywego jak kościoły, kaplice, krzyże, procesje eucharystyczne, obrazy Jezusa i Jego Najświętszej Matki, Dziewicy. Chce się usunąć te znaki, aby świat zapomniał o Bogu, o Jezusie Zbawicielu i Jego Matce, która najpełniej uczestniczyła w dziele Odkupienia, dokonanym przez Jej Syna. Usiłuje się też zniszczyć nadzwyczajne znaki obecności kochającego Boga i Matki Jezusa, naszej Wspomożycielki, którymi są miejsca objawień. Ośmiesza się je oraz osoby, które przekazują Boże przesłania do świata, błagające o nawrócenie. Na różne sposoby usiłuje się „zabić” tych świadków Boga, tak jak arcykapłani chcieli zabić Łazarza, pobudzającego do wiary w Jezusa. W tym „zabijaniu” i likwidowaniu znaków Boga w naszym świecie uczestniczyli równego rodzaju „arcykapłani”, podobni do tych, którzy postanowili zabić Jezusa i Jego żywego świadka, Łazarza.

6. Racjonalizm odrzucający Boże znaki

„Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa”. (J 12,10-11) Chcieli zabić Łazarza głównie z powodu nienawiści do Jezusa. Spodziewali się bowiem, że jeśli usuną go spośród żyjących, to ustanie ciągłe świadectwo, dawane przez jego życie wyrwane z więzów śmierci. Było to wielkim znakiem dla ludzi, dlatego chcieli usunąć świadka Boskiej mocy Chrystusa. Znaki Boże nie zniknęły z tego świata. Istnieją również w naszych czasach. Są ciągle potrzebne do ożywiania wiary i przypominania nam, że Bóg nie zobojętniał na nasz los i nie odszedł od nas. Przeciwnie, żyje, myśli o nas, opiekuje się nami. Do takich znaków zaliczają się współczesne cuda, np. eucharystyczne, objawienia Boże itp. Jest jednak wielu takich, którzy odrzucają Boże dzieła i ponadto pragną odwrócić od nich uwagę innych ludzi. Z tego powodu kwestionują je, krytykują, ośmieszają, uznają za niepotrzebne itp. Taka działalność nie sprzyja umacnianiu wiary ani jej rozbudzaniu u niewierzących. Ci, którzy niszczą znaki Boże i atakują Bożych świadków, kierują się różnymi motywami. Jednymi ludźmi, podobnie jak arcykapłanami z czasów Jezusa, kieruje otwarta wrogość wobec Jezusa Chrystusa, który – według nich – przyćmiewa ich wielkość i pozbawia ich autorytetu. Innym powodem zwalczania znaków Bożych jest pycha, która przejawia się w tzw. racjonalizmie. Jest on bardzo rozpowszechniony w naszych czasach. Racjonalizm nie jest tym samym co rozumność, która zawsze jest pożyteczna i dobra. W przeciwieństwie do niej racjonalizm jest zawsze zły i szkodliwy, ponieważ jest pełną pychy zarozumiałością. Przejawia się ona w postawie człowieka, który przyjmuje tylko to, co sam widzi, słyszy, może dotknąć i zrozumieć swoim rozumem. Nie uznaje, że coś może przekraczać jego zdolności pojmowania umysłem i zmysłami. I to właśnie jest pychą. Z powodu zarozumiałego racjonalizmu wielu odrzuca istnienie Boga, nieśmiertelnej duszy, życie po śmierci, niebo, piekło, czyściec, sąd Boży. Mówią zarozumiale: „A kto to wszystko widział?”. Niektórzy racjonaliści – aby usprawiedliwić swoją pogardę dla Bożych znaków i świadków Boga żywego – mówią, że oni ich nie potrzebują, bo wystarcza im samo Pismo Święte. Tak mówiąc, kwestionują wszystkie działania Bożego Miłosierdzia, które nie są Biblią. Lekceważą je i gardzą nimi. W tym nie ma pokory ani szacunku do sposobów działania Bożego. Zarozumiały racjonalizm odrzuca znaki Boże i świadków Boga i jeszcze innych ludzi zniechęca do ich przyjmowania, tak samo jak arcykapłani chcieli pozbawić życia wielkiego świadka Bożego, którym był wskrzeszony przez Jezusa Łazarz. Sami zlekceważyli wyjątkowy znak, którym był powrót do życia po czterech dniach przebywania w grobie i nie uwierzyli w Jezusa. Ponadto chcieli jeszcze innych ludzi pozbawić tego znaku, aby i inni stali się wobec Jezusa tak nikczemni i zatwardziali jak oni.

Wjazd Jezusa do Jerozolimy na osiołku

Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy,12 wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz Król izraelski!13 A gdy Jezus znalazł osiołka, dosiadł go, jak jest napisane:14 Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu.15 Z początku Jego uczniowie tego nie zrozumieli. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że tak Mu uczynili.16 Dawał więc świadectwo ten tłum, który był z Nim wówczas, kiedy Łazarza z grobu wywołał i wskrzesił z martwych.17 Dlatego też tłum wyszedł Mu na spotkanie, ponieważ usłyszał, że ten znak uczynił.18 Faryzeusze zaś mówili jeden do drugiego: Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz – świat poszedł za Nim.19 (J 12,12-19)

7. Entuzjazm tłumu

„Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz Król izraelski!” (J 12,12-13) Jezus zbliżał się do Jerozolimy, miasta nazywanego „świętym” ze względu na świątynię. Jednak w tym „świętym” mieście zdeprawowani duchowi przywódcy żydowscy już przygotowywali się do ujęcia Go – Tego, którego pozornie czcili w świątyni jerozolimskiej jako swojego Boga. Przed „świętym” miastem tłum, który wybiegł Jezusowi na spotkanie, zgotował Mu owacyjne przyjęcie jako Temu, który przyszedł w imię Pańskie, Królowi izraelskiemu. Zbawiciel zezwolił na owacyjne okrzyki, ale nie przywiązywał do nich większej wagi, ponieważ nie należał do tych, którym do szczęścia wystarczają oklaski, pochwały i okrzyki podziwu. Ponadto Jego duch już słyszał inne głośne okrzyki tłumu, które miały zabrzmieć już za kilka dni: „Strać Tego, a uwolnij nam Barabasza!” „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!” „Poza Cezarem nie mamy króla”. (Łk 23,18; J 19,15) Ani owacjom, ani okrzykom domagającym się Jego śmierci Jezus nie sprzeciwiał się. Wysłuchał jednych i drugich. Ani okrzyki wyrażające przychylność, ani te, w których przejawiało się okrucieństwo i pragnienie krwi nie były dla Jezusa najważniejsze. On bowiem szukał nawrócenia, prawdziwej wiary i prawdziwej miłości – cnót, bez których nie można się zbawić. Jezus ze smutkiem i z radością zbliżał się do miasta, które przygotowało Mu krzyż. Ze smutkiem z powodu tych, którzy – bez względu na to, co wykrzykiwały ich usta – odrzucą Go na zawsze; i z radością z powodu tych, którzy przyjmą przyniesione im przez Niego wieczne zbawienie. Same okrzyki: „Hosanna!”, nie miały dla Niego większego znaczenia, chyba że wyrażały takie przyjęcie Go, które przynosi zbawienie, czyli przyjęcie sercem, duszą i całym swoim życiem.

8. Proroctwo o pokornym i zwycięskim Królu

„A gdy Jezus znalazł osiołka, dosiadł go, jak jest napisane: Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu”. (J 12,14-15) Wjazd do Jerozolimy, przygotowany Jezusowi przez tłumy, okazał się spełnieniem starotestamentalnej prorockiej zapowiedzi Zachariasza, mówiącego o przybyciu na osiołku zwycięskiego lecz pokornego Króla. (Za 9,9-10). Ludzie, którzy zorganizowali uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy, nie wiedzieli, że spełniają proroctwo. Chcieli po prostu uczcić Jezusa, wskrzesiciela Łazarza, w taki sposób, jaki wydawał się im odpowiedni. Jednak wszechwiedzący Bóg znał od wieków to wydarzenie. Od zawsze wiedział, jaki wjazd do Jerozolimy przygotują ludzie wcielonemu Synowi Bożemu, Jezusowi. Dlatego przez natchnionego proroka Zachariasza opisał je i skomentował z wielkim wyprzedzeniem w jego księdze (Za 9,9-10). Wyjaśnił przez tego proroka, że tym, który wjedzie do Jerozolimy na osiołku, będzie Król sprawiedliwy, zwycięski, pokorny i potężny. W Księdze Zachariasza czytamy: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Eframie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”. (Za 9,9-10) Jak ludzie, którzy przygotowali Jezusowi wjazd na osiołku do Jerozolimy, nie wiedzieli, że realizują Boże proroctwo, tek i my nigdy do końca nie wiemy, w jakie plany Boże jest włączone dobro, które tworzymy. A każde dokonane przez nas dobro Bóg wykorzystuje do zrealizowania jeszcze większego dobra, które On od zawsze zaplanował.

9. Stopniowe wnikanie w Boże prawdy

„Z początku Jego uczniowie tego nie zrozumieli. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że tak Mu uczynili.” (J 12,16) Apostołowie i inni uczniowie Jezusa nie rozumieli między innymi tego, że na ich oczach realizuje się proroctwo Zachariasza o pokornym i potężnym Królu, jadącym na osiołku. (Za 9,9-10) Podobnie jak tego proroctwa nie rozumieli w pełni, tak też nie pojmowali wielu pouczeń, których udzielił im wcześniej Jezus. Jednak ten brak zrozumienia nie trwał do końca ich życia. Gdy „Jezus został uwielbiony” – czyli po Jego zmartwychwstaniu i po wniebowstąpieniu – Duch Święty oświecił ich i sprawił, że przypomnieli sobie to i inne wydarzenia z życia Jezusa oraz Jego słowa. Nie tylko je sobie przypomnieli, ale lepiej je zrozumieli. Między innymi dopiero wtedy zrozumieli proroctwo Zachariasza: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Eframie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”. (Za 9,9-10) Każdy człowiek, podobnie jak pierwsi uczniowie Jezusa, stopniowo dochodzi do zrozumienia prawd wiary. Najpierw słyszy słowo Boże (np. dziecko – od rodziców) i przyjmuje je bez względu na to, jak je pojmuje. Często wierzący człowiek nie rozumie w pełni wszystkich prawd wiary, które przyjmuje i wypowiada swoimi ustami podczas odmawiania Credo. Nie wszystko rozumie, lecz niczego nie kwestionuje, nie odrzuca, nie wyśmiewa. W czasie, w którym Bóg uzna to za stosowne – dzięki Duchowi Świętemu – dojdzie do głębszego zrozumienia przyjętych sercem prawd wiary o Bogu Stwórcy i Odkupicielu, o Kościele Chrystusa, o Maryi, o łasce, o sakramentach, o niebie, piekle, czyśćcu, sądzie Bożym itd. Będzie się coraz bardziej zagłębiał w prawdy objawione, jeśli przez swoją pychę nie będzie stawiać przeszkód Duchowi Świętemu.

10. Świadkowie miłosierdzia i potęgi Jezusa

„Dawał więc świadectwo ten tłum, który był z Nim wówczas, kiedy Łazarza z grobu wywołał i wskrzesił z martwych. Dlatego też tłum wyszedł Mu na spotkanie, ponieważ usłyszał, że ten znak uczynił.” (J 12,17-18) Owacyjnie witał jadącego na osiołku do Jerozolimy Jezusa tłum złożony z dwóch grup. Jedną tworzyli naoczni świadkowie wskrzeszenia Łazarza przez Jezusa, a druga grupa składała się z tych, którzy o tym niezwykłym cudzie tylko słyszeli od innych. Naoczni świadkowie cudu dawali świadectwo o wielkości Jezusa, potężniejszego niż śmierć. Swoimi okrzykami „Hosanna!” świadczył o niej ten „tłum, który był z Nim wówczas, kiedy Łazarza z grobu wywołał i wskrzesił z martwych” (J 12,17). Okazywała cześć Jezusowi także druga grupa, czyli ci, którzy od innych dowiedzieli się, że wskrzesił Łazarza, który przebywał aż cztery dni w grobie. Także ten „tłum wyszedł Mu na spotkanie, ponieważ usłyszał, że ten znak uczynił”. (J 12,18) Do tłumu wielbiącego Zbawiciela powinniśmy się dołączyć my wszyscy, aby świadczyć przed innymi, jak dobry i wielki jest Pan, który wielokrotnie okazał nam w ciągu naszego życia ogromne miłosierdzie i potężną opiekę. Jednak nasze „Hosanna!” nigdy nie powinno się zamienić na okrzyk: „Precz, precz! Na krzyż z Nim!” Nigdy! Ani dla osiągnięcia władzy, sławy, popularności, pieniędzy, wyzwolenia się z norm moralnych... Naprawdę nigdy! „Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały” (Ps 48,2).

11. Zazdrość faryzeuszów

„Faryzeusze zaś mówili jeden do drugiego: Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz – świat poszedł za Nim”. (J 12,19) Nic nie zyskujecie, czyli nie osiągacie takiej sławy, jaką On zdobywa. Faryzeusze byli przerażeni, gdyż sądzili, że upadają plany zabicia Jezusa i zniszczenia Jego dzieła. Przede wszystkim jednak zazdrościli Jezusowi chwały, którą odbierał. Chociaż uwielbienie Jezusa było w wielu wypadkach czysto zewnętrzne, to zazdrościli Mu, gdyż tym ludziom najbardziej zależało na widzialnym uznaniu ludzi. Takiej sławy pożądali i o taką byli zazdrośni. Jezus, przeciwnie, przyjął ludzkie wyrazy czci, ale nie przywiązywał do nich większej wagi, gdy w wielu wypadkach zewnętrzne gesty nie oznaczały pełnego i duchowego przylgnięcia do Niego tych, który wznosili okrzyki „Hosanna!” i wymachiwali gałązkami oliwnymi.

Poniżenie, śmierć i chwała Jezusa Chrystusa

Bardzo krótki czas dzielił od śmierci krzyżowej Jezusa, który jeszcze nauczał w świątyni. Dlatego w Jego pouczeniach przewijał się wątek chwały i śmierci. O jednym i o drugim pouczał Żydów i pogan, którzy przyszli Go słuchać w świątyni.

A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon (Bogu) w czasie święta, byli też niektórzy Grecy.20 Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa.21 Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.22 A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy.23 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.24 Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.25 A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.26 Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę.27 Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię.28 Tłum stojący (to) usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego.29 Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was.30 Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony.31(J 12,20-31)

12. Grecy pragnący zobaczyć Jezusa

„A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon (Bogu) w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.” (J 12,20-22) Z Jezusem chcieli się spotkać jacyś Grecy, którzy przybyli do Jerozolimy, „aby oddać pokłon Bogu w czasie święta”. Św. Jan nie wyjaśnia dokładniej, kim byli ci ludzie, mówi jednak o czymś bardzo ważnym, co ich charakteryzowało: szacunek wobec Boga, pragnienie oddania Mu czci. Poszukiwanie Boga prawdziwego, rozbudzone w tych „Grekach” przez łaskę, pobudzało ich do szukania Jezusa. Poprosili zatem apostoła Filipa, aby umożliwił im spotkanie z Nim. Ten poinformował Andrzeja o zamiarze Greków i poszedł wraz z nim do Jezusa. Zbawiciel nie odtrącił przybyszów, ponieważ przyszedł na ten świat, aby przynieść zbawienie ludziom z wszystkich narodów na ziemi.

13. Śmierć Jezusa doprowadzi Go do chwały

„A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”. (J 12,23) Komu Jezus dał tę odpowiedź? Mógł jej udzielić Filipowi i Andrzejowi oraz owym „Grekom”, którzy prosili apostołów o umożliwienie im spotkania z Nim. Mógł też dać tę odpowiedź wszystkim obecnym przy Nim, przemawiając publicznie do otaczających Go ludzi. Chociaż mówił o swojej nadchodzącej śmierci – bo rzeczywiście była ona już bardzo bliska – to jednak wyjaśnił, że nadeszła godzina uwielbienia Go. W słuchaczach Jego słowa mogły wywołać pewne niezrozumienie, bo mówił o pozornie wykluczających się wydarzeniach: o swojej śmierci i chwale. Aby rozwiać mogące powstać wątpliwości, Jezus wyjaśnił, że Jego śmierć będzie jakby bolesnym „wstępem” do zbliżającego się uwielbienia Syna Człowieczego, czyli Jego chwały. Powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.” (J 12,24) Na krótko przed swoim odejściem z tego świata Jezus wyjaśnił, że nie ma sprzeczności między Jego śmiercią i Jego chwałą. Przedstawił to obrazowo, porównując swoją śmierć do obumierania ziarna, które zostało wrzucone do ziemi podczas zasiewu. Śmierć takiego ziarna pozostaje na usługach życia, bo z jednego pozornie obumarłego ziarna powstaje roślina z kłosem i licznymi ziarnami. Podobnie będzie z Jego śmiercią krzyżową. Przyniesie ona ogromne owoce, podobnie jak z jednego ziarna wyrasta zboże z kłosem i z wielką ilością ziaren. Między innymi ten obfity plon będzie chwałą Jezusa Chrystusa. Zbliża się wprawdzie moment Jego śmierci, ale nie będzie ona Jego klęską, lecz jakby bolesnym „przedsionkiem” chwały. Tą chwałą będzie Jego zmartwychwstanie i życie w rozszerzającym się na cały świat Kościele, Jego Mistycznym Ciele. Ten Kościół zostanie zbudowany głównie z pogan. Znajdą się w nim także ci Żydzi, którzy Jezusa nie odrzucili. W tym Kościele Syn Człowieczy będzie stale uwielbiany, głównie w Eucharystii i przez święte życie prawdziwie wiernych Mu uczniów. Taką nadzieję chciał Jezus wlać w serca „Greków”, którzy przyszli Go zobaczyć i posłuchać (por. J 12,20-22). Chociaż Syn Człowieczy umrze, to jednak będzie można okazywać Mu miłość w Jego Kościele i otaczać Go nieustanną czcią i chwałą; będzie można nadal Mu wiernie służyć.

14. Tracenie swojego życia lub zachowywanie go na życie wieczne

Jezus, który już niemal „ocierał się” o śmierć, dał wszystkim swoim aktualnym i przyszłym uczniom następujące pouczenie: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”. (J 12,25) Swoim przykładem ukazał znaczenie wypowiedzianych słów. „Nienawidzić” znaczy tu „miłować mniej” niż kogoś lub coś (por. Mt 10,37). I właśnie w takim znaczeniu Jezus miał w nienawiści swoje życie: miłował je mniej niż swojego Ojca i Jego świętą wolę; miłował je mniej niż każdego z nas; miłował je bez porównania mniej niż nasze wieczne zbawienie. Ta miłość do swojego życia była tak mała w porównaniu z miłością do Ojca i do nas, że faktycznie była niemal „nienawiścią”. Jednak wspomniana przez Jezusa „nienawiść” na tym świecie do swojego życia jest w gruncie rzeczy największą i najmądrzejszą troską o nie. Kto bowiem ma w nienawiści swoje życie „na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”. (J 12,25) A cóż większego można sobie zapewnić niż życie w wiecznym szczęściu, które nie zmniejsza się ani na moment? Jezus „stracił” swoje ziemskie życie z miłości do Ojca i do nas, jednak zachował je na wieczność. Żyje bowiem nie tylko jako Bóg, lecz również jako człowiek ze swoim zmartwychwstałym i uwielbionym ciałem. Śmierć krzyżowa, która była „utraceniem” ziemskiego życia”, doprowadziła Jezusa do chwalebnego życia w niebie. Więcej jeszcze, „utracenie” życia przez śmierć na drzewie krzyża wysłużyło nam wieczne życie w szczęściu nieba. Tak więc Jezus „stracił” swoje życie, aby dać życie wieczne nam i żyć ze zbawionymi w wiecznej chwale. (Więcej o życiu po śmierci i o niebie tutaj)

15. Chociaż Jezus umrze, to będzie możliwe służenie Mu i podążanie za Nim

Chociaż godziny ziemskiego życia Jezusa były już policzone – o czym On dobrze wiedział – to jednak zachęcał do służenia Mu i do pójścia za Nim. Powiedział: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”. (J 12,26) Zbliżająca się śmierć Jezusa nie miała nikogo pozbawić możliwości służenia Mu. Będzie można nadal Mu służyć i podążać za Nim w Kościele, nowym ludzie Bożym, który – dzięki Jego śmierci, zmartwychwstaniu i zesłaniu Ducha Świętego – stanie się ogromnym ludem, obejmującym wszystkie narody świata. W tym ludzie Bożym Jemu, zmartwychwstałemu Chrystusowi, będzie można służyć na ziemi do końca istnienia ludzkości. Zapłatą za wierną służbę będzie przebywanie z Nim tam, gdzie on jest: w niebie u Ojca. On tam wstąpił ze swoją ludzką naturą po wypełnieniu ziemskiej zbawczej misji i na zawsze tam pozostanie. Znajdą się tam także ci, którzy Mu służą. Tych też uczci Ojciec Jezusa, Bóg. Służyć Jezusowi oznacza wypełniać Jego Ewangelię: nią żyć, kierować się. Na ziemi służenie Jezusowi łączy się z prowadzeniem do Niego innych osób przez dawanie Mu świadectwa. Warto myśleć o tym, czy nie ma w moim otoczeniu takich osób, które mógłbym zbliżyć do Niego, przynajmniej przez swoją modlitwę i podejmowane za nie ofiary. Może też nadarzy się okazja, by otwarcie porozmawiać o wierze, o Bogu, o naszym Zbawicielu. (Więcej o Kościele, nowym ludzie Bożym tutaj)

16. Jezus doznający lęku przed śmiercią

„Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum stojący (to) usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was”. (J 12,27-30) Jezus był prawdziwym Bogiem i człowiekiem. Ponieważ był człowiekiem prawdziwym, dlatego myśl o śmierci poprzedzonej wielkim cierpieniem wywoływała w nim lęk. „Teraz dusza moja doznała lęku” – powiedział. W Ogrójcu Jego cierpienie przyjęło tak bolesną formę, że pocił się krwią. W udręce nie prosił jednak: „Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny”, lecz mówił: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22,42) Poddał się całkowicie woli Ojca i nie prosił Go w sposób stanowczy o wybawienie Go od tej godziny, bo – jak powiedział, „przyszedł na tę godzinę”. Po to stał się człowiekiem, aby przez swoją mękę i śmierć odkupić świat. Zamiast o uwolnienie siebie od śmierci prosił Ojca, aby wsławił swoje imię. Powiedział w modlitewnym wołaniu: „Ojcze, wsław Twoje imię”. (J 12,28) Odpowiedź Ojca na prośbę Jezusa usłyszał nie tylko On, ale także otaczający Go tłum. „Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię” (J 12,28). „Tłum stojący (to) usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. (J 12,29-30) On bowiem nie potrzebował tak spektakularnego znaku. Wiedział przecież, że wszystko, co uczynił na ziemi, miało na celu zbawienie ludzi, a przez to uwielbienie imienia Bożego, Jego dobroci, miłości, miłosierdzia, potęgi. Jezus o tym wszystkim wiedział. Chciał jednak, żeby o tym dowiedział się również cały lud. Dlatego swoim wezwaniem skłonił Ojca do udzielenia znaku, który wstrząsnął tłumem. Nie na długo jednak, bo znaczna część tego tłumu – teraz przerażonego – już niebawem będzie krzyczeć przed Piłatem: „Ukrzyżuj Go”. Ten głos nienawiści i małości ludzkiej miał zagrzmieć równie gromko jak głos potężnego Ojca, który przemówił w sposób podobny do grzmotu.

16a. Ojciec dozna chwały przez wywyższenie swojego Syna

Jezus wyznał: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię”. (J 12,27-28) Ojciec odpowiedział Synowi, że faktycznie „wsławi”, jednak nie powiedział, że „wsławi” tylko swoje imię, tak jak o to prosił Jezus. W swojej miłości bowiem Ojciec postanowił „wsławić” imię swojego Syna, Jezusa, i przez to „wsławienie” doznać swojej chwały. Postanowił wywyższyć na zawsze swojego Syna, który na ziemi przyjął postać sługi, posłusznego Mu aż do śmierci krzyżowej. Wobec takiej miłości Syna Ojciec nie mógł pozostać obojętny. Dlatego też „Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca”. (Flp 2,9-11) Tak więc Ojciec postanowił, że dozna chwały przez to, że Jego Syn zostanie uwielbiony, uczczony i otoczony miłością. Przed tą chwałą jednak Jezusa czekały godziny wielkich udręk, zakończonych bolesną śmiercią na krzyżu. A ta już się zbliżała... ze swoimi udrękami. (Więcej o chwale Boga i Jego stworzeń tutaj)

17. Każdego dnia uczestniczymy w sądzie nad światem

Jezus mówi: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony.” (J 12,31) Po raz kolejny Jezus mówi o sądzie, który dokonuje się nad światem. Tym sądem jest dzielenie się ludzi na tych, którzy coraz radykalniej opowiadają się za Bogiem lub przeciwko Niemu; za Jego normami moralnymi lub przeciwko nim; za światłem lub ciemnością; za Chrystusem i Jego Ewangelią lub przeciwko Niemu i Jego nauce. Istotę tego sądu – w którym każdy z nas uczestniczy każdego dnia tam, gdzie się znajduje – przedstawia Księga Apokalipsy. Św. Jan pisze w niej: „Dalej powiedział do mnie: Nie kładź pieczęci na słowa proroctwa tej księgi, bo chwila jest bliska. Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci. Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze Mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca. Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec”. (Ap 22,10-13) Każdy z nas każdego dnia albo się coraz bardzie plugawi i krzywdzi, albo umacnia się w sprawiedliwości i świętości. Nie ma możliwości zatrzymania się w miejscu, bez podlegania żadnym zmianom. W ten sposób przygotowujemy się na otrzymanie zapłaty za to, co zrobiliśmy z sobą w ciągu naszego życia – zapłaty za swoje uświęcenie się lub splugawienie się, za powiększenie w sobie obrazu i podobieństwa Bożego lub za zdeformowanie Go i zamienienie go w podobiznę dzikiego zwierzęcia lub demona. Obraz i podobieństwo Boże każdy otrzymał od dobrego Stwórcy, gdy zaczął istnieć jako człowiek w łonie matki.

Każdy człowiek bez przerwy staje się lepszy lub gorszy: w domu, pracy, szkole, na posiedzeniu swojej partii, w sejmie, w senacie, w kinie, w teatrze, w miejscu wypoczynku – absolutnie wszędzie... Nikt z idących do swojej codziennej pracy fizycznej, intelektualnej nie powraca do domu taki sam: ani robotnik, ani nauczyciel, ani biznesmen, ani naukowiec, ani aktor, ani dziennikarz, ani pracownik telewizji, ani sędzia, ani polityk... I nie chodzi tylko o stopień zmęczenia, lecz przede wszystkim o serce człowieka: albo wzrosło w dobroci, albo utrwaliło się w egoizmie, wrogości i nienawiści. Można powrócić do domu lub pracy albo stamtąd wyjść z mniej więcej takimi samymi poglądami religijnymi i politycznymi i z taką samą wiedzą, jednak nie można zrobić jednego lub drugiego bez przemiany serca na lepsze lub gorsze. Dotyczy to każdego człowieka: rodziców, dzieci, polityków, posłów, senatorów, aktorów, intelektualistów, blogerów, celebrytów, bezdomnych, biedaków, biznesmenów, „małych” i „wielkich” tego świata. Przemieniamy się stale przez to, co robimy i z jakim nastawieniem coś czynimy. Zmienia każdy napisany artykuł, każdy wywiad udzielony lub przeprowadzony przed kamerami telewizyjnymi, każde wystąpienie w parlamencie, każdy wpis dokonany w internecie, każdy udział w jakiejś dyskusji, proteście ulicznym, każda wypowiedź. Wszystko nas stale zmienia: każdy wykonany czyn, wypowiedziane słowo, podtrzymywana myśl lub uczucie, oskarżanie lub uniewinnianie drugiego człowieka. Absolutnie wszystko wywołuje w duszy człowieka dobry lub zły skutek, tak jak na płótnie pozostawia ślad każde pociągnięcie pędzlem.

A Ten, który niebawem przyjdzie, Jezus Chrystus – Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec – ma ze Sobą zapłatę, „by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca”. (Ap 22,10-13) Tak więc w sądzie Bożym można rozróżnić jakby trzy etapy. Pierwszym jest radykalne opowiedzenie się jeszcze na ziemi za Jezusem lub przeciwko Niemu; za dobrem, które On nakazuje, lub przeciwko niemu. Drugą formą sądu jest sąd szczegółowy po śmierci, który zakończy się zbawieniem (poprzedzonym ewentualnym oczyszczeniem się w czyśćcu) lub wiecznym potępieniem. Trzecim etapem będzie sąd ostateczny, który ujawni wszystkie dobre lub złe owoce, które pojawiły się w świecie dzięki naszym czynom dobrym lub złym. Ujawnione zostanie, jaki wpływ na innych i na bieg historii miały czyny dobre lub złe każdego człowieka. (Więcej o sądzie Bożym tutaj)

18. Wyrzucony precz „władca tego świata”

Jezus, który już niebawem miał oddać swoje życie na krzyżu za zbawienie świata, powiedział: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony.” (J 12,31) Inaczej mówiąc „teraz” dokonuje się dobrowolne wydanie Jezusa na okrutną śmierć krzyżową. Ta śmierć spowoduje, że szatan – nazwany „władcą tego świata” – „zostanie precz wyrzucony”. „Zostanie precz wyrzucony” z tych, którzy pozwolą działać w sobie łasce wysłużonej przez Jezusa na krzyżu. Chociaż zostanie wyrzucony, to jednak nie przestanie działać w świecie. Jezus jednak da nam skuteczną obronę przed nim. Będzie nią On sam, jedyny Zbawiciel świata. Kto Go przyjmie, ten znajdzie pomoc przed każdym piekielnym atakiem. Środki chroniące przed działaniem złych duchów Jezus złożył w Kościele. Zalicza się do nich przede wszystkim Eucharystia, w której On sam jest realnie obecny z ciałem, krwią, duszą i Bóstwem. Środkiem broniącym przed szatanem jest również rozważanie słowa Bożego i wysiłek układania według niego swojego życia. Znajduje obronę przed złym duchem ten, kto przystępuje regularnie do spowiedzi św. Chroni przed złym duchem Maryja, która zmiażdży na zawsze jego głowę. Otrzymuje od Niej skuteczną pomoc ten, kto tej pomocy pragnie, oddając pod Jej opiekę życie swoje, swojej rodziny i innych ludzi – ten, kto prosi Ją, odmawiając np. Różaniec. Dzięki Jezusowi rozpoczęło się ostateczne wyrzucanie „władcy tego świata”. Jego miejsce zajmie ostatecznie Syn Boży, „Król wszechświata”. Niestety, zły duch – chociaż „precz wyrzucony” – nadal działa w świecie, tak jak po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa wszyscy dalej grzeszymy. Może działać, bo istnieją ludzie, którzy wpuszczają „przez okna” tego, przed którym zostały zamknięte drzwi. Działa, bo wie, że znajdzie takich, którzy „dobrze się czują” tylko w jego królestwie zła, kłamstwa, oszczerstw, tego, co dzisiaj nazywa się „hejtami”, a co jest jedną z form grzesznej nienawiści do bliźniego. Każde zło przyzywa Zło: nienawiść przyciąga piekielną Nienawiść; kłamstwo przywołuje Kłamcę. Ponadto wielu przywołuje wyrzuconego „władcę tego świata” i szuka nie Boskiego lecz jego wsparcia. Wielu staje się jego dobrowolnymi współpracownikami. Liczni chcą tylko jego zwierzchnictwa nas sobą. Wielu nadal chce panowania zła, fałszu i kłamstwa. Dlatego właśnie „wyrzucony precz” szatan może nadal działać i faktycznie działa. Ponadto jest czczony przez tych, którzy torturują bliźnich fizycznie i psychicznie; bombardują niewinnych ludzi bombami zrzucanymi z samolotów lub słowami raniącymi i zabijającymi podobnie jak one. Sprowadzają na nowo na świat szatana „wyrzuconego precz” ci, którzy mordują nienarodzone dzieci, niewinnych ludzi, starców i chorych; ci którzy zabijają niewinność w duszach dzieci oraz dobre imię bliźnich... Każdy grzech przyciąga na świat „księcia tego świata”, który został „precz wyrzucony”, i pozwala mu dalej działać. Każdy człowiek, który dobrowolnie przekracza Boże przykazania, wprowadza „księcia tego świata” w swoje życie, a przez to – na ten świat.

Jezus Synem Człowieczym, Mesjaszem i Światłością, przyjmowana lub odrzucaną

Zbawiciel, który nazywał Siebie Synem Człowieczym, zapowiedział po raz kolejny swoją śmierć mówiąc, że zostanie wywyższony nad ziemię. W słuchaczach jednak było utrwalone przekonanie, że Mesjasz ma trwać na wieki. Nie mogli więc zrozumieć, jak jedna osoba mogłaby być równocześnie Synem Człowieczym, który umrze, i Mesjaszem, który będzie trwać na wieki. Jezus dał im do zrozumienia, że jest jednym i drugim, ale przede wszystkim jest Synem Bożym, Światłością, za którą powinni podążać, jeśli nie chcą pozostać w ciemnościach. Te i inne wyjaśnienia Jezusa znowu podzieliły słuchaczy na tych, którzy uwierzyli w Niego i na tych, którzy odrzucili światło Jego nauki i przez to odrzucili Boga Ojca. A przecież Ojciec posłał na świat swojego Syna z misją przekazania mu światła prawdy i odkupienia go przez Jego śmierć na krzyżu.

A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie.32 To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.33 Na to tłum Mu odpowiedział: Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?34 Odpowiedział im więc Jezus: Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie.35 Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi.36 Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego,37 aby się spełniło słowo proroka Izajasza, który rzekł: Panie, któż uwierzył naszemu głosowi? A ramię Pańskie komu zostało objawione?38 Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł Izajasz:39 Zaślepił ich oczy i twardym uczynił ich serce, żeby nie widzieli oczami oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się, ażebym ich uzdrowił.40 Tak powiedział Izajasz, ponieważ ujrzał chwałę Jego i o Nim mówił.41 Niemniej jednak i spośród przywódców wielu w Niego uwierzyło, ale z obawy przed faryzeuszami nie przyznawali się, aby ich nie wyłączono z synagogi.42 Bardziej bowiem umiłowali chwałę ludzką aniżeli chwałę Bożą.43 Jezus zaś tak wołał: Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał.44 A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał.45 Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności.46 A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić.47 Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym.48 Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić.49 A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział.50 (J 12,32-50)

19. Zbawcza śmierć Jezusa przez wywyższenie Go na drzewie krzyża

Zapowiadając swoją śmierć, Jezus dał do zrozumienia, że będzie to śmierć zbawienna dla świata. Powiedział: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.” (J 12,32-33) Jezus jest Synem Człowieczym, który – na podobieństwo wywyższonego przez Mojżesza na palu, na pustyni, miedzianego węża – przynosi ocalenie. Wąż miedziany ratował od śmierci wywoływanej przez ukąszenia jadowitych wężów (Lb 21,4-9), natomiast Jezus wywyższony na drzewie krzyża ratuje od potępienia, nazywanego śmiercią wieczną. Krzyż Jezusa przyniósł zbawienie wieczne i pozostał znakiem tego zbawienia. Czczą go z miłością i wdzięcznością ci, którzy wierzą w Boga i Jego miłość. Dla niewierzących krzyż jest jednym z symboli chrześcijaństwa – niczym więcej niż tylko symbolem. Czasem jednak staje się on czymś znienawidzonym, bo niepokoi, o czymś przypomina, budzi sumienie. Wtedy wywołuje albo skruchę, albo agresję.

20. Wierzyć w Jezusa, Światłość, i podążać za Nim

Jezus powiedział: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.” (J 12,32-33) Zapowiedź śmierci Jezusa spotkała się z reakcją. „Na to tłum Mu odpowiedział: Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?” „Odpowiedział im więc Jezus: Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości”. (J 12,32-36) Zapowiedziane przez Jezusa, Syna Człowieczego, wywyższenie Go na drzewie krzyża wywołało pewne wątpliwości, dotyczące Jego mesjańskiej godności. Jakże może być Synem Człowieczym, który wkrótce umrze, i Mesjaszem, który – jak uważali – będzie trwać na wieki? Wypowiedzi Jezusa mogły się wydawać nielogiczne i absurdalne, bo tłum nie wiedział jeszcze o Jego bliskim zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i wiecznym panowaniu w swoim królestwie dobra. Ludzie nie mogli więc pojąć, jak jedna osoba może być równocześnie Synem Człowieczym, który wkrótce umrze, i Mesjaszem, który „ma trwać na wieki”. Zapytali więc: „Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?” (J 12,34) Odpowiadając na to pytanie Jezus zaakcentował, że ten Syn Człowieczy, o którego pytają, jest przede wszystkim Światłością, w którą powinni uwierzyć i za którą mają podążać. W blasku tej Światłości powinni chodzić, aby nie pozostać w ciemnościach (por. J 12,35-36). Nie dokonało się jeszcze zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa, dlatego rozważania o Jego śmierci i „trwaniu na wieki” mogą być jeszcze trudne do zrozumienia, a nawet nielogiczne. Teraz zatem powinni pokornie wierzyć w Niego i wypełniać Jego polecenia. Wszystko to jest ważne również dla nas. Mamy głęboko wierzyć w Jezusa, Światłość, i żyć według Jego wskazań. Jeśli czegoś nie rozumiemy, to najlepiej poprosić Ducha Świętego o rzucenie światła na nurtujące nas problemy. Jeżeli będziemy żyli według wskazań Ewangelii, to w odpowiednim czasie zrozumiemy dobrze wszystko, co jest nam potrzebne do zbawienia.

21. Dopóki Światłość macie...

Jezus, przed swoją zbliżającą się śmiercią, dał taką radę: „Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości.” (J 12,35-36) Ludzie powinni wykorzystać ten krótki czas, aby chodzić w blasku Jego pouczeń, stosować się do nich. Dzięki temu nie ogarnie ich duchowa ciemność, prowadząca do zupełnego zagubienia się. Grozi ona tym, którzy chodzą w mrokach. W ciemnościach nie widzą, dokąd podążają, i przez to narażają się na różne niebezpieczeństwa. Wiara w Jezusa, Światłość, chroni przed pogrążeniem się w mrokach i zgubieniem drogi zbawienia. Dzięki wierze w Tego, który jest Światłością, możemy się stać synami Światłości i mieć Jego światłość w swoim umyśle i sercu. Udzielając tych pouczeń Jezus przypomniał, że trzeba wykorzystać każdą łaskę wtedy, kiedy jest dawana. Nie mówić: „Mam czas i kiedyś zacznę wykorzystywać Boże łaski. Kiedyś zmienię swoje życie; kiedyś zacznę się modlić i chodzić do kościoła; kiedyś będę przystępować do spowiedzi; kiedyś wezmę ślub z osobą, z którą żyję; kiedyś zdecydujemy się na to, żeby mieć dzieci; kiedyś...” Może się zdarzyć, że tego planowanego przez nas „kiedyś” nie dożyjemy i śmierć nas zastanie nie w łasce, lecz w dobrowolnie wybranych przez siebie ciemnościach. Może stać się z nami tak jak z niemądrymi pannami z przypowieści Jezusa, przed którymi zamknęły się drzwi na ucztę. Zawiodły je ich plany i ich bezmyślność. Na ucztę nie weszły (por. Mt 25,1-13). Tak może się stać z tym, który mówi sobie: „Będę żył, jak mi się podoba. Mam czas na zmianę życia”. Lepiej wierzyć w Jezusa i postępować w Jego światłości. Lepiej mieć w sobie bez przerwy oliwę wiary w Niego i miłości do Niego i do bliźniego. Tylko to zapewnia wejście na wieczną ucztę w niebie.

22. „...aby was ciemność nie ogarnęła”

„Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości.” (J 12,35-36) Te słowa Jezusa można odnieść w szczególny sposób do naszych czasów. Niemal każdego dnia obserwujemy, jak światło Ewangelii jest zastępowane innymi rzekomymi „światłami”, które w rzeczywistości są ciemnościami i rozszerzającymi się na cały świat mrokami. Wiara w Boga prawdziwego i w Jego Syna, Jezusa Chrystusa, jest zastępowana w wiarę w „coś”, np. w swobodę, która zapewni szczęście; w przyrodę i w czysty klimat, który rozwiąże wszystkie problemy; w pozytywne energie, które..., w medytacje, które... w pozytywne myślenie, które... w systemy polityczne, które... Jeśli więc jeszcze dociera do nas światło nauki Chrystusa, postępujmy według niego. Może się bowiem zdarzyć, że któregoś dnia dzieci, młodzież i my sami ulegniemy rozszerzanym po całym świecie ciemnościom i już nie będziemy umieli odróżnić drogi prowadzącej do nieba od drogi, na której końcu jest wieczne piekło. Ostrzegł nas przed tym Zbawiciel mówiąc: „A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie”. (J 12,35)

23. Chodzenie w ciemności

Jezus powiedział: „A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie” (J 12,35). Gdyby kogoś zapytać, czy chodzi w ciemności, to chyba każdy odpowiedziałby: „Nie. Przecież jest jasno”. A gdyby sprecyzować pytanie i zapytać, czy chodzi w ciemnościach duchowych, to chyba zawsze usłyszelibyśmy odpowiedź: „Nie. Widzę jasno prawdę. Wiem, jak mam postępować”. Różne dyskusje pokazują, jak ludzie są pewni swoich poglądów, jak ich bronią a nawet chcą je narzucić innym. A jednak nie wszyscy posiadają prawdę. Nie mogą być przecież prawdziwe dwa tak sprzeczne stwierdzenia jak te: „To jest całe białe” i „To jest całe czarne”. Tylko jedno z nich może być prawdziwe albo żadne z nich, gdy np. opisywany przedmiot jest cały szary lub zielony. Część ludzi jest zaślepiona przez różne ideologie, przez zręcznych manipulatorów, przez swoje emocje, uprzedzenia, przez swoją pychę, przez łatwe poddawanie się słyszanym opiniom. Nawet mówią, posługując się niemal dosłownie usłyszanymi wcześniej wypowiedziami różnych ideologów. Część ludzi, którzy do upadłego potrafią bronić swoich poglądów, nie wie albo może nie chce wiedzieć, że mogą one doprowadzić do wiecznego potępienia ich samych oraz tych, którzy je przyjmą. A jeśli nawet nie doprowadzą do aż tak strasznej wieczności, to często wiodą do marnowania wielu cennych lat swojego życia – lat, które mogłyby być dobrze wykorzystane na swój rozwój i skuteczne pomaganie innym ludziom. Jeśli ktoś uważa, że wszystko wie dobrze, że nie myli się w swoich ocenach i poglądach, powinien sobie postawić dodatkowe pytanie: Czy modli się o światło Ducha Świętego? Czy rozważa Ewangelię? Jeśli odpowiedzi na te dwa pytania będą negatywne, to trzeba się dobrze zastanowić nad sobą, bo odrzuciło się dwa ogromne Źródła światłości, czyli prawdy. Takie odrzucanie powoduje, że jeśli nie całkowicie to przynajmniej częściowo „chodzi się w ciemnościach, nie wiedząc w pełni, dokąd się idzie”. I jeszcze się zwodzi innych ludzi, może nawet swoje dzieci, raniąc je na całe życie.

24. Prawdziwa światłość nieraz bywa przyćmiona

Na krótko przed swoją śmiercią Zbawiciel powiedział: „Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi” (J 12,36). Chrystus wypowiedział te słowa przed swoimi słuchaczami, aby przyjęli Jego nauczanie już teraz, gdy jest jeszcze głoszone przez Niego, bez żadnych błędów. Prośba Jezusa przez wieki nie straciła swojej aktualności: trzeba przyjmować czystą naukę Chrystusa, gdy taka jest dostępna. Zawsze bowiem będą się pojawiać różni fałszerze, którzy swoimi wymysłami będą fałszować Ewangelię. Tak było przez wieki. Ciągle pojawiały się różne herezje, które niszczyły prawdziwą wiarę i wprowadzały ludzi w błąd. Szczególnie przed przyjściem Chrystusa w chwale pojawi się wielkie zamieszanie i ogromna ilość zwodzących nauk, ideologii, religii, sekt. Będą one utrudniały wytrwanie w wierze i życie według jej zasad. Wielu ulegnie tym błędom. Zagrożeni będą nawet wybrani, jak powiedział Jezus: „Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych”. (Mt 24,24) Wpadających w błędy i w niewiarę będzie tak dużo, że Jezus, który to przewidział, powiedział: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8) Przed chwalebnym przyjściem Chrystusa nastąpi wielkie odstępstwo i ujawni się wielkie zło. Św. Paweł powiedział, że „objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem”. (2 Tes 2,3-4) Tym człowiekiem grzechu nie musi być tylko jakiś pojedynczy człowiek, lecz także jakaś zdeprawowana organizacja, grupa lub grupy ludzi, którzy będą szerzyć niewiarę i niemoralność, nie robiąc sobie nic z żadnych świętości, a nawet z samego Boga, gdyż będzie się im wydawało, że mają prawo zająć Jego miejsce i zamieniać Jego święte prawa w swoje – grzeszne i bluźniercze. Jezus, który to wszysto znał, dobrze nam radzi: „Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości” (J 12,36). Może się tak stać, że światła czystej nauki zabraknie nawet u tych, którzy są odpowiedzialni za jej strzeżenie i przekazywanie innym. A więc: „Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość...”

25. Światłość może się przed nami ukryć

„Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi.” (J 12,36) Jezus pouczył słuchaczy o tym, że powinni stać się synami światłości, wierząc w Niego i naśladując Go. Nie powinni z tym zwlekać, lecz uwierzyć w Niego, dopóki jeszcze On, Światłość, przebywa pośród nich. Może się bowiem stać tak, że nie będą już mieli dostępu do Jego światłości. Jakby symboliczną „utratą” światła było ukrycie się Jezusa przed nimi. „To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi”. (J 12,36) Odtąd już Go nie widzieli i nie słyszeli. W tych, którzy uwierzyli w Niego, Jego światłość znajdowała się ich umysłach i sercach. Ci natomiast, którzy w Niego nie uwierzyli, pozostali w ciemnościach, wywołanych przez odrzucenie Boskiej Światłości. To, że mamy dostęp do światłości Bożej nie oznacza, że tak będzie stale, gdyż można ją zgasić – zwłaszcza w sobie. Może w pewnym momencie przychodzi nam jakieś światło z nieba w formie zachęty do dobra, przemyślenia swojego życia, zmienienia go. Trzeba wtedy pójść za tym światłem i nie odkładać tego na później, gdyż Dawca światła szanuje naszą wolność. I właśnie z powodu tego szacunku może w nas wygasić je, ukryć je przed nami tak, jak Jezus ukrył się przed tłumem. Bóg nie musi nas ponownie oświecać. W swoim miłosierdziu może to uczynić, lecz nie musi.

26. Nie być „synem tego świata”, lecz „synem światłości”

„Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi.” (J 12,36) Synowie światłości przede wszystkim wierzą w Jezusa Chrystusa, żyją z Nim w stałej jedności i przyjaźni. To On jest światłością dla ich rozumu, sumienia, serca i całego życia. Kierują się zasadami Ewangelii, a więc wiarą, miłością, uczciwością, bo chcą osiągnąć szczęście wieczne. Przeciwieństwem synów światłości są „synowie tego świata”. Ci – wedug Jezusa – są podobni do nieuczciwego i sprytnego rządcy z Jego przypowieści, który dla własnej korzyści oszukiwał, trwonił majątek swojego pana, narażając go na ciągłe straty (por. Łk 16,8) Takich nieuczciwych „synów tego świata” niegdy nie brakowało i nie brakuje. Nie troszczą się o swoje zbawienie ani nawet o zbawienie swoich bliskich. Mają przed oczyma wyłącznie życie ziemskie. Ich głównym pragnieniem jest uczynienie sobie „raju” na ziemi, nawet kosztem innych osób. W raj poza granicami śmierci albo nie wierzą, albo o nim nie myślą. Ich ideałem najczęściej jest posiadanie bogactw materialnych, władzy, sławy, podróżowanie i używanie, które nie liczy się z żadnymi zasadami moralnymi, ustanowionymi przez Boga dla ich prawdziwego dobra i dla dobra wszystkich ludzi. Te zasady zastępują „swoimi”, rzekomo lepszymi i bardziej „nowoczesnymi”. Kierowanie się tymi zasadami doprowadziło wielu do samobójstwa.

27. „Synowie światłości” są przygotowani na spotkanie z Panem

„Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości”. (J 12,36) Przez wiarę w Boga, przez myślenie o Nim i ożyciu wiecznym „synowie światłości” są przygotowani na przyjście Pana i Jego dzień ich nie zaskoczy jak złodziej. Mówi o tym św. Paweł, stwierdzając: „Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności” (1 Tes 5,4-5). Synów światłości nie zaskoczy dzień przyjścia Pana, ponieważ czuwają i myślą o spotkaniu z Nim, natomiast „synowie tego świata”, czyli „synowie nocy i ciemności”, nie wznoszą się w swoim myśleniu ponad otaczającą ich widzialną rzeczywistość. Z tego powodu zaskoczy ich to, co nie należy do tego świata: przyjście Chrystusa i to, co jest po śmierci, a w co nie wierzą. Ich niewiara w wieczne istnienie po śmierci nie ma jednak w sobie takiej mocy, aby mogła sprawić, że po śmierci nie ma nieba, piekła i czyśćca. To wszystko istnieje, będzie istnieć i istniałoby nawet wtedy, gdyby wszyscy ludzie na ziemi przestali wierzyć w Boga i w swoje zróżnicowane wieczne istnienie po życiu ziemskim. Istnienie w szczęściu lub w cierpieniu po śmierci jest realnym faktem, z którym każdy się zetkie niezależnie od tego, co myślał za ziemskiego życia o wieczności i niezależnie od tego, czy w nią wierzył lub nie uznawał faktu jej realności.

28. Ataki „synów ciemności” na „synów światłości”

„Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości.” (J 12,36) Światłość Chrystusowa, która oświeca „synów światłości”, drażni tych, którzy ją odrzucili, tak jak światło razi i sprawia ból tym, którzy przebywają w ciemnościach. Nie mogą znieść światła Bożej prawdy, gdy zauważają ją w bliźnich, którzy przyjęli Jezusa i Jego Ewangelię. Usiłują zgasić światło Bożej mądrości w tych, którzy ją posiadają i ukazują w swoich słowach i działaniu. Próbują je zgasić albo brutalnie, np. przez wyśmiewanie, atakowanie, prześladowanie i zabijanie, albo „stopniowo”, „małymi kroczkami”, np. przez powtarzającą się propagandę i ciągłe dyskusje, w których krytykuje się dobro, będące światłem, i propaguje się zło, które to światło przyćmiewa.

29. Ciemność w spojrzeniu na dziecko rozwijające się w łonie matki

„Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości.” (J 12,36) Ci, którzy przyjmują światło pochodzące z wysoka – światło wiary – w odmienny sposób widzą powstanie nowego człowieka niż ci, którzy tego światła nie przyjmują. Według kogoś bez Bożego światła, bez wiary, rozwijający się w łonie matki płód nie jest człowiekiem, lecz po prostu „płodem”, z którego dopiero kiedyś uformuje się człowiek, np. po narodzeniu lub wtedy, gdy rozwinie się w nim mózg. Inaczej dostrzega to człowiek wierzący. Widzi on „w płodzie” coś więcej niż tylko formowanie się komórek: widzi ingerencję Boga. Wierzy w Trójosobową wszechmocną Boską miłość, która wkracza w procesy biologiczne, dokonujące się w łonie matki. Ta Miłość swoją wszechmocą stwarza nową duszę ludzką. Ta nieśmiertelna dusza nie pochodzi ani od ojca, ani od matki lecz wprost od stwarzającego ją Boga. Dusza powoduje, że w zapłodnionej kobiecie nie rośnie jakiś nowy „twór” lub „narząd” wewnętrzny, który potem, po urodzeniu, będzie dzieckiem. W matce nie wzrasta żaden nowy „narząd”, ani nowy „zlepek komórek”, lecz nowa osoba ludzka. W tej osobie uformuje się z czasem pełna świadomość własnej odrębności. Z tego powodu dziecku, po narodzeniu, nigdy nie przyjdzie na myśl, że jest „kawałkiem” swojej mamy, który się od niej oderwał w czasie porodu i chodzi po tym świecie. Dziecko nie jest częścią mamy ani nigdy nią nie było. Już w łonie swojej matki było odrębną osobą, którą pozostanie na wieczność. Nigdy nie przestanie istnieć, gdyż Bóg stworzył w nim niepowtarzalne i nieśmiertelne „ja”, obdarzone własną świadomością, swoim rozumem, swoją wolną wolą i swoimi uczuciami. Dusza wzrastającego dziecka nigdy nie była częścią matki. Każdy człowiek jest jakby odrębnym „mikrokosmosem”, „światem osobowym”. Ten „odrębny świat” zaczął istnieć nie przez samo połączenie się komórki męskiej z żeńską, lecz dzięki wszechmogącej ingerencji Stwórcy. To Bóg, stwarzając odrębne „ja” dziecka – czyli dając mu niepowtarzalną i nieśmiertelną duszę – utworzył z miłości swój nowy „obraz” i swoje nowe „podobieństwo”, czyli nową osobę. Według zamiaru Boga każde dziecko powinno być owocem miłości kobiety i mężczyzny oraz Jego Boskiej Miłości. Stworzona bezpośrednio przez Boga dusza dziecka jest utworzona z duchowej substancji, która – w przeciwieństwie do ciała – jest niezniszczalna, nieśmiertelna. Nie przestaje ona istnieć nawet wtedy, gdy dziecko jest zabijane w łonie matki. Tego jednak wiele kobiet, które dopuściły się aborcji, nie chce przyjąć. Przeraża je bowiem myśl, że kiedyś staną przed swoim dzieckiem. Jednak zaprzeczanie prawdzie nie ma sensu, bo nie uwalnia od grzechu i od wyrzutów sumienia. Najwyżej uspokaja je tylko na jakiś czas, a potem wraca w formie straszliwego niepokoju. Lepiej zatem modlić się za swoje dziecko i prosić je oraz Boga o przebaczenie, i wyspowiadać się ze swojego grzechu. Jeśli skrucha będzie szczera, z pewnością Bóg i dziecko przebaczy. Potrzebne jest też wynagradzanie za swój czyn, np. przez odwodzenie kobiet od przerywania ciąży, aby ocalić od śmierci ich mające się narodzić dzieci; przez modlitwę o dobre wychowanie żyjących dzieci itp.

Zaskakujące jest jedno, to mianowicie, że obrońcy nienarodzonego życia prawie nigdy nie poruszają prawdy o stworzeniu duszy poczętego dziecka bezpośrednio przez Boga. Wydaje im się, że tak łatwiej przekonają niewierzących. Może jednak byłoby lepiej przedstawić im swoją wiarę w nieśmiertelną duszę dziecka, stworzoną bezpośrednio przez Boga? Nawet jeśli ktoś odrzuci tę usłyszaną prawdę, to jednak jej nie usunie ze swojej pamięci i może kiedyś ją przyjmie. A jak ma ktoś przyjąć prawdę o stworzonej przez Boga duszy, jeśli nigdy o niej nie słyszał, nawet od wierzących obrońców nienarodzonego życia? Do wiary prowadzi się innych nie przez „uniki”, nie przez „przemilczenia”, lecz przez jasne i jednoznaczne świadectwo swojej wiary. Nawet jeśli wywoła ono ostrą krytykę i kpiny, to w przyszłości w kimś zaowocuje, przynosząc plon jak ziarno wrzucone w glebę. (Więcej o nieśmiertelnej duszy i jej pochodzeniu tutaj)

30. Światłość Boża dobrowolnie odrzucona

Św. Jan Ewangelista po raz kolejny opisuje to, z jaką ludzką reakcją spotykał się Jezus. Jedni przyjmowali Go z wiarą, a inni odrzucali Go. O tych ostatnich pisze: „Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego, aby się spełniło słowo proroka Izajasza, który rzekł: Panie, któż uwierzył naszemu głosowi? A ramię Pańskie komu zostało objawione? Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł Izajasz: Zaślepił ich oczy i twardym uczynił ich serce, żeby nie widzieli oczami oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się, ażebym ich uzdrowił. Tak powiedział Izajasz, ponieważ ujrzał chwałę Jego i o Nim mówił.” (J 12,37-41) Prorok – dzięki Bożemu światłu – widział nie tylko przyszłą chwałę Sługi Jahwe, czyli Jezusa Chrystusa, ale również Jego odrzucenie i ogromne cierpienia (Iz 42,1-9; 49,1-9; 50,-11; 52,13-53,12). Zapowiedzi prorockie zrealizowały się w Jezusie. Został odrzucony przez swój naród, jednak osiągnął swoją chwałę przez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, a światło Jego Ewangelii dotarło do wszystkich krajów pogańskich na całym świecie. Jednak naród – który Bóg wyróżnił przez to, że w nim dokonało się Wcielenie Syna Bożego, i przez to, że jako pierwszy usłyszał Ewangelię – w większości odrzucił posłanego Mesjasza i Pana. Bóg uczynił wszystko, aby tak się nie stało. Jezus zrobił wszystko, aby ci, którzy nie uwierzyli w Niego, nawrócili się i doznali uzdrowienia duchowego. Uczynił wszystko oprócz jednego: użycia swojej wszechmocy, aby przełamać upór wolnej woli. Tego Bóg nigdy nie czyni, gdyż nie po to dał nam wolną wolę, aby ją potem odebrać przez zmuszanie do takich decyzji, jakie Jemu się podobają. Z tego powodu zezwolił, aby ci, którzy świadomie, dobrowolnie i z ogromnym uporem odrzucili Jezusa pozostali w swoim zaślepieniu przez pychę, zazdrość, nienawiść i inne grzechy. Dopuścił z bólem serca, aby ci, którzy chcieli trwać w swoim grzesznym uporze, nadal w nim trwali. Bóg nie chciał swoją wszechmocą łamać wolnej woli i podjętych przez nią decyzji. Zezwoli więc na to, aby nie wierzyli ci, którzy nie chcieli wierzyć; aby trwali w zaślepieniu ci, którzy je dobrowolnie wybrali; aby serca były zatwardziałe w tych, którzy tego pragnęli; aby się nie nawrócili ci, którzy nie chcieli zmienić swojego życia na bardziej święte; aby nie zostali duchowo uzdrowieni przez wiarę ci, którzy tego uzdrowienia nie chcieli. Coś takiego powtarzało się w ciągu ludzkich dziejów i powtarza się także dzisiaj.

31. Wystraszeni wyznawcy Jezusa

Liczni byli ci, którzy wzgardzili Jezusem i Jego nauczaniem. „Niemniej jednak i spośród przywódców wielu w Niego uwierzyło, ale z obawy przed faryzeuszami nie przyznawali się, aby ich nie wyłączono z synagogi. Bardziej bowiem umiłowali chwałę ludzką aniżeli chwałę Bożą”. (J 12,42-43) Chociaż naród żydowski, w swojej większości, odrzucił Jezusa Chrystusa, to jednak nawet pośród jego przywódców duchowych byli tacy, którzy uwierzyli w Niego. Bali się jednak ujawniać z obawy przed wykluczeniem z synagogi. Ewangelista nie pochwalił takiej postawy. Uznał, że w niej ujawniało się umiłowanie chwały ludzkiej bardziej niż chwały Bożej. Można powiedzieć, że Jan Apostoł, który z całego serca umiłował Jezusa, Syna Bożego, ubolewał nad tym, że niektórzy z tych, którzy uwierzyli w Niego, nie przyznawali się do swojej wiary przed ludźmi. Wolałby, żeby jawnie przed innymi przyznali się do Jezusa, aby jak najwięcej serc przyciągnąć do Niego, jedynego Zbawiciela. Pragnął, aby nawróceni przywódcy, przez jawne przyznanie się do Jezusa sprawili, że zostanie otoczony licznymi kochającymi Go sercami. Także nasza wiara powinna przyciągać do Boga innych. Dlatego Kościół nie może się zamykać „w zakrystii”, jakby tego chcieli niektórzy. Na szczęście, wielu się z tym nie zgadza i coraz więcej pojawia się świadków, którzy publicznie przyznają się do Tego, w którego wierzą i którego kochają. Do nich przyzna się Zbawiciel przed aniołami Bożym, jak powiedział: „Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych” (Łk 12,8).

32. Wiara w Jezusa jest nie tylko pożyteczna, lecz konieczna

Po przedstawieniu niewiary w Jezusa i ludzi, którzy uwierzyli w Niego, lecz bali się do przyznać do swojej wiary z obawy przed wykluczeniem z synagogi (J 12,37-43), św. Jan przytacza pouczenia Zbawiciela, w których jeszcze raz ukazuje się konieczność uwierzenia w Niego i przyjęcia Jego pouczeń. „Jezus zaś tak wołał: Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział”. (J 12,44-50)

Według powyższych pouczeń uwierzenie w Jezusa jest konieczne, ponieważ:

a) Wiara w Niego jest równocześnie wiarą w Ojca, jedynego prawdziwego Boga, który Go posłał na ten świat. Z tego powodu uwierzyć w Jezusa znaczy uwierzyć w Boga prawdziwego.

b) Kto widzi Jezusa, ten widzi prawdziwego Boga, Ojca, który Go posłał. Tak było za czasów Jego ziemskiego pobytu. Podobnie jest teraz: kto patrzy na Jezusa oczyma wiary, widzi przez swoją wiarę także Ojca, Jedynego Boga prawdziwego.

c) Dzięki wierze w Jezusa, który jest Światłością, nie pozostajemy w ciemnościach.

d) Kto odrzuca słowa Jezusa, ten odrzuca, to, co Bóg Ojciec chciał nam przekazać w swojej miłości i mądrości.

33. Kto widzi Jezusa, widzi Ojca

„A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał”. (J 12,45) Ludzie współcześni Jezusowi byli w uprzywilejowanej pod pewnym względem: mogli Go widzieć w ludzkiej postaci. Ta sytuacja zmieniła się po Jego śmierci. Chociaż bowiem zmartwychwstał, to jednak nie jest widzialny na ziemi w swoim zmartwychwstałym ciele. Możemy jednak Go „widzieć”, ale oczami wiary. Wierzący w Niego „widzą” Go duchowo, a przez Niego „widzą” Ojca – oczywiście też przez wiarę. Poznając Jezusa, poznajemy Ojca, który Go posłał. Jezus pokazał nam oblicze Ojca. W Jego słowach i czynach mądrości, miłości, miłosierdzia, sprawiedliwości, życzliwości ukazuje się nam mądrość, miłość, miłosierdzie, sprawiedliwość i życzliwość Ojca. Za czasów Jezusa byli tacy, którzy widzieli Go oczami i słyszeli uszami, jednak nie „widzieli” Go przez wiarę i nie przyjmowali Jego słów z wiarą. Ci nie widzieli Go prawdziwie i nie widzieli też Ojca, w którego – jak im się wydawało – wierzyli. Podobnie jest i dzisiaj. Są tacy, którzy znają postać Jezusa np. z katechizacji, jednak „nie widzą” Go duchowo, bo w Niego nie wierzą. Poznanie Jezusa u tych ludzi jest bardzo powierzchowne.

34. Źródła duchowego światła

„Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności”. (J 12,46) W życiu mogą się zdarzyć chwile lub okresy zagubienia, pomieszania wartości, złego ustawiania ich hierarchii. Rzeczy przemijające – a przez to bez większego znaczenia – mogą się wydawać ważniejsze od życia wiecznego. Jezus przyszedł na ten świat jako Światłość, aby każdy miał możliwość wydobycia się ze swoich okresów duchowych mroków, aby nie pozostał w nachodzących go ciemnościach przez całe życie lub nawet przez całą wieczność. Jeśli chcemy pomóc osobom przeżywający duchowy zamęt i zagubienie się, to próbujmy je doprowadzić do Światła, którym jest Jezus i Jego nauka. Próbujmy je doprowadzić także do Jego Matki, w której odzwierciedla się całe światło miłości i dobroci Jej Syna. Oddajmy pod Ich opiekę tych, którzy znaleźli się w ciemnościach. Te dwa Serca, Jezusa i Jego Matki, z pewnością nie odrzucą tych, którzy do Nich przychodzą, i staną się dla nich duchową pochodnią, przewodnikiem i światłem w życiu. Będą się też szczególnie opiekować tymi, których Im powierzyliśmy. Będą ich prowadzić do zbawienia.

35. Osąd przez odrzucone słowo Boże

„A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. (J 12,47-48) Nie jest obojętne, jak człowiek zachowuje się wobec słyszanego słowa Bożego. Niektórym ludziom wydaje się, że zlekceważenie go i odrzucenie nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji tak jak np. nieprzeczytanie jednej z milionów codziennych gazet. Jezus poucza, że takie myślenie jest błędne. Powiedział, że On nie dokona sądu nad takim człowiekiem za jego życia ziemskiego. Na tej ziemi jest bowiem dla nas Zbawicielem, który do chwili śmierci daje nam możliwość zbawienia. Nie znaczy to, że człowiek odrzucający słowo Boże pozostanie bez sądu. Nie. Spotka się z sądem w dniu ostatecznym, gdyż odrzucone bezpodstawnie słowa Boże staną się dla takiego człowieka sędzią, wydającym sąd oskarżający i potępiający. Fakt odrzucenia słowa Bożego sam przez siebie będzie wtedy mówił: „Dlaczego odrzuciłeś to, co mogło zmienić twoje życie i zapewnić ci wieczne zbawienie?” Nikt nie znajdzie wtedy usprawiedliwienia dla swojego lekceważenia tego, co Bóg dał nam w swojej dobroci i miłosierdziu. (Więcej o sądzie Bożym tutaj)

36. Jezus mówił tak, jak Mu Ojciec powiedział

„To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział.” (J 12,50) Te słowa Jezusa św. Jan umieścił w swojej Ewangelii bezpośrednio przed opisem Ostatniej Wieczerzy, po której nastąpiło pojmanie naszego Zbawiciela, a potem ukrzyżowanie Go. W słowach tych Jezus zapewnia, że w swoim ziemskim nauczaniu nie powiedział nic zbędnego, nic od Siebie i z własnej inicjatywy i woli. Powiedział nam tylko to, co Ojciec zlecił Mu przekazać – to co jest konieczne dla nas i naszego zbawienia. Oby tak każdy z nam mógł u kresu życia powiedzieć, że czynił i mówił tylko to, co Mu zlecił Bóg Ojciec!

(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)

Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski



Tytuły rozważań